Jacek Lepiarz
Ukraina dostanie zachodnie czołgi, następne na liście życzeń są myśliwce. Czy to realne? I gdzie przebiega czerwona linia? - pyta niemiecka prasa.
„Najpierw czołgi, a potem samoloty? Tego domaga się Ukraina, a niektóre państwa sygnalizują otwartość (na te postulaty). Jaki wpływ na ukraińską obronę miałyby w przypadku rosyjskiego ataku myśliwce?” – zastanawia się Christoph Seidler w analizie opublikowanej na portalu tygodnika „Der Spiegel”. „I gdzie przebiega czerwona linia?” – dodaje.
„To byłaby godna uwagi sztuczka, gdyby było prawdą to, co pisze, powołując się na źródła w polskim rządzie, polska gazeta Dziennik Gazeta Prawna. Wynika z tego, że Polska przekazała Ukrainie na wiosnę zeszłego roku pewną liczbę samolotów MiG-29, i to rozłożonych na części i zadeklarowanych na odprawie jako części zamienne” – pisze autor.
Seidler zaznacza, że w przypadku tych maszyn nie mogło chodzić o samoloty, które Polska otrzymała kiedyś od Niemiec (z zasobów NRD), gdyż na eksport tych ostatnich konieczna byłaby zgoda Berlina. Wynika z tego, że już w pierwszych dniach wojny rozważano możliwość dostarczenia Ukrainie myśliwców. „Wtedy projekt zablokowali Amerykanie, którzy obawiali się eskalacji wojny. Teraz Ukraińcy powrócili do tego tematu” – czytamy w „Spieglu”.
Seidler zwraca uwagę, że kanclerz Olaf Scholz „kategorycznie wykluczył” przekazanie niemieckich samolotów. Politycy z USA, Francji, Holandii i Słowacji zasygnalizowali natomiast „zasadniczą otwartość”. Polska oświadczyła, że poprze ten pomysł, jeżeli całe NATO opowie się za przekazaniem samolotów.
Na Zachodzie panuje w tej sprawie „duża powściągliwość” – czytamy w „Spieglu”. Pismo „Politico” cytuje anonimowego dyplomatę USA, że myśliwce są obecnie „no-go”.
Zdaniem autora najbardziej przydatnym dla armii ukraińskiej samolotem byłby F-16. Zdaniem cytowanych przez „Spiegla” ekspertów sam samolot nie wpłynie decydująco na sytuację na froncie. Tylko we współpracy z czołgami, oddziałami naziemnymi oraz artylerią w rodzaju wyrzutni rakietowej Himars, która zneutralizuje rosyjskie radary, F-16 może przeważyć szalę zwycięstwa. Seidler zwraca uwagę na ciągle jeszcze sprawną obronę przeciwlotniczą Rosji.
Amerykańscy eksperci uważają, że przekazanie Ukrainie F-16 nie byłoby gestem „tak eskalującym, jak ludzie uważają” – czytamy w „Spieglu”.
Broń i ryzyko
W pierwszych miesiącach wojny, dostarczając broń Ukrainie, Zachód kierował się zasadą, że najpierw trzeba poobserwować, jaki skutek będzie miał nowy rodzaj broni na polu walki, zanim podejmie się decyzję o przekazaniu kolejnego rodzaju wyposażenia – pisze Nikolas Busse.
Jak zaznaczył, w przypadku czołgów ta zasada została „rozmiękczona”, ponieważ decyzja o przekazaniu czołgów zapadła, zanim jeszcze opancerzone wozy bojowe piechoty dotarły na Ukrainę. Z wojskowego punktu widzenia miało to sens, jednak ryzyko eskalacji wojny pozostało.
To, że prezydent USA Biden, informując o przekazaniu czołgów Abrams, zaznaczył dosłownie, że tego kroku nie należy interpretować jako ofensywnego zagrożenia Rosji, pokazuje, że zwlekanie z decyzją przez Bidena miało nie tylko techniczne i logistyczne powody.
„Nie może dziwić, że Kijów domaga się teraz bojowych samolotów. Napadnięty kraj chce dostać wszystko, co może mu pomóc na polu bitwy. Mimo to Zachód powinien na razie obserwować, jaki wpływ na sytuację na froncie będą miały dostawy czołgów. Zapowiedziana ofensywa, do której mają być użyte Leopardy, nawet się nie rozpoczęła” – pisze komentator „FAZ”.
„Ustalając strategię, Zachód nie można kierować się wyłącznie interesami Ukrainy” – zaznacza w konkluzji Nikolas Busse.
Myśliwce dla Ukrainy? „To nie ma sensu”
„Po decyzji o przekazaniu czołgów, rozległy się wołania o myśliwce z magazynów Bundeswehry. To nie ma żadnego sensu” – pisze Tobias Schulze.
Takie postępowanie nie tylko uniemożliwiało publiczną debatę, ale co gorsza, wzbudzało nieufność wobec rzeczowych argumentów. Sprawiało wrażenie wymyślonych, nawet wtedy, gdy czasami miały znaczenie. Tak jak teraz, gdy dyskusja przesuwa się z czołgów na samoloty.
Niemieckie myśliwce Tornado lub Eurofighter dla Ukrainy? Patrząc pragmatycznie, w rzeczywistości jest bardzo wątpliwe, czy taka decyzja miałaby sens. Latanie samolotem jest bardziej skomplikowane niż kierowanie czołgiem. To samo dotyczy konserwacji. Utrzymywanie kilkudziesięciu typów samolotów przekraczałoby możliwości ukraińskiego lotnictwa – uważa dziennikarz „TAZ”.
W polu zainteresowania Ukraińców byłyby raczej myśliwce produkcji sowieckiej, które ukraińscy piloci znają, oraz amerykańskie F-16, na których prawdopodobnie są już szkoleni. Scholz może odetchnąć z ulgą – żaden z tych modeli nie należy do Bundeswehry.
Schulze zastrzega, że nie jest powiedziane, iż niemieckiemu rządowi uda się uniknąć dyskusji. Polska posiada używane samoloty MiG-29 z zasobów NRD. Tak jak w przypadku Leopardów, Niemcy musieliby wyrazić zgodę na przekazanie ich Ukrainie.
Polska zastanawiała się nad przekazaniem samolotów już na samym początku wojny. Wtedy plan spalił na panewce, również z powodu zastrzeżeń USA. Wtedy Waszyngton uznał ryzyko eskalacji za zbyt duże.
Zdaniem komentatora „TAZ” rząd niemiecki powinien „bardzo dogłębnie” zbadać sprawę. „Dystans od czołgu do samolotu jest duży. Większy niż dystans od jednego czołgu do innego” – ostrzegł Tobias Schulze.
EDAKCJA POLECA
Jacek Lepiarz