Andrzej Saramonowicz
Zapytacie, dlaczego w ogóle miałbym brać udział w czymś, czego za legalne wybory nie uważam? Tylko z jednego powodu, moi mili, tylko z jednego: by popsuć triumfalne koncepty temu żoliborskiemu gnomowi, który wozi nas w tę i nazad już stanowczo za długo.
Moi drodzy, IŚĆ CZY NIE IŚĆ na sasinowybory to nie jest ani tak fundamentalna rozterka jak hamletowskie BYĆ ALBO NIE BYĆ, ani tak dramatyczna jak polskopowstańcze BIĆ SIĘ CZY NIE BIĆ. Nie ma więc powodu, by już teraz składać jakieś wiążące deklaracje o ciężarze i gabarytach marmurowej płyty czy pomnika ze spiżu.
Ja do niedawna byłem przekonany, że nie będę uczestniczył w tej farsie, a teraz sobie pomyśliwuję, że właściwą decyzję podejmę dopiero tuż przez 10 maja, kiedy będę wiedział znacznie więcej niż dziś.
Na razie traktuję wszystko, jakby tej imprezy pocztowej w ogóle nie było i przyglądam się uważnie polu bitwy. I będę się tak mu przyglądał do 7 maja, czyli decyzji Senatu i reakcji na to Sejmu.
Co mnie jako obserwatora do tego czasu interesuje?
1. Gabinetowe podchody polityków.
2. Organizacyjne wygibasy Sasina z palcem swojego pryncypała wetkniętym wszyscy wiemy gdzie.
3. Rozwój epidemii.
4. Zachowania i propozycje dla Polski dwóch kandydatów, których jeszcze traktuję poważnie, czyli Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza.
I jestem pewien, że jeszcze naprawdę dużo może się wydarzyć.
AD 1. Może się zmienić układ sił w parlamencie i powód naszych rozterek stanie się bezprzedmiotowy.
AD 2. Wesoła grupa sasinoidów tak już dokumentnie wszystko spieprzy, że nie będzie można przeprowadzić nawet tej farsy, którą nam się obecnie szykuje.
AD 3. Wzrośnie ryzyko zakażeń do tego stopnia, że nawet oszołomy z PiS-u się wystraszą, że przyjdzie im za wszystko potem grubo zapłacić.
AD 4. "Moi" kandydaci chlapną coś tak głupiego, że nawet gdyby zaraza ustała, nikt mnie do żadnych głosowań nie namówi.
A może coś jeszcze, diabli wiedzą.
Zapytacie, dlaczego w ogóle miałbym brać udział w czymś, czego za legalne wybory nie uważam? Tylko z jednego powodu, moi mili, tylko z jednego: by popsuć triumfalne koncepty temu żoliborskiemu gnomowi, który wozi nas w tę i nazad już stanowczo za długo.
I Was też bym namawiał do przyjęcia podobnej motywacji. Jakie czasy, taka powaga. Zatem jedyny nasz dylemat winien brzmieć następująco: czy bardziej chcemy zachować czystość, czy spierdolić paru łachudrom dobry humor.
Ponieważ nie postrzegam się jako postać totalnie krystaliczną, nie jest wykluczone, że wybiorę odpowiedź numer 2. Co Wy zrobicie, jest już Waszą sprawą.
Ale pamiętajcie: o tym, czy weźmiemy udział w tej sowizdrzalskiej zabawie cyrku "Wirus w Koronie", możemy zadecydować nawet dopiero 10 maja po obiedzie. Wcześniej ani szabli ostrzyć nie trzeba, ani konia siodłać, ani się spowiadać, ani nawet butów pastować, ani się w ogóle do tego jakoś szczególnie nastawiać, bo to takie święto demokracji jak dzień pocztowca czy urodziny matki jakichś tam randomowych bliźniaków.
Andrzej Saramonowicz