Rafał Sulikowski
Ci, którzy religię przepracowali, a nie jest ich wielu, to przeważnie ludzie bardzo dobrze wykształceni, a religia boi się najbardziej ludzi krytycznych, samodzielnie myślących, niezależnych, bo wie, że tacy ludzie swoje dzieci nie poślą na katechezę, tylko na lekcje etyki, że takie dzieci odejdą szybko z Kościoła, nie chcąc wspierać emocjonalnie jego zbrodni
Pisząc na tematy globalne, czyli “co się obecnie dzieje na świecie”, należy zdefiniować podstawowe pojęcia.
“Świat” to cały system społeczno-polityczny, dążący podświadomie do integracji, ujednolicenia, przed czym ostrzegają politycy skrajnie prawicowi, dążący do restauracji republiki, której ideałem jest niezmiennie okres II RP wraz z podpisaną krótko przed śmiercią przez marszałka Piłsudskiego konstytucją kwietniową, która zastąpiła podpisaną w marcu 1921 konstytucję marcową. Ta pierwsza była bardziej “liberalna”, zaś kwietniowa legitymizowała ustrój autorytarny. Potem wiemy, co było…
Obecnie na świecie rządzi Darwin. Trwa selekcja naturalna w negatywnej formie. Pozostaje pytaniem otwartym, czy jest to selekcja zaprogramowana celowo, czy naturalnie?
Selekcja naturalna jest podstawowym narzędziem doboru naturalnego, który promuje zawsze zdrowe geny i ludzi młodych, zdrowych. Obecnie nie wiemy, ile będzie ofiar tej dziwnej selekcji. Być może natura samoczynnie co jakiś czas reguluje ilość populacji, przez kataklizmy, a nawet wojny, które zdawałoby się, nie są konieczne, lecz tworzone przez ludzi przeciw innym ludziom. W każdym razie depopulacja nie musi być celowo sterowana z jakiegoś laboratorium, może następować samoistnie. Jeśli tak jest, umrze mnóstwo ludzi schorowanych, starszych, niepełnosprawnych, lecz równie dużo zostanie dzięki nauce i medycynie ocalonych, przedłużone będzie ich życie.
Nie mamy dostatecznie wiele danych z przebiegu zjawiska, nie mapujemy śladu wirusa, bo obecnie jest on wszędzie. Nie da się przewidzieć, czy nastąpi kolejna fala albo fale; nie wiemy, jak się rozwijał i jak mutował wirus; mamy za mało badań, a tylko badania rzeczywistości mogą dać dość pewną odpowiedź.
Nauka i technika oraz medycyna oficjalna są niestety na mocnym cenzurowanym; ludzie wymieniają się w obiegach kuluarowych szumem informacyjnym, który potężnieje codziennie; wszelkie obecne w obiegach popularnych i main-streamowych dane tworzą jeden wielki szum w tle, szum, przez który tylko super zdolni ludzie są w stanie się przedrzeć.
Z teorii informacji wynika, że należy odesłać szum do tła, a następnie eliminować tło, aby wydobyć istotny sygnał. Wszystko, co podaje się obecnie dla uspokojenia w Internecie to tylko szum, nic więcej. Świat ukrywa istotne dane, nie ma tu każdy wstępu.
Istnieją dwa obiegi informacji - dane istotne (sygnał) oraz dane pozornie istotne - szum w tle.
Jeśli chcesz mieć pewne dane, musisz się dostać do mocno chronionych danych, które bardzo trudno zdobyć. Istnieje cichy, a przez to mocny zakaz ich publikowania, liczyć więc można tylko na przecieki, które są bardzo cenne.
Informacje o wirusie, nawet te prawdziwe, są spóźnione o kilka tygodni. To, co przechodzą kraje po kolei, obiega sieć z opóźnieniem. Nie da się więc odkryć “jak jest naprawdę”, bo nie ma żadnego “stanu świata”, jest dynamika ewolucji wirusa i można spytać raczej, co się dzieje, a nie “jak to jest rzeczywiście”. Nie da się unieruchomić świata i machnąć mu kilka fotek z satelity, bo planeta nie jest monitorowana z każdego skrawka ziemi. Jeśli więc chcesz być na bieżąco, pytaj rozsądnie, “co się obecnie dzieje?”
