Kamil Durczok
SKORO JESZCZE WOLNO MYŚLEĆ I MÓWIĆ, ZZA ZAMKNIĘTYCH DRZWI MIESZKANIA MOJE WOLNE (O)SĄDY...
Zaufanie. Podważane, niszczone, łamane. Jeszcze wczoraj staromodne, wyświechtane, puste słowo. Dziś okazuje się, jak cenne. Niezbędne. I dotkliwie brakujące.
Bez niego nie da się wygrać z zarazą. Wbrew niektórym, jest tak samo potrzebne, jak maseczki, kwarantanna, ochronne ubrania i miliardy na wojnę z pandemią. Ale go nie ma. I, po prawdzie, wielu ciężko na to pracowało. Psując wszystko, co się dało. Przez lata.
Zaufanie niszczyła każda władza. Każda inaczej, z innym natężeniem, brutalnością i cynizmem. Ale bez wyjątków.
Elity Unii Demokratycznej i Unii Wolności, bo swoim wywyższaniem, przekonaniem o monopolu na rację i moralne prawo sprawowania władzy, okazywały ludziom pogardę. AWS, z TKM-em (teraz kur…a my!), o ironio, piętnowanym wtedy przez Jarosława Kaczyńskiego. SLD, rujnując korupcją oraz aferami i tak mizerne zaufanie wyborców. Platforma, zrywająca rękami Donalda Tuska fundamenty tak ważnej społecznie umowy, jaką były OFE.
Zrywał i zrywa zaufanie PiS, za nic mając prawo, sprawiedliwość, wolne sądy i ludzkie życie. Złośliwy upór z przeprowadzeniem wyborów 10 maja, świadczący o poważnym problemie z dyktatorskimi zapędami, jest niczym innym, jak cyniczną grą ludzkim losem. Dla kogoś może podniecającą. Dla ludzi przerażającą.
Ja też mam swoje winy. Zaufanie tych, którzy wierzyli mi przez lata pracy, przekreśliłem rajdem własnej głupoty i nieodpowiedzialności, napędzanym alkoholizmem. Lista tych, którzy przyłożyli rękę do zamachu na zaufanie, jedną z najistotniejszych wartości społecznych, jest długa.
O zaufanie można powalczyć. Próbować je przywrócić. Ale najpierw trzeba się przyznać do błędu. Powiedzieć to głośno a potem głęboko i szczerze przeprosić. Tylko że na to polityków w Polsce nie stać. We współczesnym dialekcie politycznym nie ma takiego słowa. Obowiązująca doktryna każe myśleć, że przepraszają tylko słabi. Zwycięzcy nie muszą. I tak oto topnieją resztki zaufania, że ci co nami rządzą, wiedzą co robią.
Niestety, nie wiedzą.
Chyba nigdy dotąd, po 89 roku, tak jaskrawo nie zobaczyliśmy oderwania aparatu władzy od zwykłych ludzi. Pakiet, tarcza, wnioski, formularze, biurokracja. Naprzeciwko przerażeni ludzie, wydający właśnie ostatnie pieniądze na jedzenie. Bez perspektyw na zarobki. Bez oszczędności. Bez nadziei, że to się szybko skończy.
To nie jest kwestia PiS czy PO. To jest kwestia relacji. Zamiast kontaktu człowiek - człowiek, mamy konfrontację władza - obywatel. Zamknąć. Najlepiej wszystko. Lasy, parki, ludzi. Być może tak trzeba, być może nie. Nie mam pojęcia. Ale widzę, że władza też go nie ma. To decyzje, które w największej mierze zależeć powinny od lekarzy, epidemiologów, fachowców po prostu. Tylko szaleniec może wierzyć władzy, która zamyka nas w domach, ale jest pewna, że wypuści nas zdrowych i bezpiecznych na wybory 10 maja.
Zaufanie. Nigdy, i słusznie, nie mieliśmy go w nadmiarze wobec żadnej władzy. Ale dziś budowa relacji opartych na zaufaniu jest brutalnie niszczona przez kłamstwo i propagandę. Zapytajcie lekarza, pielęgniarkę, położną z najbliższego szpitala. Na słowa: bezpieczeństwo, opieka, rezerwy, zapasy, środki ochronne, testy, wybuchną płaczem, gorzkim śmiechem albo załamią ręce.
Politycy, także ci z opozycji, także niszczyli resztki zaufania. Dlaczego?
Bo władza kłamie, twierdząc, że wie co robi. Nie ma pojęcia co robić, a dramatycznym tego dowodem są kolejne zakazy. A opozycja zamiast od początku twardo mówić: sprawdzamy, stęka przez dwa tygodnie o potrzebie bycia razem w obliczu zagrożenia. I zawieszeniu kłótni oraz sporów na kołku. To wszystko na oczach wystraszonych ludzi, którym likwiduje się miejsca pracy, wypowiada umowy, stawia w obliczu pytania, czy za chwilę będą mieli za co kupić jedzenie dla dzieci.
