Szukaj w serwisie

×
8 marca 2018

Rocznica marca ´68: Czułam się, jakby ktoś mnie strzelił w twarz i powiedział „ty parszywy Żydzie”

Tysiące Polaków żydowskiego pochodzenia musiało opuścić Polskę po marcu´68. - Na początku nie chcieliśmy wyjeżdżać, ale z biegiem czasu sprawy zaszły za daleko. W pewnym momencie poczułam się, jakby ktoś mnie strzelił w twarz i powiedział „ty parszywy Żydzie”. I wtedy pomyślałam sobie, że jeżeli będę miała dzieci, to nie chciałabym, żeby kiedykolwiek je coś takiego spotkało – wspomina w rozmowie z Deutsche Welle dziennikarka i tłumaczka Katarzyna Weintraub.

Protesty studenckie w Warszawie w marcu 1968 roku. Fot. Źródło: dw.de

DW: Myślisz często o marcu 1968 roku i o tych wszystkich pomarcowych wydarzeniach?

Nie, bardzo rzadko. Głównie wtedy, kiedy spotykam ludzi, którzy wtedy też wyjechali albo którzy ze mną wtedy studiowali. Ale w zasadzie bardzo rzadko do tego wracam, to już dawno za mną.

DW: Wyjechałaś z Polski razem z mężem w 1971 roku. Zostaliście do tego zmuszeni?

Na początku nie chcieliśmy wyjeżdżać, ale z biegiem czasu sprawy zaszły za daleko. W pewnym momencie poczułam się, jakby ktoś mnie strzelił w twarz i powiedział „ty parszywy Żydzie”. I wtedy pomyślałam sobie, że jeżeli będę miała dzieci, to nie chciałabym, żeby kiedykolwiek je coś takiego spotkało. Wtedy zdecydowałam się na wyjazd. Nie zostaliśmy formalnie zmuszeni do wyjazdu. To było raczej tak, jakby ojczyzna nam wymówiła. To było bardzo bolesne.

DW: Jak wyglądały przygotowania do wyjazdu?

Od momentu otrzymania tak zwanego „dokumentu podróży” mieliśmy miesiąc na zlikwidowanie wszystkiego w Polsce i znalezienie sobie nowego kraju. Poprzez ambasadę Holandii, która reprezentowała interesy Izraela w Polsce, trzeba było załatwić papier, że Izrael nas przyjmie. Ale myśmy wcale nie chcieli do Izraela. Wiele osób nie chciało do Izraela, bo w gruncie rzeczy nie byliśmy żadnymi syjonistami. Izrael był dla nas zupełnie obcym krajem, do którego wcale nas nie ciągnęło, chcieliśmy zostać w Europie. Rozmawiało się z ludźmi o tym, które kraje przyjmują, które kraje nie przyjmują. Niemcy nie przyjmowały, Francja nie przyjmowała, Anglia nie przyjmowała. Przyjmowały kraje skandynawskie. No więc poszliśmy do ambasady szwedzkiej, gdzie dostaliśmy promesę wizy do Szwecji i wyjechaliśmy. W Szwecji skończyłam studia, urodziło się tam moje pierwsze dziecko.

DW: Po wyjeździe z Polski mogłaś potem wracać do kraju?

Przez 17 lat nie mogłam. Raz mnie nawet z małym dzieckiem cofnięto w środku nocy z granicy, chociaż miałam już wtedy szwedzkie obywatelstwo, a Polska podpisała umowę o ruchu bezwizowym ze Szwecją. Ale istniały czarne księgi. Na granicy niemiecko-polskiej usłyszałam, że podjęłam już pewną decyzję w życiu i teraz ponoszę jej konsekwencje. Wtedy mieszkałam już w Niemczech. Mieszkałam też w Anglii, w Belgii. Teraz znowu żyję w Niemczech.

DW: Rozmawiamy w twoim berlińskim mieszkaniu. Czy to mieszkanie, czy może dom? Gdzie jest twój dom? I kim właściwie się czujesz? Polką, Szwedką, Niemką, Żydówką?

Po pierwsze jestem kobietą, po drugie jestem matką, po trzecie jestem Europejką, po czwarte jestem Polką, po piąte Żydówką. W takiej kolejności mniej więcej. To, co mnie łączy z żydostwem, to jest wspólnota losu. Natomiast to, co mnie łączy z Polską to cała reszta – język, historia, dzieciństwo. Jedynym miejscem, w którym czuje się w domu, jest Polska.

DW: Myślałaś o tym, jak potoczyłoby się Twoje życie, gdyby marcowi nie towarzyszyła ta antysemicka nagonka?

Myślę, że ono by się potoczyło tak jak potoczyło się później życie wszystkich moich przyjaciół, którzy nie wyjechali. Upadek PRL-u, tego systemu, był nieuchronny. Przecież antysemityzm marcowy nie był wyzwalaczem, tego, co się stało, tylko był skutkiem. Wyzwalaczem było to, że młodzież akademicka zaczęła się domagać demokratyzacji systemu i to w ramach tego systemu. Ale marzec właśnie dowiódł, że w ramach tego systemu nie da się tego zrobić.

DW: Czym tłumaczyć ten pomarcowy antysemityzm? Czy można powiedzieć, że to wina Gomułki i Moczara i my nie mamy z tym nic wspólnego?

W każdym kraju, a zwłaszcza w kraju niedemokratycznym, zdarzają się rzeczy, nad którymi nie można zapanować. I w momencie, kiedy wyciąga się taką hydrę jak antysemityzm po to, żeby ją instrumentalnie wykorzystać, to wystarczy iskra, żeby ten antysemityzm znowu wybuchł, bo on jest w Polsce i jest w polskim narodzie naprawdę głęboko zakorzeniony. I boje się, że teraz znowu dojdzie w Polsce do sytuacji, która wymknie się spod kontroli i to rzeczywiście może się bardzo źle skończyć. Zresztą nie widzę, żeby dzisiaj był wśród polityków ktoś, kto próbowałby to zastopować, ukrócić. Język prasy robi się bliski temu marcowemu. Jeżeli dziennikarz telewizji mówi o Żydach parchy, to przepraszam bardzo…

DW: Dużo złej energii towarzyszy obecnie sprawom polsko-żydowskim, polsko-izraelskim. Niepokoi Cię to? Czy w relacjach polsko-żydowskich coś zepsuto?

Zepsuto bardzo dużo. Przez dwa lata podróżowałam po Polsce zbierając materiały do książki o pamięci o polskich Żydach. Jeździłam po dawnych sztetlach – byłych polsko-żydowskich miasteczkach. Widziałam wiele pozytywnych inicjatyw, ludzi zaangażowanych w odkrywanie i pielęgnowanie pamięci o przeszłości tych miejsc. Brały w tym udział setki szkół, tysiące uczniów. I taki uczeń, który zgłębia polsko-żydowską historię swojego miasteczka, raczej nie pójdzie i nie nasika na macewę, nie kopnie jej, nie wywali. To było też kształtowanie postaw obywatelskich. Praca tych ludzi niestety idzie teraz na marne, to hańba. Takich rzeczy nie wolno robić.

 

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję