Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Ludzie w tym kraju dobrowolnie, w demokratycznym trybie, głosując, rezygnują ze swojej wolności. Ta „wolność” nie jest im potrzebna do robienia zakupów w sieciówkach, do oglądania seriali w telewizji, do trwonienia czasu w sieci, wyjeżdżania na wakacje i picia wódki, kiedy polska kiełbasa skwierczy na grillu.
Jest taki kraj, w którym wszyscy mówią o Bogu, ale niewiele o nim wiedzą i wcale im nie przeszkadza, że ten Bóg nauczał o miłości, równości i że nie wykluczał. Że w Nowym Testamencie miał na imię Jezus i był żydowskim nauczycielem z rzymskiej Judei. Nie przeszkadza to nikomu w tym, żeby w szkolnych klasach cytować Dmowskiego, żeby wieszać na szubienicach gwiazdy Dawida pokracznie malowane na murach kamienic, żeby na wezwanie katolickiego księdza dezynfekować miasto po jego nieheteronormatywnych mieszkańcach, żeby słuchać jak biskupi wzywają do nienawiści, lżą i kłamią, a wszyscy i tak do kościoła. Nie przez „złość” – jak napisałby Dygat. Ale ot tak, po prostu – „przyzwyczaili się”.
Jest taki kraj, w którym tyle mówi się o honorze, w którym przez honor wybuchały wojny i konflikty, że „nie oddamy guzika od munduru”, ponieważ – „honor” – „honor” ponad wszystko. „Polska Pany” i ogólnie „Polacy – nic się nie stało”.
Tymczasem politycy przyłapywani są na kłamstwie, na nieprawości. Chwyta się ich za rękę, kiedy biorą łapówki, kiedy nie wywiązują się ze zobowiązań i wyborczych obietnic, kiedy ponad dobro publiczne wynoszą prywatne interesy, kiedy mówią „wystarczy nie kraść”, a później nie mogą się doliczyć publicznych pieniędzy. W prywatnych rozmowach, które ktoś „niehonorowo” rejestruje w modnej restauracji, okazują wzgardę i lekceważenie tym, którzy dają im pracę na kolejne kadencje. Bez specjalnego uszczerbku na honorze.
Nikt nie porządkuje papierów. Nie przystawia sobie rewolweru do skroni. Nikt zawstydzony w łeb sobie nie strzela. Nikt się nie rzuca do Wisły w upokorzeniu i sromocie – jak Wanda, która nie chciała Niemca. Nikogo ten honor nie uwiera, kiedy okazuje się, że za publiczne pieniądze cała rodzina drugiej osoby w państwie latała po Polsce jego służbowym samolotem.
Jest taki kraj, w którym tyle mówi się o „Ojczyźnie”. Że znaczona „krwią i blizną”, że „są w Ojczyźnie rachunki krzywd”, „że ja i Ojczyzna to jedno”. Kraj, w którym od przedszkola wmawia się dzieciom, że nic piękniejszego jak za tę Ojczyznę umierać. I tak od pokoleń. Co nie przeszkadza i nigdy nie przeszkadzało jej mieszkańcom, żeby w miarę możliwości tę Ojczyznę oszukać, wyciągnąć co się da i ile się da, „ponieważ przecież nam się należy”. „Komu ma się należeć jak nie nam”. Od przedsiębiorcy do polityków wszyscy z tą Ojczyzną wyrównują swoje prywatne „rachunki krzywd” i jakoś nikomu w tym cytaty z Mickiewicza i Norwida, nie zawadzają. Bawi się jeden z drugim Dyzma na bankiecie, ponieważ niczego ten ludek tak nie umiłował jak dobrej zabawy.
Jest taki kraj, nareszcie, w którym wszyscy mówią o „wolności”, w którym „za Wolność naszą i waszą” wyszywało się na sztandarach, tymczasem ludzie w tym kraju dobrowolnie, w demokratycznym trybie, głosując, rezygnują ze swojej wolności i nawet tego nie widzą, ponieważ (taki im się wydaje) ta „wolność” nie jest im potrzebna do robienia zakupów w sieciówkach, do oglądania seriali w telewizji, do trwonienia czasu w sieci, wyjeżdżania na wakacje i picia wódki, kiedy polska kiełbasa skwierczy na grillu. Nie jest im ta wolność, w ich przekonaniu, potrzebna, żeby czuć się „wolnymi”, ponieważ miska jest wciąż pełna, a w telewizji jest kolorowy obraz w wysokiej rozdzielczości. Jest taki kraj, w którym „wolność krzyżami się mierzy”, co oznacza, mniej więcej, tyle że w kraju, który od trzydziestu lat jest niepodległy i niezawisły w kościołach wciąż śpiewa się „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Co wszędzie indziej wydałoby się odrobinę niedorzeczne, ale nie tutaj.
Tutaj to co jest białe nie jest białe, a to co jest czarne nie jest czarne. Tutaj jest Polska. A to nie są żarty.
Macin Zegadło