Rafał Sulikowski
Z ludzkiego, czysto ludzkiego punktu widzenia KK powinien się rozwiązać. Nie jestem jednak naiwny i wiem, że będzie on działał i grzeszył z nieletnimi do końca świata, a jeśli jakimś cudem powróci Chrystus, to dopiero on przyniesie ofiarom sprawiedliwość. Wielu jednak nie doczeka się jej nigdy...
Kościół katolicki, od czasu, gdy w IV wieku n.e. chrześcijaństwo stało się oficjalną religią Cesarstwa Rzymskiego, zrobił nieprawdopodobną karierę.
Nawet schizma z 1054 roku n.e. nie zaszkodziła specjalnie ekspansji religii rzymskiej, podobnie jak ruchy ewangeliczne w dojrzałym średniowieczu, a nawet opublikowanie 95 tez przez Lutra w 1517 roku. Z reformacją, która bardziej pomogła niż zaszkodziła tożsamościowo katolicyzmowi poradzono sobie jeszcze w tym samym stuleciu na słynnym do dziś dla wielu soborze trydenckim (1545-1563), dokonując umocnienia władzy papieża, co po wiekach sformułowano jako dogmat (!) o nieomylności głowy Kościoła w sprawach wiary i obyczajów.
Sobór Watykański I obronił Tradycję przed modernizmem, a kolejny dokonał aggiornamento, czyli kontrolowanego przez centralę watykańską “otwarcia” na świat świecki, co było jedynie piarową zagrywką pod przeżywającą swoją “rewolucję seksualną” młodzież, by po pontyfikacie Jana XXIII przyszło ponowne zamrożenie ustaleń soborowych, określanych jako “wiosna Kościoła”.
Zatem widzimy, jak przez stulecia, od IV do I poł. XX wieku Kościół tryumfował, czemu sprzyjała polityka objawień i cudów, zagarniał coraz większą władzę doczesną, która mu jednak nie wystarczała, więc sięgał aż po ludzkie umysły ludzi wierzących, przeważnie biednych i schorowanych, mających nadzieję, że ich los dzięki Kościołowi się poprawi.
Pytanie, jakie stawiam, jest szokujące, również dla piszącego te słowa. Przecież moja przygoda z Kościołem trwała i trwa już wiele lat, były momenty wzlotów i upadków, generalnie jednak nie padłem ani ofiarą molestowania, ani żadnego innego czynu karalnego. Jednak nie o mnie chodzi, choć Kościół wpłynął na moją psyche w zbyt dużym stopniu: chodzi o tysiące ofiar pedofilii kościelnej na całym świecie.
Każda inna instytucja, której udowodniono by wieloletnie praktyki karalne, zwłaszcza na dzieciach i młodzieży - bo nie umieją się bronić - musiała by się rozwiązać i zaczynać wszystko od początku. W przypadku każdej innej instytucji, a Kościół to nie jest wbrew pozorom żadne “mistyczne ciało”, tylko oprócz tego jest największą instytucją publiczną na świecie, jedynym wyjściem byłoby samorozwiązanie. Ale nie w przypadku KK. Dlaczego? Odpowiedź nasuwa się sama - KK ma “misję” do spełnienia, która byłaby zagrożona w momencie rozwiązania.
Pod pretekstem “prowadzenia wiernych do Boga” Kościół katolicki uniknie sprawiedliwego losu, jaki sobie sam zgotował, głównie przez brednie o wartości celibatu. Tak, w KK jest celibat i widać, do czego to prowadzi. Jak zawsze wyparte powraca i to pod postacią molestowania.
Oczywiście, że istnieją powody, żeby Kościół został rozwiązany. Jednak zbyt wiele ma do stracenia z tego, co zdobył przez szesnaście wieków, aby tak się stało.
Oczywiście, papież po raz kolejny przeprosi cały świat, może lokalne kościoły wypłacą jakieś odszkodowanie i na tym sprawa się zakończy. A problem nie zniknie, bo obecnie na świecie istnieje nadal pedofilia i molestowanie i nikt z tym nic nie robi, a informacje wychodzą na jaw po wielu latach, a nawet dekadach. Zamiecie się więc wszystko pod dywan i ukręci łeb sprawie.
Z ludzkiego, czysto ludzkiego punktu widzenia KK powinien się rozwiązać. Nie jestem jednak naiwny i wiem, że będzie on działał i grzeszył z nieletnimi do końca świata, a jeśli jakimś cudem powróci Chrystus, to dopiero on przyniesie ofiarom sprawiedliwość. Wielu jednak nie doczeka się jej nigdy...
Rafał Sulikowski