Dzieje się wielkie zderzenie w sferze ideologii, tudzież memetyki. Memy racjonalizmu walczą z memami przesądów. Mnoży się koronasceptycyzm, rośnie szara strefa, ludzie wpadli na pomysł, że nawet jeśli mają początkowe objawy zakażenia, nie zgłaszają tego i stąd mniej testów, więc i oficjalnie mniej zakażeń. Memy sprzeciwu wobec tyranii religijnej są coraz mocniejsze, oczywiście religie się bronią i będą broniły, bo chodzi o dochód Watykanu, który zmniejszył się ponoć o jakieś 300 mln euro; religie są spychane na margines społeczny, gdzie dożywają swych dni; ostatecznie nie takie cywilizacje, jak zachodnia upadały, oddając prowadzenie wschodnim.
Nie takie systemy religijne padały, więc chrześcijaństwo katolickie upadnie, a upadek jego będzie wielki. Nie można już udawać, że nic się nie dzieje…
Pisanie na tematy religijne jest dziś bardzo ryzykowne: dla kogoś analizowanie tak intymnej sfery ludzkich doświadczeń i przeczuć zakrawa na blasfemię, dla innych zaś jeszcze trąci myszką, którą bardziej zaadaptowani do nowej rzeczywistości już dawno przepracowali. Kilka zatem słów pro domo mea - na koncie pisarskim mam mnóstwo wypowiedzi o religii, Kościele i wierze i nadal czuję, że jest jeszcze coś do powiedzenia, coś do przepracowania, coś do długich nocnych przemyśleń.
Zacznijmy od początku…
Nasz kraj jest katolicki nie bez powodu, ale zarazem przypadkowo. Wcale nie musieliśmy przyjmować chrześcijaństwa, była to osobista decyzja Mieszka I, który ochrzcił siebie i swój dwór pod wpływem swej żony Dąbrówki, Czeszki z pochodzenia. Tym samym dostaliśmy się w ręce kultury łacińskiej, jakoś też powiązanej z germańskimi ciągotami do cesarstwa. Była to decyzja osobista i zarazem polityczna, tak jak polityczne jest moje pisanie, które zwieńczy zaraz hejt.
Tysiącletnia historia Polski to dzieje religii rzymskiej, dzieje Kościoła, który ośmiela się nazywać “jedynym prawdziwym”, bo powszechnym, rzekomo będą depozytariuszem jedynej prawdy i tajemnicy boskiej. Oczywiście, że to są uzurpacje i rojenia biskupów, zatroskanych stale od samego początku o kasę. Jak się zgadza kasa, Kościół pokazuje swoje miłosierdzie i czyny charytatywne, które jednak bledną z powodu skandali seksualnych.
Nasze wtajemniczenie w katolicyzm jest nam narzucane przez chrzest i od samego początku chłoniemy, aż do bólu sumienia, to, co jest nam łaskawie “podawane do wierzenia”. Słowem - wszystko, co dawne jest lepsze, godne zachowania, a wszystko, co nowe to niebezpieczne “nowinkarstwo”, postęp naukowy jest groźny dla wiary - co nie jest prawdą, a technologia zabija duchowość, co też nie jest prawdą.
Od dzieciństwa chłoniemy jak gąbki, co nam narzucają urzędnicy Pana Boga, w którego tak na serio nie wierzą. Czasem pośród nowego nabytku zdarzy się ktoś bardziej wrażliwy na manipulacje i indoktrynacje i ma potem ogromne problemy etyczno-moralne i problemy sumienia, aż same nie miną.
Takich ludzi, którzy mają problem religijny jest w gabinetach psychiatrów
oraz - co nie dziwi - w gabinetach seksuologów coraz więcej i z dnia na dzień przybywa, zaś po ustaniu pandemii wrócą one ze zdwojoną siłą.
Postawię tezę, że nawet ci, którym udało wyrwać się z lepkich łap Kościoła, nadal z tyłu głowy mają religijne pojęcia, jak “potępienie” - tyle że już nie “wieczne”, lecz społeczne, jak “piekło”, tyle, że już z dodatkiem “kobiet”. Nie jest to więc już piekło metafizyczne, eschatologiczne, lecz doczesne, bo mężczyźni kobietom zgotowali ten nieciekawy los podczas podróży przez życie.
Religia wdziera się wszędzie, religia przypomina się, gdy idziemy przez miasto pełne czynnych kościołów, plakatów antyaborcyjnych, pełne zakonnic i zakonników - swoją drogą obserwujemy “szturm na klasztory”, bo wzrasta poziom społecznego lęku. Kiedy społeczny lęk, który w czasie normalnym jest jakby w przedświadomości, urośnie za wysoko, odtrutką są religie, czyli systemy zbiorowej hipnozy, wspólnego szaleństwa, kontrolowanego odlotu za darmo, czyli “co łaska”. I ta, co łaska jest coraz wyższa zresztą.
Nawet ci, którzy religię przepracowali, a nie jest ich wielu, to przeważnie ludzie bardzo dobrze wykształceni, a religia boi się najbardziej ludzi krytycznych, samodzielnie myślących, niezależnych, bo wie, że tacy ludzie swoje dzieci nie poślą na katechezę, tylko na lekcje etyki, że takie dzieci odejdą szybko z Kościoła, nie chcąc wspierać emocjonalnie jego zbrodni i zbiorowej pokuty, jaka się zaczyna w Kościele.
Losy religii są przesądzone
Mamy Adwent, rośnie więc poziom psychotycznej gotowości i eschatologia wraca z tą samą siłą, z jaką była w codzienności tłumiona, wypierana i zaprzeczana. Zresztą losy religii są przesądzone - znajdzie się ona kiedyś na śmietniku historii, a kościoły staną się nie meczetami, lecz muzeami wiary, która przez wiele stuleci ludzi leczyła, wspierała i męczyła najczęściej przez wyrzuty sumienia. Bez tego ostatniego nie byłoby tylu pięknych katedr, fundowanych najczęściej za ciężkie zbrodnie młodości przez bogatych arystokratów.
Niemal na pewno wszelkie wyznania, kulty, religie są dziełem wyłącznie człowieka zbiorowego, a czasem chwiejnych emocjonalnie przywódców religijnych. O zdrowiu psychicznym Lutra, Jezusa czy Mahometa sporo napisano ciekawych rzeczy. Niemal na pewno nikt z zaświatów nie dyktował żadnego z oficjalnie uznanych “pism świętych” - robili to po prostu bardziej uzdolnieni literacko spośród plemion pogańskich, które dawały się “ochrzcić”, czyli uzyskać pierwszy stopień wtajemniczenia w dane wyznanie.
Wszystko, co uznaje się za objawienia to w większości “głosy”, które każą schizofrenikom samookaleczać się albo wrzucać kogoś pod pociąg. Te same “głosy” dyktują święte pisma i każą mordować.
Niemal na pewno religie są ludzkim sposobem na śmierć, niepewność, zarazy, kataklizmy, słowem - sposobem na przeżycie. A teraz walczymy o
przeżycie, nie dziwcie się więc państwo, że większość z pokorą powraca na “łono” świętej Matki Kościoła, gdzie mają wszystko “podane do wierzenia”.
My, ateiści czy agnostycy możemy się cieszyć, że jesteśmy wolni, że przepracowujemy te problemy sami, że nie idziemy za małpim stadem, gdzie przywódca musi najpierw obwąchać, aby potem za nim inne małpy wąchały.
Postawa sprzeciwu wobec narzuconej w dzieciństwie religii zacznie się na dobre od nowej, trzeciej już dekady XXI wieku. Ta dekada nie będzie już należeć do populistów i prawicy. Powróci dobro społeczne i wróci normalność. Jeszcze trochę wytrzymajmy...
Rafał Sulikowski