Wyborcza jesień w wielu europejskich krajach może być szansą, by wystawić rachunek populistom - ocenia niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung”.
Jak pisze komentator gazety Stefan Kornelius, lato 2016 roku było decydującym momentem „populistycznej eksplozji”. Co okazała się fenomenem dzisiejszych czasów.
„Wówczas to Brytyjczycy, po kampanii pełnej kłamstw i kuglarstwa, zagłosowali za wystąpieniem z UE, a w USA Donald Trump został prezydenckim kandydatem Republikanów. Kilka miesięcy wcześniej w Polsce partia Prawo i Sprawiedlowość zdobyła władzę za pomocą drogich prezentów wyborczych i tanich obietnic. PiS udowadniło tym samym, że praojciec nowoczesnego europejskiego populizmu Viktor Orban nie musi być fenomenem, tylko węgierskim” - zauważa Kornelius.
Szansa na cezurę
Zdaniem Stefana Korneliusa, po trzech latach nadeszła „szansa na nową cezurę”. Tej jesieni bardzo wielu Europejczyków ma bowiem możliwość podjęcia decyzji, czy widzi swoją przyszłość w tak prowdzonej polityce.
W wyniku kryzysów koalicyjnych i rządowych w Europie szykuje się wyborcza seria. Do urn pójdą Austriacy, Polacy, ale też prawdopodobnie Brytyjczycy i Włosi. „Przyśpieszone wybory mogą przydarzyć się Hiszpanom. Rumuni też mają możliwość najpóźniej do końca grudnia osądzić nacjonalizm i złe gospodarowanie” - pisze Kornelius.
„Komu to nie wystarczy jako barometr populizmu, niech we wrześniu spojrzy na Izrael, a w październiku na Szwajcarię. Wszystkie te wybory łączy to, że osądzone zostaną w nich rządy, które łyżkami opychały się nektarem populizmu, a teraz stwierdziły, że jest on ciężko strawny” - ocenia.
Według autora, we Włoszech umiarkowane ugrupowania mają szansę przejąć władzę, jeżeli połączą siły i zaproponują wiarygodną alternatywę.
Problemem Wielkiej Brytanii są skrajni przywódcy w obu obozach. Pragmatyczni politycy centrowi są choć „w większości, to jednak nie przy władzy”.
„W Polsce narastają protesty przeciwko rządowi, który prowadząc wojnę kulturową, wywołuje w kraju skrajne napięcia” - dodaje.
„Nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się, żę wyborcza jesień przyniesie tylko niepewność i ponowną niestabilność, to może nastąpić moment nawrócenia” - uważa Kornelius. Wskazuje na to, mobilizacja sił antypopulistycznych jaka miała miejsce w czasie majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wbrew wszelkim prognozomm wybory te nie wzmocniły sił populistycznych i antyeuropejskich. Wzrosła za to frekwencja wyborcza i gotowość obrony umiarkowanej polityki i reguł klasycznej demokracji - ocenia autor. „To zaleta populizmu: zaostrza on spojrzenie na czas wyborów i może łączyć siły, które w innej sytuacji nie zebrałyby się razem” - uważa.
Problemem może stać się Berlin
Autor przyznaje, że dla Unii Europejskiej taki potencjalny scenariusz może być jednak spóźniony. Nowa Komisja Europejska wkrótce rozpocznie urzędowanie. Kraje członkowskie muszą teraz szybko uzgodnić nowy unijny budżet. Następnie powinny skoncentrować się na rozwiązywanie naprawdę palących problemów, jak polityka klimatyczna i energetyczna, ale też znaleźć odpowiedź na amerykańską linię w polityce handlowej i gospodarczej. Ponadto muszą pozyskać większą pewność siebie w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, tak potrzebnej Europie w obliczu konfrontacji chińsko-amerykańskiej.
Komentator SZ krytykuje niemieckich polityków, za to że nie dostrzegają tej szansy. Zaznacza przy tym, że sami mogą stać się problemem europejskiej wyborczej jesieni. - ze względu na koalicyjne spory, a także wykazywaną „bojaźliwość wobec trupy rasistów z AFD” podczas kampanii wyborczych we wschodnich landach, unikanie odpowiedzialności przez współrządzącą Niemcami SPD czy „brak energii” w szeregach CDU.
„W niemieckiej polityce często nie docenia się tego, jak stabilizującą funkcję ma ten kraj dla swoich sąsiadów. Jakie znaczenie ma wzrost i stabilność w Niemczech dla całego kontynentu. Jaki wstrząs w najdalszym zakątku kontynentu może wywołać najlżejsze drżenie w Berlinie” - ocenia Kornelius. Niekontrolowany kryzys rządowy w Niemczech to ostatnie, czego potrzebuje Europa w trakcie jesieni wyborczej - podkreśla.