Zaufanie można było wzmocnić, proponując prostą, konkretną pomoc państwa. Ale zamiast tego jest cyrk z tarczą antykryzysową, która bardziej przedsiębiorców rozsierdziła, niż dała jakąkolwiek nadzieję. Zaufanie można było odbudowywać, biorąc w cugle rozbestwione, bezkarne, chciwe i egoistyczne banki. Ale tego nie zrobiono, ani przy kredytach frankowych, ani teraz, kiedy z absurdalnych powodów, bankowe boty wypluwają z siebie odmowy zawieszenia kredytów czy rat leasingowych. Gdyby choć raz polityka była prowadzona w kontrze do potężnych grup nacisku, zrozpaczeni ludzie mogliby poczuć, że władza stoi po ich stronie. I że może trzeba jej dać, słaby bo słaby, ale kredyt zaufania.
W obliczu kolejnego dowodu, że władza jest celem samym w sobie, warto postawić pytanie o innego rodzaju zaufanie.
Warto pytać, kim dziś, w obliczu zagrożenia, jesteśmy dla siebie nawzajem. I czy sami wobec siebie, swoich bliskich, sąsiadów, możemy sobie pozwolić na luksus zaufania. Dla każdego jest dziś czas prostych pytań i prostych odpowiedzi. Czy uważam się za mądrzejszego i sprytniejszego i wychodzę z domu, choć nie muszę? Czy powinienem zgłosić, że przyjechałem z regionu podwyższonego ryzyka? Czy sam sobie powinienem wyznaczyć kwarantannę, bo od tego zależy życie mojej mamy, brata, sąsiada, kolegi? To jest kwestia zaufania. Czy jestem pewny, że nie narażam siebie na chorobę a może i śmierć? Czy jestem pewny, że ja nikogo na takie ryzyko nie narażam?
Jest czymś zdumiewającym i budującym, jakie zdolności mobilizacyjne znajdujemy w sobie w obliczu zdarzeń nadzwyczajnych. Jak fantastycznie działamy kiedy próbuje nas zgnieść powódź, huragan, katastrofa, tragedia. Ile w nas ciepła, dobroci i zjednoczenia. Jak organizujemy wtedy pomoc, jak uruchamia się fala dobra, jak ruszają do pracy rzesze wolontariuszy. Jak proste gesty nabierają niezwykłego wymiaru. Jak zwykłe słowa niosą ulgę i wsparcie.
I jest równie frapujące, dlaczego tak szybko nam to wszystko przechodzi. Jak błyskawicznie rzucamy się sobie do gardeł, kiedy wraca codzienność, ta nienormalna, polska normalność.
Kryzys w środku którego jesteśmy, ma niespotykany dotąd wymiar. Także czasowy. Nikt nie wie, jak długo to wszystko potrwa. Może tygodnie, może miesiące. W tym znaczeniu to sytuacja dla nas nowa. Na ile wystarczy nam tej dobroci, gotowości pomocy, wzajemnego wsparcia i zaufania? Może jedyną dobrą stroną tej wojny będzie fakt, że zmienimy się na lepsze na dłużej? A może coś zostanie w nas na zawsze, tak jak wieczne piętno odcisnęły na narodach największe tragedie XX wieku?
Zaufanie. Wczoraj uznawane za staromodny banał. Dziś budujące na nowo relacje międzyludzkie. Marzy mi się trudna, twarda, bolesna ale potrzebna debata. W kontrze do informacyjnego bełkotu, propagandowego jazgotu, absurdalnych wynurzeń. O tym, jak zatrzymać na dłużej wszystko, co w tym niedobrym - dobre, w destrukcyjnym - budujące, w chorym - zdrowe. Tylu mądrych ludzi nie mogło się przebić przez groteskową, codzienną, tak bardzo polską, polityczną stłuczkę. Teraz jest ich czas. Właśnie teraz powinni dojść do głosu. Właśnie teraz, pośród mdlącej czasami głupoty. W samym środku plebiscytu na podłość i idiotyzm dekady. Pośród bełkotu niektórych kapłanów, guseł cofających nas do średniowiecza i pytań, czy klękać podczas oglądania transmisji mszy. Pośród parady cynizmu, na czele której staje chwilowo cwaniak, radzący harującej pielęgniarce, by zmieniła zawód, skoro jest zmęczona. Tych głosów mądrości ciągle nie ma. A są tak samo potrzebne, jak prosty przekaz, żeby zostać w domu. Jak instrukcja, co robić kiedy dopada nas gorączka. Jak przekonanie ludzi, że nie zostaną sami. Tak serio, nie na użytek konferencji prasowej.
Kamil Durczok