Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Oglądając dzisiejsze doniesienia medialne, miałem nadzieję, że na końcu pojawi się jednak uśmiechnięta buzia jakiegoś redaktora zakontraktowanego w komercyjnej stacji na gigantyczne pieniądze, który kładąc akcent nie na te sylaby co trzeba (okropna maniera) powie: – Prima Aprilis. Z tą pandemią to tylko taki nieśmieszny żart.
Oglądając dzisiejsze doniesienia medialne, miałem nadzieję, że na końcu pojawi się jednak uśmiechnięta buzia jakiegoś redaktora zakontraktowanego w komercyjnej stacji na gigantyczne pieniądze, który kładąc akcent nie na te sylaby co trzeba (okropna maniera) powie:
– Prima Aprilis. Z tą pandemią to tylko taki nieśmieszny żart. Mamy nadzieję, że nie przestraszyliście się Państwo za bardzo. Wszystkich o słabych nerwach zapraszamy do obejrzenia nagrody pocieszenia, którą nasza stacja przygotowała dla Państwa, a będzie to film „365 dni” na podstawie książki Blanki Lipińskiej.
I wtedy w tym wyobrażeniu, z poczuciem ulgi wracam do świata pogrążonego w pandemii. Skoro grożą mi Blanką Lipińską niechże tutaj natychmiast wróci COVID-19. Wszystko tylko nie Blanka Lipińska i kino na podstawie jej prozy.
Zresztą „proza” to jest słowo zacne. Słowo, które oznacza, że mamy jednak do czynienia z literaturą. To, o czym mówimy w przypadku książki Lipińskiej to po prostu litery poukładane w linie proste. W ciągi liter. Z lewej równo. Z prawej równo. Biała kartka. Papier, tusz. Nie dajcie się zwieść. Nie wszystko złoto, co się świeci. Jeśli chcecie pornografii, sięgnijcie po pornografie. Po cóż te żałosne półśrodki, na dodatek w tak trudnym dla wszystkich czasie. Danse macabre z Blanką Lipińską to jak zmysłowe mambo z Jarosławem Kaczyńskim. „Kolano mnie boli” – mówi prezes. „Tańcz, nie pierdol!”. Tak to działa. Mniej więcej.
Powiadają, że jeśli gdzieś w przestrzeni wirował będzie milion cegieł, a wirował będzie odpowiednio długo, w końcu powstanie z tych cegieł katedra. Skoro tak, to Lipińskiej napisała się książka, a jakiś bezwzględny sadysta-socjopata zrobił z tego film. Podobno dzisiaj można go będzie obejrzeć na Netflixie. Ale to wydarzyło się w tamtym świecie. W świecie, którego już nie ma. W tym wypadku to jest dobra strona sytuacji epidemiologicznej, w której utkwiliśmy jak w złej fabule.
Od dzisiaj wchodzą w życie kolejne obostrzenia rządowe dotyczące „stanu epidemii”.
Rząd zamknął m.in. salony tatuażu i peircingu – odetchnąłem z ulgą. Od dzisiaj nikt nie zarazi się nieodpowiedzialnie przebijając sobie pępek lub łuk brwiowy. Jesteśmy bezpieczni.
Oczywiście urzędy pozostają otwarte. Odległość idących po ulicy – dwa metry od siebie. Odległość pracowników pracujących osiem godzin w jednym pokoju – półtora metra. Ale najważniejsze jest, że nie funkcjonują salony tatuażu. Od dzisiaj nikt nie zainfekuje się nieodpowiedzialnie wykłuwając sobie imię narzeczonej/narzeczonego nad łopatką lub na udzie.
O wszystkim pomyśleli ludzie od Morawieckiego.
Małpki, którym ktoś dał do zabawy brzytwę.
Dzisiejsze nagłówki prasowe:
„Pierwszy poród odebrany u kobiety z koronawirusem”;
„Teraz łatwiej umówić się na seks, bo pomijamy etap zapoznawczej ustawki”, a obok:
„Dwóch nastolatków zarażonych korona wirusem zmarło w Londynie”.
Redakcje pełne są dowcipnych i zmyślnych stażystów.
Marcin Zegadło