Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Idą czasy, że lepiej byłoby, gdybym wiedział jak się przepycha rury, albo co zrobić jak się spindoli elektryka, albo potrafił naprawiać samochody, sprzęt serwisować i tak dalej. Fach warto by mieć jakiś. Coś, co jest, co będzie ludziom potrzebne – a nie, cytować w czas pandemii zmarłych węgierskich pisarzy, jak pojeb
Ruch w śródmieściu dużo mniejszy niż zwykle o tej porze. Na przystankach pusto. Przed apteką stoi kilka osób. Jeszcze w sobotę stojący trzymali się od siebie w odległości półtora metra, teraz na oko są to trzy metry, może nawet cztery. Wygląda to zabawnie.
W tramwaju kilka osób. Kobieta z kilkuletnią dziewczynką w tyle wagonu, dziewczyna macha do mnie ręką. Uśmiecha się. Ja też się uśmiecham. Jest podobna do mojej córki. Nie zapamięta tej pandemii. Gdyby była starsza o rok, może dwa. Wtedy tak. Teraz będzie jej musiał o tym opowiedzieć ktoś inny.
W sklepie kilka osób. Bez pośpiechu błądzą między regałami. W ogóle wszystko jakby zwolniło.
Znajomy opowiada mi przez telefon, że pracodawca będzie wysyłał ich na „przestój”, że będą im płacić wyłącznie postojowe, od podstawy wynagrodzenia. Mówi, że postojowe to on będzie miał jak mu wejdzie przelew na konto z miesięcznymi poborami. Coś takiego w jego przypadku z pewnością spowoduje u niego zatrzymanie akcji serca. I to będzie, kurwa, konkretne postojowe. Tak mówi znajomy, a wie co mówi. Jest urzędnikiem. Jego pełne pobory z dodatkami i wysługą lat przypominają końcówkę pensji kogoś zatrudnionego w korporacji na menedżerskim stanowisku. W takich wypadkach postojowe to jest utrata płynności. I wkurw. Ponieważ wszystko, co potrafi, wszystkie ukończone szkoły, kierunki studiów i podyplomówki nie wystarczały przez lata temu państwu, żeby płaciło swojemu urzędnikowi godziwe wynagrodzenie.
Być może ta sytuacja, ten obłęd pokaże, że milionowe zarobki gwiazd sportu, celebrytów i upudrowanych buziek z telewizji śniadaniowych to są jednak trochę wyrzucone pieniądze, w stosunku do tego, co proponuje się tym, którzy sprawiają, że to państwo funkcjonuje, że działa ta skomplikowana maszyneria, a przecież kiedy pielęgniarka, urzędnik, czy nauczyciel wchodzą do pracy w tle nie rozbrzmiewa hymn Ligi Mistrzów. Nie rozbrzmiewa on również, kiedy na ich konta wpływają miesięczne pensje.
Tymczasem w sklepie sprzedawczynie w lateksowych (gumowych?) rękawiczkach. Pytam, czy je zmieniają. Pani przy kasie mówi, że nie. Że cały dzień w tych samych. Że mają oszczędzać materiały ochronne.
Starsza kobieta, na oko, po siedemdziesiątce wybiera jabłka. Zanim po nie sięgnie, wcześniej sięga po foliowy woreczek, nie mogąc go otworzyć oblizuje palec wskazujący. Dwa razy, ponieważ woreczek nie chce się otworzyć.
W drodze powrotnej ze sklepu mijam grupę studentów pobliskiej uczelni. Jest ich sześcioro. Rozmawiają, śmieją się, palą papierosy. Jeden z chłopaków trzyma w ręce otwartą butelkę piwa. Pije z niej na zmianę z dziewczyną, która zdaje się jest jego partnerką. Tak że ostatecznie „korona” zostanie w rodzinie. Wyglądają na zdrowych i czują się zdrowi. W tym wieku jest się jeszcze nieśmiertelnym. Wszystko spina się w całość. Trudno mądrze się bać. Nie bez powodu wiek poborowy był tak ustawiony, że w okopach siedzieli dwudziestoletni chłopcy. U nich wyobraźnia pracuje inaczej niż u czterdziestoletnich facetów. W tej wyobraźni to nie im miny rozpruwają brzuchy i rwą na strzępy kończyny. Tak czy inaczej – „nie przerażać się bardziej niż się obawiamy”, pisze Marai w Dziennikach.
Pamiętam takie rzeczy, a idą czasy, że lepiej byłoby, gdybym wiedział jak się przepycha rury, albo co zrobić jak się spindoli elektryka, albo potrafił naprawiać samochody, sprzęt serwisować i tak dalej. Fach warto by mieć jakiś. Coś, co jest, co będzie ludziom potrzebne – a nie, cytować w czas pandemii zmarłych węgierskich pisarzy, jak pojeb.
Marcin Zegadło