Szukaj w serwisie

×
26 czerwca 2018

Dariusz Lachowski: Indie słowem i obrazem – Ostatnia wizyta w Coimbatore

Dariusz Lachowski

W żadnym momencie przygotowywania tych tekstów nie siedziałem skulony ze strachu przed komputerowym monitorem z żałośnie zaklejoną kamerką internetową, głośno i wyraźnie podawałem Alexie komendy, prosząc o kolejną porcję muzyki.

 

Hotel w Coimbatore, który o tej porze jako jedyny dysponował wolnymi pokojami, dumnie świecił neonem „Red poppies” tzn. Czerwone maki należał do pięciogwiazdkowych. Hotelowa noc nie należała do tanich, choć widok z dachu był niezwykły. Przed głównym wejściem jeden z gości zaparkował swoje auto: luksusowe, w kolorze kwiatów maku.

Coimbatore

Dwa dni spędzone w Błękitnych Górach w Ooty dały mi chwilę wytchnienia, wystarczająco wiele by trafić do Coimbatore. Co prawda spędziłem w nim tylko jeden dzień zatem dzisiejszy wpis będzie krótszy, ale czy nie tak samo ważny jak poprzednie? Kilka tygodni temu, gdy zaczynałem pisać moją opowieść związaną z podrożą do Indii nie miałem pojęcia w co się pakuję, w co się uwikłam podczas pisania i zbierania informacji, jakie myśli przyjdą mi do głowy. Moja podróż trwa dalej. W żadnym momencie przygotowywania tych tekstów nie siedziałem skulony ze strachu przed komputerowym monitorem z żałośnie zaklejoną kamerką internetową, głośno i wyraźnie podawałem Alexie komendy, prosząc o kolejną porcję muzyki. Wracając do Coimbatore… wieczorem, w dniu przyjazdu, ponownie odwiedziłem znajomych z Musiri w ich domu w Madathur. Było smaczne jedzenie, prawdziwe lody i wspólne zdjęcia!

To ostatnia wizyta w Coimbatore więc lody muszą być

Dzień przyniósł obietnicę niezwykłych widoków i przeżyć, zaczynając od sycącego śniadania w hotelowym bufecie, aż do ujrzenia kolejnych wodospadów, wizyty w Isha Center i do odwiedzin w świątyni Marudhamalai Hill ale po kolei. Zaraz po wizycie w hotelowej stołówce szybki powrót do pokoju by się przebrać i przygotować do całodniowej podróży. Wodospady Siruvani i wielki zbiornik wodny położone są zaledwie 37 kilometrów od miasta. Rząd Indii wydał zgodę na budowanie zapory w roku 1915, lecz prace przy niej nie ruszyły. Wiele okolicznych wiosek w obawie przed samymi robotami jak i zmianami, które niechybnie zajdą po podniesieniu poziomu wody na rzece Siruvani, aktywnie uczestniczyło w blokowaniu rozpoczęcia prac. Przyszedł jednak czas, że większość pozostających w opozycji do tego pomysłu powoli zaczęła dostrzegać korzyści płynące z regulacji wodnych, od tego momentu prace przy budowie rozpoczęły się pełną parą, był rok 1927. Te wielkie i mniejsze roboty budowlane trwały aż do roku 1984, kiedy to zakończono projekt. Obecnie na teren parku przyrodniczego nie mogą wjeżdżać prywatne samochody, jednakże auta wyznaczone przez Dział Leśny mogą dowozić turystów do ścieżek trekkingowych. Płatny jest jedynie wjazd i żadne inne opłaty nie są już pobierane.

Wodospady Siruvani podczas ostatniej wizyty w Coimbatore

Od ostatniego przystanku autobusowego wprost do samych wodospadów wiedzie niezbyt trudna może jedno kilometrowa droga, której pokonanie nie nastręcza większych kłopotów, nawet w obuwiu niesłużącym spacerowaniu po kamieniach. Nad częścią przeznaczoną do kąpieli majestatycznie wznoszą się kaskady właściwego wodospadu widoczne już z bardzo daleka i przyznam, że jest to widok wart tej niewielkiej opłaty za wejście do parku. Część przeznaczona do kąpieli została podzielona na trzy kolejne stopnie. Pierwszy i drugi to przede wszystkim chłodna, rozpędzona kipiel, uderzająca z impetem w ciała zażywających wodnej kąpieli, moim zdaniem bardziej nadaje się do masażu niż pluskania w niej. Trzeci stopień to naturalna niecka skalna, gdzie w płytkiej i przejrzystej wodzie można śmiało zanurzyć całe ciało. Miejsce to oblegane jest także przez małpy, które w swój ulubiony sposób „polują” na kobiety i dzieci – strasząc je swoim głosem otrzymują w zamian coś do jedzenia. Trzeba też przyznać, że stanowią one bardzo wdzięczny obiekt do fotografowania. Woda i dostęp do niej ma w Indiach ogromne znaczenie, z którego często nie zdajemy sobie sprawy posiadając wszystko w zasięgu ręki, to co wydaje nam się takie normalne i proste, nie zawsze takim jest. Zabawne było spotkać tam młodych chłopaków pozujących ze mną do zdjęcia.

Coimbatore, tuż przy wodospadach Siruvani miało miejsce niecodzienne spotkanie.

Po powrocie nie mogłem oprzeć się pragnieniu poznania nowych smaków serwowanych z rozstawionych przy przystanki małych straganów. Tam też nagrałem krótką zachętę sprzedającego do… no właśnie, proszę zgadnąć. Odpowiedź będzie czekała pod galerią.

