Szukaj w serwisie

×
6 listopada 2020

Od soboty już tylko Netflix, Pornhub i TVP

Agnieszka Ossowska

Ja już na żadne odrzucenie nie mam sił. Na żadne olewanie i żadne dymanie. Ani przez byle jakiego faceta, ani przez byle jaki rząd

 

Najgorsze co może nas spotkać to brak odpowiedzi na naszą prośbę o dialog. My tu krzyczymy, płaczemy, wyrywamy sobie włosy, niektóre z nas nawet cycki wywalają na wierzch, żeby tylko ktoś dostrzegł ten wewnętrzny ból i tę rozpaczliwą prośbę o zwrócenie uwagi.

Fot. Engin Akyurt / Pexels

Wymyślamy niestworzone hasła, wyszukujemy wulgaryzmów, tworzymy plakaty, malujemy wzory na ciele, a otrzymujemy w zamian co? Olewkę. A my przecież błagamy tym krzykiem o rozmowę, bo pragniemy żyć w bezpiecznym i demokratycznym kraju, w którym każdy głos jest ważny, i nie ma podziału na lepszy i gorszy sort.

Jednak manipulanctwo lubi wykorzystywać ciszę jako element gry. Oraz uzbrajać się w kamienne twarze. Niewzruszoność na naszą sytuację rozwala nas i rozsierdza jeszcze bardziej. Ale jak wiadomo, psychopatów rajcuje złość, którą wywołują. Im bardziej będziemy ją okazywać, tym bardziej będzie to niektórych kręcić.

Nasze starania zwrócenia na siebie uwagi są na nic albo służą podnieceniu zboczonych na punkcie władzy egocentryków. Ile to klaksonów i naszych strun głosowych kosztowało, tylko my wiemy. Ale chuj. Nadal będziemy ich nadwyrężać.

Strajkujący są traktowani jak rozwydrzone nastolatki, którym trzeba dać się wykrzyczeć, a w końcu ucichną, i nadal będą pod władzą tych, którzy rządzą Polską. Tylko, hello, żadnych ludzi się nie olewa, nawet jak ich zachowania nie wyglądają na dojrzałe, gdy są zbyt emocjonalne. BO KAŻDY CZŁOWIEK MA GODNOŚĆ. I KAŻDEGO NALEŻY SZANOWAĆ.

Prosimy o atencję, a nasz krzyk jest wyrazem cierpienia, a nie nienawiści. Jednak jeśli odbiorca ma cechy psychopaty, to przykro mi, ale pozostaje nam odwrót, albo ucieczka z domu – z Polski, albo odebranie sobie życia.

Ale przecież to chyba nie jest normalne, żeby nagle połowa Polski wyjechała ze swojego kraju, albo odebrała sobie życie – choćby w przenośni jako nasz głos… Może to jednak ten rząd powinien przyznać, że nie daje rady PANOWAĆ, bo myślał, że PANOWANIE polega tylko na używaniu siły, a nie na obdarzaniu zaufaniem poddanych i pomaganiu im w realizowaniu ich celów i pomaganiu w budowaniu poczucia bezpieczeństwa i solidarności. A nie na poszerzaniu poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Nie jesteśmy psami, żeby nas bić i tresować. Nawet i psów nie wolno źle traktować. Ten rząd nie ma do nas dobrych uczuć, tylko chęć rządzenia nami i naszymi emocjami.

Z drugiej strony wiem, że nasze krzyki wcale niekoniecznie przynoszą dobry skutek, bo przestajemy być przez niektórych traktowani poważnie, mimo że to o czym krzyczymy w może mało poważny sposób, jest tak naprawdę wielce poważne.

Kilka lat temu strajki kobiet miały delikatniejszą formę. Czy tą delikatnością coś zyskaliśmy? Niestety nie. Wtedy myślałam, że taki nowoczesny sposób, wyzbyty agresji, polegający na walce na argumenty, powinien działać lepiej niż prawdziwa walka. I że wpłynie to na kolejne wybory. Jednak niestety każda rewolucja potrzebuje bojowników. Tych, którzy mogą polec. Tych w pierwszym szeregu, tych, którzy biorą na klatę zagrożenie. Na te gołe cycki.

