Ks. Stanisław Walczak
Zaangażowałem się w walkę przeciwko zboczonemu związkowi Kościoła z państwem, przeciwko oddaniu największych wartości chrześcijańskich na żer dla kłamców, oszustów i złodziei. Po pięciu latach jest gorzej niż było
Wpadam w melancholię. Zaczynam zastanawiać się po co jestem taki naiwny i wtrącam się do cudzych spraw. Przecież teraz, na emeryturze, po spełnionym życiu kapłańskim, mój biskup zapewnia mi spokojne życie. A ja myślałem, że przemienię świat i ubogacę jeszcze Kościół. Oj głupiutki ten Stanisław. Zamiast delektować się życiem, zamiast żyć już tylko dla siebie...
Zaangażowałem się w walkę przeciwko zboczonemu związkowi Kościoła z państwem, przeciwko oddaniu największych wartości chrześcijańskich na żer dla kłamców, oszustów i złodziei. Po pięciu latach jest gorzej niż było. A ja się pytam po jakiego czorta w ogóle tym się zająłem? Szkoda głowy na walenie w żelbeton. Trzeba, jak większość, żyć sobą!
Próbowałem bić na alarm w kwestii przestępczej wręcz akcji rządu polskiego w celu zniszczenia praworządności. Dzisiaj jest gorzej niż dotychczas, a prawie nikt tym się już nie przejmuje. A ja waliłem głową w ten mur. Stanisławie, jakiś ty naiwny. Troszcz się o siebie, żyj pełnią życia!
W tych dniach próbowałem się zmierzyć z nabożnymi frazesami biskupów polskich w kwestii walki z epidemią. Ale jest jeszcze gorzej. Zamykam się więc w mieszkaniu, zakupy robię w sklepiku na parterze i mam wszystko w trzyliterowym nosie, nie wspominając organu czteroliterowego. Zmierzenie się z ignorancją zawinioną, z pychą, z arogancją oraz z myśleniem przestępczym okazuje się być ponad siły.
Zamierzam zatem dostosować się do większości i gwizdać na wszystko. Spróbuję zakochać się na nowo w moim „ja”, w moim ego. W końcu mój wspaniały biskup dba o moje potrzeby. Nie mam więc powodu, by robić cokolwiek oprócz siedzenia w fotelu, pykania fajki i marzenia o niebieskich migdałach. Przecież jestem duchownym.
Nie muszę też korzystać ze „szpitala dusz” jakim podobno jest budynek kościelny. Biorąc pod uwagę ilość błędów w sztuce lekarskiej, popełnianych w tym „szpitaliku” bez ponoszenia odpowiedzialności, wolę moją izdebkę.
Wszystkim siostrom i braciom w wierze proponuję, by nosili na sercu plakietkę z napisem „tu mieszka Bóg”. Może to otworzy wielu biskupom oczy, że budynek kościelny jest o tyle miejscem Boga, o ile spotykają się w nim w Imię Jezusa „dwaj albo trzej” (Mt 18,20). To wiara zgromadzonych czyni z budynku kościelnego dom Boży.
Wszystkim braciom w kapłaństwie radzę, by do swych „usług” dodali tzw. catering i na zamówienie ludziom starszym, schorowanym, wystraszonym i potrzebującym dowozili do mieszkań Komunię Świętą. Może to być połączone z określonym datkiem.
Dokładnie 38,2 proc. wiernych bierze udział w niedzielnych mszach (38,3 proc. w 2017 r.), a 17,3 proc. katolików przystępuje do komunii (17 proc. w 2017 r.). Tak wynika z danych przedstawionych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego. W obliczu tej statystyki nie widzę powodu do histerii w kwestii tzw. głodu Eucharystycznego. Te 17,3procent, w momencie zamknięcia kościołów bez problemu ponad 30 tys. księży i wielu szafarzy są w stanie dostarczyć Eucharystię do domów. Tak mała ilość ludzi przystępujących do Komunii w Polsce jest znakiem ogromnego kryzysu wiary. I żadna teoryjka o Komunii duchowej tego nie naprawi.
Nie karmcie ludzi nabożnymi hasłami. Zabierzcie się do roboty.
Ks. Stanisław Walczak