Dariusz Stokwiszewski
Pisowska „propaganda sukcesu” staje się coraz śmieszniejszą nie tylko dla inteligentnych Europejczyków z UE, ale też coraz częściej i dla przeciętnego Polaka – do niedawna również zwolennika PiS. I tak np., Antoni Macierewicz uważa, że Polska nie musi być „skazana” na Unię Europejską, „alternatywą” może być związek państw Europy Środkowej w sojuszu z USA
Nad Polską zbierają się „czarne chmury”, jednak rząd i politycy PiS starają się robić „dobrą minę do złej gry”. Pisowska „propaganda sukcesu” staje się coraz śmieszniejszą nie tylko dla inteligentnych Europejczyków z UE, ale też coraz częściej i dla przeciętnego Polaka – do niedawna również zwolennika PiS. I tak np., Antoni Macierewicz uważa, że Polska nie musi być „skazana” na Unię Europejską (podaję to za Onet.pl). Według tego polityka, „alternatywą” dla nas może być (póki co wyimaginowany, ale bardzo wątpliwy) związek państw Europy Środkowej w sojuszu z USA. Pytanie: czy skierowany przeciwko Unii Europejskiej?! To „bzdura na resorach”! Tak mogą myśleć jedynie ludzie pokroju Macierewicza.
Premier Mateusz Morawiecki, po swojej wizycie w Watykanie próbuje (nie mając do tego żadnych podstaw), wmówić Polakom i Europie, że Franciszek akceptuje i przyjmuje za „dobrą monetę” działania „dobrej zmiany”, w ten sposób je popierając (za Newsweek). Tymczasem słowa Papieża przeczą przekazom premiera, jakoby to polskie wyobrażenie Europy miało być zbieżne z wizją prezentowaną przez Stolicę Apostolską. Premier i jego partyjni sojusznicy zdają się zapominać o tym, że w Brukseli nikt nie śpi, czekając na kolejne „wybryki polskich demokratów” z PiS. UE wezwała unijne rządy do rozpoczęcia kolejnego etapu procedury z artykułu 7., czyli do przedstawienia zarzutów i wysłuchania argumentów Polski w sprawie „reformy” polskiego systemu sądownictwa. Co prawda, ta decyzja nie była oczywista, ze względu na to, że w Komisji Europejskiej istniała również presja na osiągnięcie kompromisu z Warszawą.
KE nie wstrzyma jednak działań przeciwko Polsce. Skierowała ona prośbę do ministrów krajów UE o wyznaczenie przesłuchania, na którym zgodnie z procedurą przedstawione będą jej zarzuty. Oczywiście strona polska będzie miała możliwość bycia wysłuchaną, a także przedstawienia własnych argumentów. Co jednak nowego może przedłożyć Polska KE, skoro według urzędników, nie zeszła z drogi łamania konstytucji i praworządności?! Pytanie to pozostaje figurą czysto retoryczną. Jakby tego było mało, Europejska Sieć Sądownictwa, do której należy również i polski wymiar sprawiedliwości, ma zawiesić nasze w niej członkostwo (przypadek dotąd chyba niespotykany, zrównujący Polskę z Białorusią). Jakie mogą być tego negatywne skutki mało kto, poza ludźmi znającymi te zagadnienia, na to pytanie zna odpowiedź.
A mogą być niewyobrażalne tak bardzo, jak niewyobrażalne oraz nieprzewidywalne jest życie. Wymienię, jako generalne, nieuznawanie orzeczeń naszych sądów, które np. dla wymiarów sprawiedliwości innych państw mogą budzić wątpliwości co do zasadności, a także zgodności z europejskim prawem. Pierwszym „z brzegu” przykładem jest brak zgody sędzi irlandzkiej na wydanie Polsce jednego z groźnych przestępców. Paradoks? Nie – proszę sobie wyobrazić to, że inne sądy mogą postąpić tak samo m.in. w:
- sprawach o przyznanie dziecka jednemu z rodziców mieszkającym w innym kraju UE;
- kwestiach innych roszczeń (spadki, darowizny, odszkodowania, długi etc.);
- stwierdzenia ważności wzajemnych zobowiązań choćby gospodarczych;
- wszelkich innych decyzji karno – administracyjnych, a przecież to dopiero początek wyliczanki! Nie jestem prawnikiem i patrzę na to okiem politologa, mając nadzieję, że kwestie te podejmie kiedyś także jakiś prawnik.
Poprzestańmy jednak na tym, ale dodajmy nie mniej straszne konsekwencje w postaci sankcji polegających na ewentualnym wykluczeniu RP z instytucji międzynarodowych, takich jak choćby Rada Europy, czy OBWE. Oczywiście to daleka perspektywa, ale czy niemożliwa? Wręcz przeciwnie – bardzo prawdopodobna w sytuacji, jeśli polski rząd by zechciał „zepsutej Europie udowodnić, że jego musi być na wierzchu”. Oby do takiej aberracji nie doszło, a ludzie zajmujący najwyższe stanowiska w państwie „poszli po rozum do głowy”. Jeśli natomiast będą chcieli „kopać się z przysłowiowym koniem”, to połamią sobie, przez własną bezmyślność, wszystkie członki.
Wrócę jeszcze na chwilę do kwestii zlekceważenia przez rząd tego, o co prosi Europa i ewentualnego odwrócenia się od niej, a zamiast tego, stworzenia mitycznego (dla mnie przynajmniej) sojuszu państw Europy Środkowej. Kto niby do niego miałby przystąpić, lekceważąc w ten sposób swój własny interes narodowy?! Nie widzę takiego państwa na scenie europejskiej. Nawet Orban nas „sprzeda za byle jaką obietnicę” ze strony UE, co pokazało głosowanie w/s kandydatury D. Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej – najważniejszego organu Wspólnoty; 27 do 1! Można mieć jeszcze jakieś złudzenia?!
W Anglii narodziła się kiedyś, prawdziwie mądra formuła polityczna, odzwierciedlająca istotę polityki szanującego się i dbającego o swoje bezpieczeństwo, i dobrobyt państwa (przypisuje się ją Johnowi Temple 3. wicehrabi Palmerston), którą ja tu sparafrazuję:
Wielka Brytania nie ma ani wiecznych przyjaciół, ani wiecznych wrogów. Wieczne są tylko jej – GB – interesy! Czy trzeba tu jeszcze coś dodawać?!
Szkoda, że paradoksalnie to polski rząd lekceważy nasz interes narodowy i rację stanu Rzeczypospolitej Polskiej. Kto za nas będzie bronić naszych spraw, kiedy nie ma nikogo takiego tu, w samej Polsce?!
Dariusz Stokwiszewski