Myślę, że nawet Jezus stanąłby po naszej stronie. Bo gdyby żył w naszych czasach powiedziałby, że skoro medycyna tak bardzo poszła naprzód, to trzeba robić badania prenatalne, i uświadamiać kobiety, co im i ich dzieciom grozi, i w razie możliwości dawać kobiecie wybór, jeśli będzie miała ona stanąć w obliczu dramatycznego konfliktu moralnego: czy wybrać coś strasznego jak aborcja, czy może coś dużo straszniejszego: śmierć dziecka zaraz po lub niedługo po jego urodzeniu. Bo to jest przecież OSOBISTA DECYZJA danej osoby, podmiotu moralnego, którego ta sytuacja dotyczy, a nie kogoś na stołku, kto nami chce zarządzać jak byśmy byli tylko pionkami w grze, komu się wydaje, że wszystkim na ziemi można zawiadywać. Pewne rzeczy nie mogą „się komuś wydawać”. Pewne rzeczy trzeba samemu osobiście czuć, przeżywać, i samemu móc co nich podejmować decyzję.

No i wiemy już, że tylko do piątku możemy latać po galeriach, kinach, teatrach. A od soboty został nam już tylko Netflix, Pornhub, TVP. Strajki też już przycichły i pewnie przycichną jeszcze bardziej. Pozostanie nam tylko komputer. Będziemy mogli wyżywać się już tylko na klawiaturze naszych komputerów. Przestaniemy być realnym zagrożeniem dla rządu i zamienimy się w jakąś ikonkę oraz łatwo namierzalne IP komputera. Z naszego przesłania i tak będą korzystać tylko ci, którzy też są przeciwni poczynaniom rządu, a ci, których chcieliśmy namówić do dołączenia do nas, mogą nawet tego nie zauważyć, bo przecież nie będą nas wyszukiwać w sieci. Słowo pisane nie potrafi tak donośnie krzyczeć, jak mówione. I memy nie potrafią tak bezpośrednio trafiać do ludzi, jak kartony z hasłami noszone własnymi rękoma.

Jak ja nie lubię walczyć. A jeszcze bardziej nie znoszę swoich emocji. Chciałabym mieć wszystko, co się wokół dzieje w dupie. Ale to za ciężkie, bo niestety jako człowiek jestem istotą współczującą, i co gorsza – też niestety myślącą. I mimo że sama zachęcam nie do samego krzyku, ale do przemyślanego protestu, wysnuwaniu argumentów, które też przecież stanowią element walki, tak żeby rozjaśnić każdemu, czemu w ogóle walczymy, to jednak rozwala mnie to, że tak wiele osób, mimo że bardzo się stara wpłynąć na zmiany w Polsce, to rząd nie poczuwa się i pewnie nie poczuje, by podać się do dymisji, albo żeby po prostu wejść w dialog. Wysłuchać nas i zrozumieć, a następnie naprawić swoje błędy.

Ale rząd nie widzi żadnych swoich błędów. A przecież wtedy dopiero zyskałby nasz szacunek, jakby ktoś przyznał, że coś jest nie tak. I tak samo, jak aborcji „z okazji” nieodwracalnej wady płodu zakazano powołując się na Trybunał Konstytucyjny, tak samo wedle logiki tam zawartej jakby ktoś zechciał, mógłby też zakazać aborcji „z okazji” gwałtu. No bo skoro TK gwarantuje ochronę życia ludzkiego w każdej fazie jego rozwoju, to dlaczego nie mamy być zmuszeni do donoszenia ciąży powstałej wskutek gwałtu. Więc może nie ma co się powoływać na taki Trybunał Konstytucyjny?! Proszę tych, którzy boją się sprzeciwić rządowi: OTWÓRZCIE OCZY!!! JESTEŚCIE ZMANIPULOWANI PRZEZ KOGOŚ, KTO PODPIERA SIĘ O BIBLIĘ. A to jest największa z możliwych obłud.

