TheFad.pl – Polska i Świat. Opinie i komentarze

Dariusz Stokwiszewski: Zakłamana retoryka władzy i łamanie art. 32 Konstytucji RP

Zakłamana retoryka władzy i łamanie art. 32 Konstytucji RP

Fot. Źródło: wikipedia

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Zapytałem jednego z tych „mądrali z opozycji”, dlaczego nie widać protestów na ulicach skoro jest tak źle oraz dlaczego tak wiele osób uważa (bo skoro nie protestuje, to chyba sądzi), że w Polsce tak naprawdę nic złego się nie dzieje, a samą demokracją się „nie najemy”.

Jak powszechnie wiadomo, każdego dnia już od wczesnych godzin porannych, posłowie i senatorowie obozu władzy mówią jednym głosem, o bieżącej polityce państwa. Taka postawa mogłaby cieszyć, gdyby nie realia życia codziennego, dziwnie przypominające mi już dawno i słusznie minione czasy. Osobiście, niezwykle często przeżywam coś, co w języku Balzaca nazywa się déjà vu (już widziane/już przeżyte), a mnie przypomina, jako żywo, moją młodość, do której tęsknię.

Zgodność tę można tłumaczyć na różne sposoby, jako telepatię, empatię, więź duchową wspartą głębokim patriotyzmem i wyczuciem potrzeby chwili, związanej nierozłącznie z obowiązkiem wypełniania misji na rzecz „dbałości o Polskę i jej interes narodowy”, tj. Rację Stanu Rzeczypospolitej Polskiej. Tak to postrzegam – wbrew temu, że złośliwcy niechętni rządowi kpią, mówiąc, że jest ona (zgodność poglądów) być może, wynikiem tego, że posłowie instruowani są w ten sposób za pomocą sms’ów i/lub maili.

Ostatnio niezwykle istotnym przekazem prominentnych polityków PiS jest to, że każdy z nas jest równy wobec prawa, co odzwierciedlać ma zapis art. 32 Konstytucji RP. A to wszystko z powodu braku zrozumienia ze strony społeczeństwa tego, że nasza władza, szanując prawo, „aresztuje jedynie przestępców” i „osoby popełniające wykroczenia”. Nikt uczciwy według tychże działaczy bać się nie musi, bo czy np. ja, czując się w pełni „szczęśliwym obywatelem”, muszę jak „jakiś tam Władysław Frasyniuk”, wychodzić na ulicę drażniąc swoją obecnością „pogrążonych w religijnym zadumaniu i uniesieniu” obywateli defilujących podczas cyklicznej miesięcznicy smoleńskiej?! Ba, jakby tego było mało, trzymając w rękach – na złość porządnym ludziom – diabelsko wyglądające, białe róże?! Nie!

Mam ciepłą wodę w kranie? Tak! A chleb powszedni i coś do jego smarowania? Także! A poczucie pełnego bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego państwa? Jak nie jak tak! Władza mówi przecież o tym codziennie i karze tych, którzy sieją defetyzm. To, czego ja do jasnej cholery chcę?! O jaką równość wobec prawa mi chodzi?

Ze strachem odpowiadam: mnie jest dobrze, tylko tym „burzycielom” z dawnej opozycji solidarnościowej ciągle się coś nie podoba i wytykają władzy różne „dziwne rzeczy”.

A to np., że:

Tak więc, kiedy ze zgrozą wypisałem te wszystkie nietrafione zarzuty pod adresem naszej władzy, zrobiłem rzecz następującą. Otóż zapytałem jednego z tych „mądrali z opozycji”, dlaczego nie widać protestów na ulicach skoro jest tak źle oraz dlaczego tak wiele osób uważa (bo skoro nie protestuje, to chyba sądzi), że w Polsce tak naprawdę nic złego się nie dzieje, a samą demokracją się „nie najemy”.

Uzyskałem (chyba mającą mnie przestraszyć) odpowiedź, w formie wiersza niemieckiego pacyfisty, pastora i przeciwnika nazizmu, żyjącego w okresie II wojny światowej. Oto on:

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.

Zostawiam ten wiersz bez komentarza po to, aby wnioski każdy wyciągnął samodzielnie!

 

 

Exit mobile version