W swoim tradycyjnym przemówieniu w rumuńskim uzdrowisku Băile Tușnad premier Węgier Viktor Orban przewiduje upadek USA i Europy. Za to Węgry, jak twierdzi, zostały „wskrzeszone” pod jego przywództwem.
Południowo-wschodni Siedmiogród to idylliczny region. Nie ma tu prawie żadnego przemysłu, jest za to dużo nieskażonej przyrody. Na wsi, jak się wydaje, czas się zatrzymał, a tamtejsze życie wygląda jak w skansenie. Tutaj, na Seklerszczyźnie, żyje największa część mniejszości węgierskiej w Rumunii, około 600 000 osób. Dla Węgrów obszar ten ma mityczne znaczenie, ponieważ Węgrzy z Seklerlszczyzny mówią osobliwym węgierskim i są uważani za dumnych, kochających wolność i niezwykle świadomych tradycji ludzi.
W górskim kurorcie Băile Tușnad (najmniejsze miasto Rumunii) partia Fidesz premiera Węgier Viktora Orbana od ponad 30 lat, co roku w lipcu, bezpłatnie organizuje tak zwany letni uniwersytet. Przez długi czas było to forum dialogu rumuńsko-węgierskiego; dialogu między politykami z dwóch narodów, które historycznie były sobie tak wrogie, jak kiedyś Niemcy i Francja. Jednak w ostatniej dekadzie Letni Uniwersytet w Băile Tușnad trafił na pierwsze strony gazet głównie dlatego, że Viktor Orban regularnie dawał się ponieść krasomówstwu.
Słaby Zachód, silne Węgry
Premier Węgier wygłasza tutaj swoje doroczne najważniejsze przemówienie – poza Węgrami, ale na obszarze, który do 1918 roku należał do węgierskiej części monarchii austro-węgierskiej. W 2014 roku Viktor Orban po raz pierwszy zaprezentował w Băile Tușnad swoją koncepcję „państwa nieliberalnego”, a w ubiegłym roku mówił o tym, że Węgrzy nie chcą stać się „rasą mieszaną”.
Ogólnie rzecz biorąc, Viktor Orban zawsze przedstawia się w Băile Tușnad zarówno jako prorok zagłady, jak i zbawiciel. Maluje obraz słabego, zdegenerowanego Zachodu, któremu przeciwstawia silne chrześcijańsko-narodowe Węgry pod swoim kierownictwem. Przy okazji węgierski premier lubi uderzać w polemicznie wrogie tony wobec Rumunii; w taki sposób, jakby Siedmiogród nadal był częścią Węgier, a on, Orban, panem tego kraju.
Początek pięknej przyjaźni?
W tym roku jednak doszło do pewnej niespodzianki. Po raz pierwszy od wielu lat Orban udał się do Bukaresztu na krótko przed swoim przemówieniem w Băile Tușnad i spotkał się z obecnym premierem Rumunii Marcelem Ciolacu. Partia Socjaldemokratyczna Ciolacu jest ideologicznie bardzo bliska prawicowo-nacjonalistycznemu Fideszowi Orbana.
Podczas prywatnego lanczu Ciolacu i Orban nakreślili ambitny projekt szybkiej linii kolejowej między Budapesztem a Bukaresztem, a premier Węgier opowiedział się także za rumuńskimi inwestycjami w swoim kraju. Po spotkaniu Orban napisał na Facebooku: „To początek pięknej przyjaźni”.
Ale każdy, kto spodziewał się, że premier Węgier przyjmie umiarkowany ton w Băile Tușnad, czy to wobec Rumunii, czy nawet wobec Europy, był rozczarowany. Przemówienie Orbana było sarkastyczną, momentami złośliwą polemiką skierowaną przeciwko Zachodowi, USA i UE. Zachodnie wartości, według Orbana, to „migracja, LGBTQ i wojna”.
USA straciły swoje czołowe miejsce na świecie na rzecz Chin, dlatego są niebezpieczne i mogą pogrążyć cały świat w wojnie. UE chce zrealizować projekt „wymiany ludności” poprzez migrantów i dąży do podważenia tradycyjnych chrześcijańskich fundamentów Europy poprzez „ideologię LGBTQ”.
Oświecenie zawiodło
Viktor Orban podsumował wielki europejski projekt Oświecenia jako porażkę. – Ponad 200 lat temu lewicowi internacjonaliści, liberalni intelektualiści oraz przywódcy polityczni myśleli, że odrzucając religię i chrześcijaństwo doprowadzą do powstania idealnego, oświeconego społeczeństwa – mówił. – To była czysta iluzja. Odrzucając chrześcijaństwo, w rzeczywistości staliśmy się hedonistycznymi poganami.
- Węgry są jedynym krajem w Europie, który wyciągnął z tego właściwe wnioski – stwierdził Orban – ponieważ mają jedyną konstytucję w Europie, która nie koncentruje się na „ja”, ale na „my”. Nowa konstytucja Węgier została ogłoszona w Wielkanoc 2011 roku. Była to z jego strony aluzja do Święta Zmartwychwstania Pańskiego i zwycięstwa życia nad śmiercią.
„Siedmiogród nie jest terytorium rumuńskim”
I wreszcie Orban natychmiast zniszczył, zanim ta się jeszcze rozpoczęła, ową „piękną przyjaźń” z Rumunią. Wyśmiewał swojego odpowiednika Marcela Ciolacu jako „20. rumuńskiego premiera” od chwili objęcia przez niego urzędu premiera Węgier w 2010 roku (co zostało źle policzone, bo Marcel Ciolacu jest 18. premierem Rumunii). Kpił też z noty dyplomatycznej, którą otrzymał od rumuńskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w której poproszono go, aby nie mówił o pewnych sprawach, które były „wrażliwe dla Rumunii”.
Viktor Orban wspomniał, między innymi, że nie powinien mówić o „nieistniejących rumuńskich terytoriach administracyjnych”, co było aluzją do żądań autonomii dla Węgrów na Seklerszczyźnie. – Nigdy nie twierdziliśmy, że Siedmiogród i Seklerszczyzna są rumuńskimi jednostkami terytorialnymi – polemizował Orban. Był to ten moment w jego przemówieniu, w którym otrzymał najdłuższe brawa.
W sumie, premier Węgier nie wyraził w swoim przemówieniu wielu nowych myśli i niczego, czego nie powiedziałby już wcześniej w takiej czy innej formie, czasem otwarcie, czasem w sposób zawoalowany. To, co jest jednak nowe i niezwykłe w tegorocznym przemówieniu w Băile Tușnad, to głębia jego antyamerykanizmu i pogarda dla Europy, a także pełna podziwu gloryfikacja Chin i wyraźna pobłażliwość wobec Rosji. Nowością jest również coraz większa śmiałość, z jaką Orban przekręca fakty, na przykład, gdy mówi o Oświeceniu lub insynuuje, że wojna jest „jedną z podstawowych wartości Zachodu”.
Izolacja na arenie międzynarodowej
Viktor Orban od lat tęskni za „Wielkimi Węgrami”, a w jego gabinecie wisi ich mapa. Nowością jest to, że otwarcie kwestionuje przynależność Siedmiogrodu i Seklerszczyzny do Rumunii, nawet jeśli wybiera sprytne – i formalnie poprawne – stwierdzenie, że nie są to rumuńskie terytoria administracyjne. Faktem jest, że żaden z dużych rumuńskich regionów nie jest oficjalnym obszarem administracyjnym; Rumunia ma 41 okręgów.
Nie jest jasne, jakie reperkusje dyplomatyczne będzie miało tegoroczne przemówienie. Czeski premier Petr Fiala wyraził już ostrą krytykę Orbana po tym, jak powiedział, że Czechy „podpadły” Brukseli. Jak dotąd nie wydano żadnych oficjalnych oświadczeń w sprawie wygłoszonego w Rumunii przemówienia; ani w Brukseli, ani w Waszyngtonie.
Wydaje się, że można mówić o zmęczeniu prowokacjami węgierskiego premiera, ale jednocześnie cisza w tej sprawie może również wskazywać na to, jak bardzo Węgry stały się izolowane na arenie międzynarodowej. Sam Orban nie chce pozostawiać wątpliwości co do tego, na czym stoi i czego można się po nim spodziewać. W swoim przemówieniu oświadczył: „Nie mamy innego wyboru. Nawet jeśli kochamy Europę, nawet jeśli należy ona do nas, nadal musimy walczyć”.