Andrzej Saramonowicz
Z Polską wiecznie na ustach, grał wyłącznie o korzyść własną, w złudnej nadziei, że nie podzieli losu Dorna, Leppera, Giertycha i całej pozostałej czeredki naiwniaków, którzy współbudowali z Kaczyńskim zło, a potem zostali przez niego wyssani pod musztardę niczym wołowa kość.
W radosnej insurekcji internetowych potępień Pawła Kukiza nie zapominajmy o innym bohaterze polskiej mierzwy duchowej, czyli Jarosławie Gowinie.
Niech wyrolowanie przez prezesa PiS-u nie uczyni Gowina w niczyich oczach ofiarą, bo ten człowiek to - jakby się wyraził genialny Jeremi Przybora - do najtępszych pierwotniaków rym.
Od lat przyglądam się z obrzydzeniem jego oślizgłym manewrom. To on słyszał płacz zarodków dobywający się z metalowych pojemników, to on głosował, ale się nie cieszył, to on przechodził z jednej partii do drugiej jak wąż zrzucający starą wylinkę, to on wreszcie zmarnował wszystkie dane mu od losu szanse na stanie się człowiekiem przyzwoitym.
Z Polską wiecznie na ustach, grał wyłącznie o korzyść własną, w złudnej nadziei, że nie podzieli losu Dorna, Leppera, Giertycha i całej pozostałej czeredki naiwniaków, którzy współbudowali z Kaczyńskim zło, a potem zostali przez niego wyssani pod musztardę niczym wołowa kość.
Teraz jest na dnie. I oby tam już pozostał. A we wszystkich miejscach, w których się go będzie wspominać, niech zawisną marmurowe płyty ze słowami Poety:
Gdy życie zdarło z faceta już maskę,
Gdy mu fasada rozwala się z trzaskiem,
Gdy zza niej wyjrzy jak dupa z pokrzywy
Pysk zły i obrzydliwy i pryśnie cały blef -
O, wtedy chociaż się pragniesz powściągać
Nie nasobaczyć i nie naurągać,
Choć inwektywą żywą nie chcesz chlustać
To same twe usta wykrzykną tobie wbrew:
Szuja!
Andrzej Saramonowicz