Z przymrużeniem oka i nutą ironii Roman Giertych kieruje list do Karola Nawrockiego, oferując „życzliwą” pomoc w wyjaśnieniu kontrowersji wokół kampanijnej wpadki z mieszkaniem. W charakterystycznym, satyrycznym stylu Giertych proponuje absurdalną wersję wydarzeń, w której Nawrocki jawi się jako dobroczyńca tajemniczego Jerzego, a cała afera mieszkaniowa to efekt nieporozumień i knowań służb. List pełen jest kąśliwych uwag i politycznych aluzji, a całość wieńczy troska „wuja Romka” o losy kampanii i… humor prezesa.
List do Karola Nawrockiego
Szanowny Panie Karolu!
Z wielką troską spoglądam na Pana kampanię, bom życzliwy od dawna dla mego pogubionego powinowatego Jarka. Wiele już widziałem wpadek i klęsk kampanijnych, ale takiej historii jak z tym mieszkaniem to jeszcze nie słyszałem. Dlatego, wiedziony tą życzliwością, postanowiłem przygotować dla Pana spójną wersję wyjaśnień, które powinien Pan dzisiaj przedstawić opinii publicznej.
Powie Pan tak:
Pan Jerzy, spacerując sobie po plaży, wejrzał kiedyś na Pana, gdy Pan się przechadzał w towarzystwie Wielkiego BU. Spojrzał Jerzy na Pana i rzekł:
- Karolu, pójdź, uczynię cię mym opiekunem, stróżem majątku mego i dziedzicem.
Pan, wzruszony prośbą staruszka, przystał na jego szczere łzy i postanowił zająć się biedakiem, który — nie dość że samotny — to jeszcze ciągle na swej drodze spotykał nieżyczliwego prokuratora i sędziego i cierpiał od nich okrutnie, nim jeszcze czasy męczeństwa Darkowo-Marcinowego nadeszły.
Przez wiele lat trwał między wami stan idylli. Pan słał biedakowi lekarstwa i jedzenie, a on Panu obiecał oddać mieszkanie, jak tylko wykupi je od miasta. Aby jednak wykupić, potrzebował pieniędzy, więc je mu Pan dał, ale ponieważ Pan nie miał, to podarował mu Pan pieniądze z tego, co był on Panu winien za opiekę. Tak wynika z oświadczenia Pani Magister Dziennikarstwa, której musimy przecież wierzyć. Czyli jego pieniądze pochodziły z tego, co zaoszczędził z emerytury na tym, co Pan mu kupował, aby Panu zapłacić za te usługi, lecz Pan mu te zaoszczędzone na Pana kwoty podarował — i tak miał na mieszkanie. Zaraz też pobiegł do notariusza i mieszkanie na Pana zapisał. Tak sobie w Panu bowiem upodobał.
Pan zaś stale się nim zajmował, aż któregoś pięknego dnia zniknął pan Jerzy i odnalazł się po pół roku — dopiero dziś. Pan przez cały ten czas poszukiwał swego dobroczyńcy, ale brak czasu, wywołany kandydowaniem, uniemożliwił Panu kontakt z policją albo z opieką społeczną. I nieszczęśliwym trafem pominął Pan w swoim oświadczeniu podczas debaty posiadanie tego mieszkania, co całą aferę wywołało.
Nadto ta zaciekła dociekliwość dziennikarska wydaje się inspirowana przez służby i stanowi zamach stanu, za który Tusk i Bodnar pójdą na dożywocie, a Giertych jeszcze gorzej — bo zdenerwował prezesa.
Życzliwy i martwiący się
– wuj Romek.
opr. DF, thefad.pl
