Szukaj w serwisie

×
24 września 2018

Rafał Sulikowski: Pranie umysłów. Upadek edukacji w Polsce a mentalność polska

Rafał Sulikowski

Im słabsze umysły, tym łatwiej je złowić. Całe pranie mózgów opiera się na strachu - i im jest bardziej uogólniony, tym lepiej.

 

Istnieją sposoby już nie tylko manipulowania opinią publiczną, sterowania nastrojami społecznymi, ale techniki zdalnego i masowego „prania umysłów”. Nie rzucam słów na wiatr. Udowodnię, że żyjemy obecnie w systemie, którego istotą jest „pranie mózgów”.

I nie trzeba żadnych spisków ani hipotetycznej broni HAARP. Wystarczy władza plus multimedia, a także upolitycznienie ośrodków uniwersyteckich, które miały być zgodnie ze swoją naturą ośrodkami wolnej myśli i nieskrępowanego prawa do badań całej dostępnej poznaniu rzeczywistości. Nie trzeba wiele, aby to zrozumieć - upadek nauki, stale niedofinansowanej oraz autorytetów naukowych, obrażanych jako “wykształciuchy” prowadzi do regresu cały naród.

Zacznijmy jednak od początku, czyli od dawnych dziejów.

Zanim powstały wolne, elitarne początkowo uniwersytety, jak np. UJ w 1364 roku (odnowiony w 1400), praktycznie naukę w ścisłym znaczeniu przechowali Arabowie, przynosząc światu europejskiemu wygnanego z filozofii jako “poganina” Arystotelesa i jego metodologię badania naukowego, opozycyjną wobec systemu platońskiego.

Praktycznie przed powołaniem w XIV wieku europejskich akademii, nie istniała edukacja nawet na poziomie podstawowym. A nawet uczelnie, powstające wtedy bardzo szybko (także w środowisku arian w Rakowie, później wygnanych z kraju), praktycznie dedykowane były wyłącznie przedstawicielom klas wyższych, czyli synów arystokratów. Nie muszę dodawać, że kobietom w ogóle nie wolno było się uczyć i taki stan rzeczy trwał aż do...XIX wieku.

Prawdziwa nauka w Europie rozpoczęła się dopiero po eksplozji humanizmu i renesansu, który w miejsce światopoglądu teocentrycznego (Bóg w centrum uwagi) wprowadził zdrowy antropocentryzm - od XVI wieku „człowiek stał się miarą wszechrzeczy”.

Potem na fali sukcesów wczesnej nowożytności w XVII wieku (wynalezienie teleskopu, mikroskopu, odkrycie w medycynie krążenia przez Harveya) pojawiły się pierwsze próby oderwania filozofii od teologii, by w XVIII wieku doszło do ich całkowitej separacji. Nadal jednak nad wszystkim “czuwał” Kościół, który zasłynął skazaniem w 1600 roku kosmologa Giordano Bruno na śmierć (wyrok wykonano), zastraszeniem Galileusza, próbą “utemperowania” autora teorii heliocentrycznej i jego następców, czy wreszcie - walką z rodzącymi się w XIX wieku oddolnymi ruchami socjalistycznymi i rzecz jasna z teorią ewolucji, z którą ma kłopot po dziś dzień.

Nawet rewolucja obyczajowa nie zmieniła wiele w nauczaniu kościelnym, które od czasów encykliki “Humanae vitae” Pawła VI i prac Jana Pawła II stało się jeszcze bardziej drobiazgowe, nadmiernie szczegółowe i restrykcyjne.

Upadek wolnej, niezależnej od jakiejkolwiek religii nauki jest w Polsce i wielu krajach na świecie faktem. Oficjalnie Kościół i nauka tolerują się wzajemnie, nie wchodząc sobie w drogę, bo teologowie, próbując ratować ostatnie szańce wiary wymyślili mało przekonującą teorię NOMA - czyli “nienakładających się na siebie magisteriów”.

Nauka ma badać autonomiczny świat, nie wypowiadając się na tematy teologiczne, a teologia rezerwuje sobie tematy moralne czy eksplorację hipotetycznych “zaświatów”. Niestety, nauka również ociera się o tereny teologii, bo nie może uciec od pytania o pochodzenie kosmosu, a jest to ta sama rzeczywistość, którą bada teologia. Inaczej mówiąc albo prawdziwa jest naukowa, albo teologiczna wizja kosmosu. Trzeciej drogi wyjaśnienia nie ma.

To jednak są kłopoty drugorzędne wobec upadku świeckiej i neutralnej światopoglądowo nauki i edukacji, coraz bardziej cenzurowanej.

