Agnieszka Ossowska
Ludzie potrzebują innych ludzi, by żyć i być zdrowymi. Badania naukowe dowodzą, że ludzie częściej chorują będąc samotnymi. Bo inni niosą nam nie tylko pomoc, ale i nadzieję, że warto żyć, że warto dbać i walczyć o zdrowie. Mamy większe siły obronne, jeśli widzimy, że inni są przy nas i nas wspierają.
Koronawirus przyniósł ze sobą plagę. I nie chodzi o sam covid. Ale o SAMOTNOŚĆ. Coś, co kiedyś stanowiło dla nas zagrożenie, co instynktownie próbowaliśmy omijać wchodząc w grupy, i dostosowując się do niej po to, by przetrwać, i mieć siły zarówno fizyczne, jak i psychiczne, bo przecież jedno z drugim się łączy – nagle zostało okrzyknięte sposobem na przetrwanie. (…)
Ta zmiana dialektyki nie jest możliwa do przyswojenia przez nasz mózg. Nagle słuchamy innych, że mamy być samotni, żeby przetrwać. A to brzmi trochę jak nawoływanie do samobójstwa przez guru sekty. Wierzymy w to, bo chcemy przynależeć do jakiejś grupy jako istoty społeczne. Nawet jeśli w ten sposób siebie unicestwiamy…
Ludzie potrzebują innych ludzi, by żyć i być zdrowymi. Badania naukowe dowodzą, że ludzie częściej chorują będąc samotnymi. Bo inni niosą nam nie tylko pomoc, ale i nadzieję, że warto żyć, że warto dbać i walczyć o zdrowie. Mamy większe siły obronne, jeśli widzimy, że inni są przy nas i nas wspierają. U osób samotnych wydziela się kortyzol, czyli hormon powodujący stany zapalne i choroby. Boimy się więc w sposób naturalny być samotni. Mam wrażenie, że koronawirus to rodzaj doświadczenia co wygra: zdrowie psychiczne, które opiera się w bardzo dużej mierze na kontaktach międzyludzkich, czy fizyczne, z osłabionym zdrowiem psychicznym przez poczucie osamotnienia.
Każdemu brakuje kontaktów społecznych z pracy, z ulicy, ze szkoły, studiów, no i koleżeńskich. A przede wszystkim rodzinnych. Najgorzej oczywiście mają ci, którzy nie mają też tej najbliższej rodziny i mieszkają sami. Którzy wiosną tego roku nagle potracili nawet widok przez okno na ludzi, bo wszyscy byli zamknięci w domach. Którzy wychodząc do sklepu nie mogli już wręcz porozmawiać z sąsiadką, czy pójść na spacer. I Ci, którzy codziennie z radia, telewizji, czy od rodziny, słyszą, że są grupą ryzyka. Codziennie jest im przypominane, że są starzy, albo chorzy, a ich koniec coraz bliższy. Myślenie o zagrożeniu zdrowia i życia prowadzi ich do powiększenia poczucia samotności, a co za tym idzie do większego stanu zagrożenia niż gdyby w tym społeczeństwie przebywali. Bo wtedy mieliby poczucie bezpieczeństwa. To jest paradoks, że mamy dbać o zdrowie fizyczne, podczas gdy zdrowie psychiczne nam wysiada, bo wydziela się najpierw adrenalina, żeby przetrwać zagrożenie, a następnie działa kortyzol, który wydziela się w czasie dłuższego stresu. A ta rozkłada nas na łopatki. I droga prosta do chorób różnego sortu. Nasza odporność maleje, a co za tym idzie, tym łatwiej może nas dorwać każda choroba, w tym i koronawirus…
Boimy się buntować przeciw obostrzeniom, bo zdajemy sobie sprawę, że wiele osób jest naprawdę narażonych na śmiertelne niebezpieczeństwo. Więc nie chcemy ingerować w obostrzenia. Ale wielu z nas czuje, że wszystko to jest wielka paranoja. Paranoja strachu. Która nas wszystkich wykończy. Psychicznie. A za psychiką zawsze idzie ciało…
Wszyscy coraz bardziej zamieniamy się w IP własnego komputera. Coraz bardziej żyjemy w świecie wirtualnym. Jesteśmy namierzalni i pod pełną kontrolą. Ale i samotni. Bo hormony, które nam się wydzielają podczas realnych kontaktów międzyludzkich są inne niż te, które mamy w trakcie wirtualnych rozmów. Zmieniamy więc siebie. Zmieniamy ludzkość na wirtualną społeczność, w której nasze relacje są ani bliższe, ani dalsze. Są sztuczne… Mam wrażenie, że zgubiliśmy się jeszcze bardziej, mimo że wydawało się, że postępujemy mądrze opierając się na naukowych teoriach i stosując się do narzucanych nam zasad. A może znów za bardzo uwierzono w to, że człowiek jest silny jak maszyna, i nie brano pod uwagę tak wielkiej siły jak nasza psychologia. Że jednak zdrowie psychiczne musi pozostać w równowadze z fizycznym. Może znów źle robiliśmy ingerując w naturę… I w nasze naturalne odruchy, skracające dystans między ludźmi nie po to, by zachorować, a po to, by czuć się dobrze…
I nie widzę z tego tunelu wyjścia. To jest grecka tragedia, w której nasz konflikt tragiczny polega na tym, że cokolwiek nie wybierzemy, i tak nasze działania wiążą się z katastrofą. A my jesteśmy tylko aktorami w tym dramacie zwanym życiem.
Jak zachować twarz, gdy chcesz ją schować. Poradnik imprezowiczki
Zasada numer jeden: Twoja twarz musi być zawsze wymalowana! W inne emocje, w inną prawdę, niż ta, która się dobija od środka, by wyjść na światło dzienne. Bez tej zasady spadniesz w rankingach zajebistości (…)