W szale przed odbieraną wolnością, z przyczyn co prawda wyższych, bo dla ochrony naszego zdrowia, jednak przy okazji w oczywisty sposób tłumiącą też w ten podstępny sposób strajki, pobiegłam do sklepów zaopatrzyć siebie i dzieciaki na zimę w buty, rękawiczki, czapki. Nie wiem, czy nie kupować już upominków na mikołajki, bo przecież lockdown może potrwać do wtedy, jak i nie do Bożego Narodzenia. No ale nic, dzięki Bogu jest jeszcze allegro. Jednak naprawdę, gdy zobaczyłam w Lidlu kilka tygodni temu już słodycze bożonarodzeniowe, przeżyłam atak paniki, bo o matko… Czy ta ciut za wczesna ekspozycja świąteczna oznacza, że mamy już szykować zapasy jak przy poprzednim lock downie? I czy znów będzie tak jak w Wielkanoc? Znów będziemy przed świętami stać w kolejkach przed sklepami z odstępami kilkumetrowymi od siebie? I znów będziemy czuć tę chujową samotność, jaką czuje się w święta, które spędza się bez najbliższych?

Przyzwyczailiśmy się już do widoku ludzi w maseczkach we wszystkich możliwych miejscach, coś, co rok temu wydałoby się jakimś surrealnym widmem. Przyzwyczailiśmy się patrzeć na siebie z lękiem, niepewni, kto z nas boi się być przy nas nawet w odległości tych dwóch metrów. Ludzie do siebie potrafią wykrzykiwać, że mają się oddalić, albo założyć maseczki. Co się z nami stało? W jakim świecie teraz żyjemy? Coraz więcej z nas się nie lubi wzajemnie, mimo że paradoksalnie tęsknimy właśnie teraz za kontaktem z ludźmi. Nie dość, że ta maskarada koronawirusowa, która nie wiadomo do kiedy będzie trwać, to jeszcze rząd naszego kraju nas osacza, wykorzystując sytuację, że mamy czuć wyrzuty sumienia i strach przed wychodzeniem na ulicę, by walczyć o wolność, bo to oczywiście potem będzie ogłoszona „nasza wina” te zapełnione szpitale. Czy to nie jest podłe, że wyciągają teraz takie tematy na wierzch, gdy formalnie nie mamy jak się bronić??? Czy to nie jest poniżające? Czy to nie odbiera nam godności po raz kolejny? Czy ta godność może być jeszcze bardziej zdeptana?!

Strajk kobiet poza chęcią protestu był też pretekstem dla wielu z nas, by wyjść z naszych jaskiń, by poczuć się częścią jakiejś całości, by poczuć jakąś więź z innymi i na patrzeć na siebie życzliwie. By trąbiąc w tłumie innych aut, polubić korki, które stały się zastępnikiem imprez, na których lubimy być w tłumie, mimo że w innych warunkach tłum, tak samo, jak i korki, nas denerwują. To cudowny sposób socjalizujemy się, w bezpiecznej odległości od siebie możemy bezkarnie patrzeć sobie w oczy i rozmawiać ze sobą kartonami. Odczuwać więź i wiedzieć, że nie jesteśmy sami z naszymi odczuciami – chęcią zmieniania rzeczywistości terroru. Chcemy też pokrzyczeć w tłumie albo po prostu przejść się razem na spacer. Więc póki możemy, wychodzimy strajkować, wybierając wolność i solidarność z innymi.

I teraz gdy na nowo będziemy musieli zamykać się w domach, chodzę i dotykam rzeczy, póki ten dotyk jest dozwolony. Chociaż i tak na moje dotykanie patrzy się, jak na za dużą swawolę, prawie jakbym uprawiała seks w miejscu publicznym. Ale mi brakuje tego seksu z rzeczami. Więc wcieram się w nie, wdycham ich chemiczną woń. Przymierzając je, nacieram się ich zapachem. Staram się wczuć w każdą fakturę rzeczy, bo tak bardzo tęsknię za wszelką bliskością. I zapamiętuję te obrazy: galerie, które ciekawe czy nie zaczną znikać z miejskiego krajobrazu.