W Kanadzie walka między wyznawcami kreacjonizmu i teorii ewolucji z drugiej strony przybrała swego czasu komiczne formy z zabranianiem nauczania ewolucjonizmu w szkołach włącznie. Przedstawiciele kreacjonizmu uparli się, że teoria ewolucji “odbiera sens i nadzieję”, co jest taką samą brednią, jak to, że świat powstał 6 tysięcy lat temu, ale nic nie jest w stanie przemówić do rozpalonych prymitywnym kaznodziejstwem kreacjonistów. Tylko ich “wizja” świata ma rzekomo “przynosić pocieszenie” i ratować sens istnienia, co jednak nie przeszkadza im w odbieraniu nadziei ludziom niewierzącym na zbawienie, no bo przecież “ateizm to grzech ciężki”.

Widać dziś wszędzie, jak nauki, zwłaszcza przyrodnicze służą walce ideologicznej, politycznej i kulturowej w Polsce. Na fali teorii spiskowych snuje się kompletne spekulacje i brednie, na czym zarabiają autorzy i kanały je promujące.

Ideologiczny spór o metodę in vitro to w istocie walka światopoglądowa, w której przeciwnicy używają Pisma świętego, jak chcą, wyrywając z kontekstu różne sentencje plemienne, podobnie jak to się dzieje przy okazji orientacji seksualnych.

Jaki byłby najlepszy przepis na wypranie ludziom umysłów?

Trzeba zacząć wcześnie, najwcześniej jak się da. Najlepiej we wczesnym dzieciństwie, im wcześniej, tym lepiej. Trzeba wziąć 5-cio letnie dzieci, zebrać je razem w salce katechetycznej, albo szkolnej i zacząć działać. Dzieci w tym wieku wierzą nie tylko w Mikołaja - one w tym wieku wierzą we wszystko, z elfami włącznie. Pewnie uwierzyłyby też w latającego potwora spaghetti.

Należy zdążyć z wypraniem mózgów dzieci przed wiekiem, w którym zaczynają używać własnego, autonomicznego rozumu, czyli przed 11 rokiem życia.

Najpierw solidnie przygotować - wystraszyć groźnym “ojcem niebiańskim”, którego czujnemu oku w trójkącie nic nie umknie. Ten Wielki Ojciec przede wszystkim podgląda i podsłuchuje wszystkich, bo ma niezwykłe zdolności. Dzieci trzeba więc uczulić, że “jeśli będą niegrzeczne, to przyjdzie diabeł i porwie je wszystkie w worku do piekła, gdzie już czekają inne niegrzeczne dzieci”.

W tym wieku bardzo łatwo o skuteczny efekt - dzieci solidnie wystraszone, zwłaszcza przed I Komunią, są już zaszczepione wirusem religii, obojętne której. Kiedy dzieci już wiedzą, że należy bać się “Bozi”, która będzie zła na nie (solidny szantaż emocjonalny), to reszty dokona już ambona, książki zbójeckie i oficjum kościelne.

Im słabsze umysły, tym łatwiej je złowić. Zawsze pośród grupy dzieciaków znajdzie się szczególnie wrażliwe dziecko, które nigdy od religii się nie uwolni i trafi pod opiekę psychiatrów. Wtedy jednak jest już “po ptokach” - można takiemu trochę pomóc, ale nigdy nie porzuci wiary religijnej, bo wiąże je lęk i zabobonny strach. Całe pranie mózgów opiera się na strachu - i im jest bardziej uogólniony, tym lepiej.

Przewrotność tego procesu polega na rzekomej “trosce” religii i jej ludzi o “wieczne zbawienie” duszy, której istnienia notabene nikt nigdy nie udowodnił. Mało tego - wszak nie ma nawet dowodu na istnienie Boga, ale wiara w ogniste piekło pod to nie podpada. Dlaczego? Bo w okresie prelogicznym działają silne emocje, z którymi jak wiadomo się nie dyskutuje. Im bardziej “uczucia religijne” dominują, tym łatwiej na nich zbudować całą strategię pozyskiwania kolejnych “wiernych”. Wiernych komu? Bo na pewno nie drugiemu człowiekowi.

Upadek nauki i edukacji, coraz bardziej dominowanej przez różne nurty religii, staje się ponurym faktem. Ze strachu na wszelki wypadek nauka pozostawia kawałek tortu rzeczywistości kapłanom. I póki będzie rządził nią strach - póty jej misja uwalniania umysłów na drodze prawdziwej prawdy będzie stać w miejscu.

 

Rafał Sulikowski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję