Rafał Sulikowski
Zamiast nagrody za to, że w ogóle przyszedłeś do kościoła, otrzymujesz co tydzień porcję niezdrowych emocji, mieszankę wybuchową poczucia winy, wyrzutów sumienia, nieokreślonego niepokoju, znudzenia powtarzanymi po tysiąckroć modlitwami czy gniewu, gdy słuchasz jakichś ewidentnych bredni, najczęściej politycznych i masz zamiar ostentacyjnie wyjść, ale coś cię wstrzymuje…
Znasz dobrze tę emocję. Zjawia się sama, nieproszona. Najczęściej wtedy, gdy jesteś w kościele i zaczyna się kolejne w twoim życiu kazanie. Albo podczas słuchania księdza na spowiedzi. Może też, gdy bierzesz do ręki jakiś artykuł lub książkę religijną.
Jak się nazywa ta emocja?
Opór, który narasta w Tobie, a zaraz potem nadchodzi niepokój. Czujesz, że im dłużej słuchasz lub czytasz “prawd” boskich, tym mniej jesteś sobą. Stale czujesz, że nie jesteś zbyt dobry czy dobra. Widzisz w sobie same winy, błędy, grzechy.
Siedzący obok ciebie ludzie czują podobnie, ale Ty sądzisz, że na pewno oni są lepsi. Bardziej święci, porządni, są okej. Ty nie - im dłużej zaglądasz w siebie, tym gorzej się czujesz.
Brzmi znajomo, prawda? Tak się nauczyliśmy tej emocji, a raczej pra-emocji, że nie jesteśmy już tego świadomi.
I właśnie o to chodzi, oczywiście “im”, nie nam, szarym owieczkom. Chodzi o utrzymywanie mas wiernych w nieświadomości.
O czym nigdy nie usłyszysz z ambony? Że jesteś dobry, zdolny, że czeka cię nagroda za twój wysiłek najpierw w szkole, potem jako żona/mąż, potem pracownik i wreszcie ojciec/matka.
Zamiast nagrody za to, że w ogóle przyszedłeś do kościoła (to też jest nakaz pod sankcją ognia piekielnego!), otrzymujesz co tydzień porcję niezdrowych emocji, mieszankę wybuchową poczucia winy, wyrzutów sumienia, nieokreślonego niepokoju, znudzenia powtarzanymi po tysiąckroć modlitwami czy gniewu, gdy słuchasz jakichś ewidentnych bredni, najczęściej politycznych i masz zamiar ostentacyjnie wyjść, ale coś cię wstrzymuje…
...tak, że siedzisz jak zahipnotyzowany i słuchając kazania, budzi się opór, złość, a zaraz za nimi podąża stałe poczucie, czy lepiej - uczucie winy, wdrukowane we wczesnym dzieciństwie, co gwarantuje jego obecność w życiu dorosłym.
Z uczuciami przecież się nie dyskutuje, a to jest emocja - strach przed karą boską, im większy, tym więcej jesteś uzależniona/uzależniony od instytucji religijnych.
Emocje i uczucia nie są “analizowalne” rozumowo, jak uczy psychologia, a gdy ktoś wywinie numer i uda mu się rozpracować cały system katolicki, to zaraz pojawia się “wewnętrzny krytyk”, który ci będzie wmawiał, że “jesteś zły, niewdzięczny, nie doceniasz roli kościoła” i tak dalej w ten deseń.
Ze zmęczenia przestajesz już więc analizować to, co daje się jeszcze ogarnąć rozumem, czyli głoszone “wieczne” prawdy z ambony.
Gdybyś słuchał uważnie, nagrał na dyktafon i zanalizował dowolne kazanie zdanie po zdaniu, wpadłbyś w przerażenie, może więc lepiej, że nie słuchasz uważnie. Im właśnie o to chodzi - żebyś nie uważał, bo wtedy słowa sączą się jak kroplówka poza twoim progiem świadomości i robią potem to, co robią: sterują same twoim życiem we wszystkich jego obszarach.
Jeśli chodzi o sferę seksualną, to oczywiście jest jedna z ważniejszych spraw, w której będziesz uświadamiany, a zarazem pozbawiany rozeznania.
Zapraszam do kolejnego odcinka.
/cdn./
Rafał Sulikowski