Dla zabicia samotności odpalam też Tindera, żeby poczuć, że się jakimś gościom nadal podobam, bo na ulicy nie jest tak łatwo to wyrazić, jak tu – jednym pyknięciem. Regularnie odmawiam realnego seksu, gdy facet przyzna, że tylko tego szuka. Wtedy z przyjemnością oznajmiam, a to przepraszam, żegnaj, bo ja nie. Ja wolę coś więcej. A mało która kobieta przyznaje się do tego, że nie lubi być wykorzystywana, bo tak bardzo się przyzwyczaiłyśmy do uległości i poddaństwa. I lubię tę satysfakcję własnego wyboru. Gdybym zgodziła się na takie spotkanie w oczywistym celu, to właśnie facet po dokończonym akcie zdobycia, mówiłby to znamienne męskie „wiesz, to nie to”. A ja już na żadne odrzucenie nie mam sił. Na żadne olewanie i żadne dymanie. Ani przez byle jakiego faceta, ani przez byle jaki rząd. Dlatego żegnam wszystkich, którzy nie chcą mi dać tak dużo jak ja potrafię z siebie dać komuś. Tak bardzo zraziłam się zależnością od innych.

Teraz przede mną od soboty pozostanie jedynie wcieranie się w dywan, żebym była bliżej tego, z czym jestem kojarzona w tym kraju – szmat i ziemi. I wsłuchiwanie się w głos nauczycieli moich dzieci, którzy nawet nie są świadomi, że koi mnie on, że chcę tego, by byli w tym moim pustym domu, do którego nie można zapraszać żadnych gości, w tym najbliższej rodziny, i że pragnę by pomogli nauczyć moje dzieci, że mądrość jest najważniejsza. Żeby one nie dawały sobie kiedyś wmawiać, że coś jest dobre, jeśli jest według jakichś tam zasad. Nie wszystkie zasady są dobre.

W sklepach niedługo będę mogła tylko już obmacywać ziemniaczki i jajeczka, bo tylko spożywcze będą otwarte. Więc idę jeszcze po dotykać piękne sukienki i buty, póki wiszą na wystawach przypominając, że kiedyś było więcej okazji, by je kupować i zakładać, niż dzisiaj. Napawam się ostatnimi dniami możliwości pójścia do galerii, kina, teatru, nie tylko, by dokonać realnego zakupu rzeczy czy poprzebywać ze sztuką twarzą w twarz. Uświadamiam sobie, że teraz tylko rzeczy mają nam zastępować ludzi w naszej potrzebie bliskości i dotyku. Roztkliwiam się patrząc na innych kupujących, nawet jeśli ktoś mnie ofuka, że na przykład za blisko niego stoję, chcę czuć się częścią tej zagubionej całości. Która nie wie dokąd, ale gdzieś się toczy. I nie panuje nad tym zjeżdżaniem w dół, bo nad grawitacją się nie da zapanować. A my jesteśmy już bardzo nisko, w takim dole emocjonalnym, z którego wydaje się, że nie da się wyjść. W grobie, który przyszykował nam nasz kraj, żeby zakopać w nim nasze nadzieje. Gdzie krzyku i tak nikt nie usłyszy, a ręki tym bardziej nam nie poda. Najwyżej przysypie nasze ciała piachem, żeby nie było nas już widać. Ale my będziemy walczyć! I będziemy tak samo wściekłe, jak bohaterka „Kill Billa”. Wyjdziemy z naszego grobu własnymi siłami. Zmartwychwstaniemy jak Jezus Chrystus.

Biada tym, którzy zaczynają wojnę z kobietami! Bo kobieta może nie ma siły mięśni takiej jak facet. Ale ma taką siłę wewnętrzną, której każdy facet się bać powinien. Mamy swoją własną super moc, która zawsze się odradza. Nawet gdy ktoś ją tłamsi, opluwa i zakopuje brudnymi słowami.

Agnieszka Ossowska



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję