Sobotnia (30.09.2017) prasa niemiecka rozprawia się z byłym kanclerzem Niemiec Gerhardem Schröderem za przyjęcie stanowiska w zarządzie rosyjskiego koncernu Rosfnieft.
„Passauer Neue Presse" ostro rozprawia się z kanclerzem Gerhardem Schröderem:
„To zła i podejrzana decyzja, jeśli były kanclerz Niemiec godzi się, aby wybrano go do rady nadzorczej koncernu (Rosnieft), którego udziałowcem większościowym jest państwo rosyjskie. Dawny kanclerz, dysponujący finansowanym przez państwo biurem w Berlinie, nie jest całkowicie osobą prywatną. Także na emeryturze jego powinnością jest reprezentowanie niemieckich interesów, a nie interesów innego, częściowo wrogiego kraju sąsiedzkiego."
„Reutlinger General-Anzeiger” zauważa:
„Schröder jest zachodnim sumieniem Putina, jego ambasadorem i wytrychem do różnych drzwi. Jest niemieckim Gerardem Depardieu. Po załatwieniu Gazpromowi budowy gazociągu po dnie Morza Bałtyckiego ma on teraz utorować koncernowi Rosnieft drogę na Zachód i do Niemiec. To, że Rosnieft w związku z aneksją Krymu i konfliktu we wschodniej Ukrainie jest objęty sankcjami UE, nie trapi byłego kanclerza. W tej kwestii przejawia on zdumiewający brak instynktu. Ale być może Niemcy są niesprawiedliwi: Schroeder chce przecież tylko ich dobra - bezinteresownie i uczciwie”.
„Badische Zeitung” z Fryburga Bryzgowijskiego przypomina:
„To jest różnica, czy przez państwowy koncern, na który Unia Europejska z uzasadnionych powodów nałożyła sankcje i który stosuje podejrzane metody w celu zniszczenia konkurentów w Rosji oraz wspiera zastrzykami gotówki autorytarne rządy Wenezueli, zostaje zwerbowany były kanclerz, czy też osoba prywatna.
Jako były szef rządu Schröder ma sporą emeryturę i prawo do przyzwoitego biura.Kosztuje ono niemieckiego podatnika ok. 560 tys. euro rocznie - i słusznie, bo kanclerz, nawet emerytowany, pozostaje w dalszym ciągu przedstawicielem Republiki Federalnej. Dlatego musi reprezentować sobą wyższy poziom moralności i przyzwoitości niż przeciętny zjadacz chleba".
„Mitteldeutsche Zeitung” z Halle wyjaśnia:
„Rosnieft, kontrolowany przez Kreml, jest narzędziem, po które w polityce zagranicznej sięga Władimir Putin. O tym oczywiście dobrze wie były kanclerz Schröder i dlatego można założyć, że nie obchodzi go, jak jest postrzegany w Niemczech. Oby tylko kasa się zgadzała. No i niech mu to służy. Nikt jednak nie powinien wierzyć w bajkę, którą zresztą on sam rozpowszechnia, że wykonuje tylko swoją pracę, ponieważ chce przyczynić się do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego dla Niemiec”.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze o szkodliwości decyzji Schrödera dla Niemiec:
„Gerhard Schröder pozwalając na to, żeby go wybrano do rady nadzorczej koncernu energetycznego Rosnieft, niszczy dobrą reputację urzędu kanclerza Niemiec. Ponieważ przyjmując to stanowisko nie występuje ani jako „ambasador” stosunków niemiecko-rosyjskich, ani też jako osoba prywatna, tylko jako były kanclerz Niemiec. (...) A były kanclerz Niemiec nie osobą prywatną, tak jak nie był nią podczas pełnienia swego urzędu.
Angażowanie się na wysokim stanowisku w przedsiębiorstwie, które służy skorumpowanej autokracji i tuszuje jej przestępstwa, nie znaczy nic innego, jak przykładanie własnej ręki do tego wszystkiego. A mimo to Schröder tak właśnie czyni. Jest mu obojętne co o tym sądzą inni, ponieważ wpisuje się to w jego charakter jako człowieka, pozującego na twardziela, no i służy poprawie jego prywatnego budżetu. Nigdy dotąd żaden kanclerz Niemiec nie upadł tak nisko".
Barbara Cöllen
Redakcja polska