Manuela Gretkowska
Morawiecki opowiada o swojej niezgodzie na Europę dwóch prędkości, dwóch proszków do prania i ciastek. Prezes to zmieni, nakazując wolniej piec ciastka i szybciej łamać prawo. Zamiast demokracji będzie jeden proszek… do prania mózgów
PrzePiS dla uczniów i nauczycieli, by przywrócić Polsce to, co było: worek na kapcie i łeb, a morda w kubeł, gdyby komuś się chciało od tego rzygnąć.
Morawiecki opowiada o swojej niezgodzie na Europę dwóch prędkości, dwóch proszków do prania i ciastek. Prezes to zmieni, nakazując wolniej piec ciastka i szybciej łamać prawo. Zamiast demokracji będzie jeden proszek… do prania mózgów.
„Joachim powiedział mi ostatnio - powiedział Morawiecki - że jego najmłodsze dziecko lubi maślane ciasteczka. Ale musi mu te ciasteczka przywozić z Brukseli, bo te dostępne w Polsce mają znacznie gorszy skład”. Sądzę, że to Joachim B. Jego synek, pewnie jak większość dzieci rządzących, nie nosi kapci w worku i nie uczy się, lub nie będzie się uczył z podstawy programowej dla małych męczenników rodzimej oświaty.
O ile wiem Ziobro i reszta, posyłają swoją pulę genetyczną do niepolskich szkół. No, chyba że jak syn Szydło, dziecko ma powołanie kościelne. Wtedy szkoła im gorsza, tym lepsza, bo cierpienie uświęca, a głupota ubogaca.
Morawiecki mówi o ciasteczkach niby Maria Antonina do ludu żądającego chleba. Polski lud żądał podwyżek w szkolnictwie i tak jak lud przed rewolucją francuską nie dostał nic. Królowa straciła głowę, premier też. Inaczej nie bajdurzyłby o europejskich ciastkach, produkowanych z gorszych składników na polski rynek. Gorszych od polskich? Nasze, oprócz tych wyjątkowych ekologicznych, są niejadalne. Olbrzymia półka w supermarkecie pełna szajsu naszej produkcji. Podróby, bo maślanych ciastek nie powinno się produkować z oleju palmowego i syropu. Składniki widać na etykiecie, a smak czuć kilka dni po zjedzeniu, tak refluxem odbija się polskość. Dlaczego zagraniczny producent miałby knocić swój wyrób masłem, skoro Polacy lubią chemię? Z niej przecież produkują swoje popularne wypieki.
Próbowałam kupić ciężko chorej sucharka, czyli kromkę wysuszonego polskiego chleba. Miał w sobie tyle tłuszczy, że dałoby się z niego produkować oleje ostatniego namaszczenia.
Chcesz dobre herbatniki? Za 10 zł w Auchanie są słynne maślane z Normandii. Nie musisz lecieć po nie na Zachód. Dlaczego nie produkujemy podobnych, nie tylko z nazwy? Masło mamy nie gorsze od normandzkiego, jaja też sobie potrafimy robić. Widać Polak zje nawet spożywczy Czarnobyl, jeśli tani i kolorowy. Normy regulujące poziom trucizn w jedzeniu, skróciłyby datę przydatności i podrożyły towar. A gówniany i tak się sprzeda. Wybredna elita wyżywi się w Brukseli. Jej wyrafinowane potomstwo, nawet nie umiejąc czytać wypluje obrzydlistwo.
Może premier, zamiast chrystianizować Europę, zdjąłby z polskich słodyczy klątwę niestrawności? Umieramy od smogu, ale umieramy też od takich ciasteczek, tylko słodziej. I to nie kwestia ich smaku, Mon bon monsieur Morawiecki: powietrza nie da się importować, ale Europę można. Wystarczy przestrzegać prawa i przepisów, również kulinarnych. Nie zaniżać norm smogowych, nie tolerować zastępczych i szkodliwych składników w jedzeniu, nie łamać Konstytucji. Chyba że chodzi o to, by zjeść polskie ciasteczko i mieć ciasteczko europejskie do wyboru. Byle do wyborów na jesieni i klęski wyrobów politycznopodobnych.
Dla tych, którzy zamiast ciastek woleliby banany, ministerstwo niedożywienia kultury zbanowało banana w Muzeum Narodowym. Za nieprzyzwoitość, bo sygnalista nadał o jego złym wpływie na młodzież. Po amerykańsku „to go bananas”, pójście w banany, pokazuje dokładnie stan pisowskiego rządu - zajob.
Manuela Gretkowska