Zagadka

W odległości niecałej godziny jazdy od wodospadów Siruvani, a wciąż w miejskim dystrykcie Coimbatore mieści się olbrzymi ośrodek nazywany Isha Center. Spośród wszystkich ludzkich dążeń, dążenie do zmiany siebie w lepszą istotę uważane jest za najważniejsze, za najbardziej święte. Dążenie to jest wypełnieniem ludzkiej formy i jest dążeniem, które w ostatecznym rozrachunku przynosi dobrostan całemu życiu. Tak można najkrócej opisać podstawowy cel działania Fundacji Isha. Tu bowiem inspiruje się, podsyca i pielęgnuje to wrodzone dążenie do poszukiwania świętości w każdej istocie. Fundacja Isha, założona została przez mistrza duchowego Sadhguru w 1992 roku. Opiera się wyłącznie na pracy wolontariuszy, których skupia ponad pięć milionów w 150 centrach rozsianych po całym świecie. Fundacja jest organizacją non-profit i jak opisałem to wcześniej zajmuje się kultywowaniem potencjału ludzkiego. Wolontariusze pomagając innym, inspirując i rozpoczynając indywidualną transformację przywracają, zagubioną w obecnych czasach, globalną społeczność do pierwotnej formy. Sadhguru jest chyba jednym z niewielu, jeśli nie jedynym, guru żyjącym w Indiach, który swoje przewodnictwo duchowe nie zamienia w cele polityczne lub gromadzenie dóbr materialnych.

Coimbatore jakie zapamiętam

Nauczyciel Sadhguru wybrał nieco inną drogę edukacji i wzmacniania więzi ogniska domowego niż program 500+. Tutaj, wewnątrz Fundacji Isha praca na rzecz globalnej społeczności podzielona została na trzy zasadnicze kierunki. Pierwszy z nich to rewitalizacja ubogich wsi na południu Indii. W programie znalazła się opieka medyczna, rehabilitacja społeczna i podniesienie poziomu wiedzy mieszkańców wsi. Kierunkiem drugim jest całkowite zaprzeczenie tego co uczynił jeden z wariatów politycznych dla Puszczy Białowieskiej. Program ten nosi nazwę Zielone Ręce i ma za zadanie ponowne zalesienie i zasadzenie prawie 114 milionów drzew by przywrócić utracone przez wrogą przyrodzie gospodarkę, ponad 30% areału zielonego regionu Tamil Nadu w Indiach. Trzeci kierunek działalności Fundacji Isha, moim zdaniem najważniejszy, to pionierska praca nad komputeryzacją, nauczaniem i wszelką dostępną pomocą w edukacji szkolnej, pomagający dzieciom w nauce pisania, czytania czy po prostu uczęszczania do szkoły. Biorąc pod uwagę ponad 5000-letnią historię Indii, odwieczne przenikanie czterech głównych religii, posługiwanie się na co dzień 17 głównymi językami i ponad 2200 dialektami, wyjątkową różnorodnością, żywą kulturą i głęboko zakorzenionymi we współczesne życie tradycjami to są to, bardzo trudne kierunki rozwoju. Dlatego uważam, że Fundacji Isha można pozazdrościć jej wytrwałości.

Mortality is the fundamental reality of our existence. – Sadhguru
Śmiertelność jest fundamentalną rzeczywistością naszego istnienia.

[foogallery id="31071"]

By nie przeszkadzać gościom i uczniom zgromadzonym w kompleksie zostałem poddany rutynowemu sprawdzeniu wykrywaczem metalu. I tak telefon oraz aparat fotograficzny zostały zdeponowane w przejrzystej i obszernej szatni tuż przed wejściem na teren ośrodka. Pozwolono mi, tak jak i innym gościom, uczestniczyć w sesjach medytacyjnych pod olbrzymią, oszałamiającą kopułą w centrum Dhyanalinga. Architektura tego miejsca, historia powstania, nauka i mistycyzm wykraczają grubo poza ramy mego bloga i tego wpisu. Może w niedalekiej przyszłości uda mi się powrócić do tego tematu? Na terenie ośrodka znajduje się stołówka, a także księgarnia, w której zakupiłem i jestem z niej niezwykle dumny, książkę kucharską! Gorąco polecam i jeśli będzie komuś na tym naprawdę zależało to mogę przesłać kilka wybranych przeze mnie przepisów.

Gorąco polecam

Przy jednej z okazji wspominałem jak wciąż intryguje mnie brak poważnego traktowania Indii przez niektórych europejskich dziennikarzy, zwykłych czytelników czy obserwatorów, potrafią wszystko sprowadzić do biedy, brzydkiego zapachu, palenia wdów i okrucieństwa wobec kobiet. Do kompletu dorzucają „święte krowy” i tak oto mamy gotowy wizerunek mentalny przeciętnego obserwatora Indii, pławiącego się w mierzwie stereotypów. Warto napisać, że „świętość” krowy w tym kraju nie polega na tym, że nie wolno jej dotykać, lecz na tym, że jest zwierzęciem bardzo pożytecznym. W tym samym sensie, wszystkie zwierzęta w Indiach są święte, tak jak święte jest każde życie (prawo karmy). Krowa żywicielka nie jest w Indiach przedmiotem kultu. Przedmiotem kultu jest natomiast byk Nandin czyli wierzchowiec Shivy!

O moście...

Pewna indiańska przypowieść mówi, że kiedy umiera człowiek po drugiej stronie musi przekroczyć most, przejść po nim stąd by dostać się tam, do wieczności. Zaraz przy wejściu czekają na niego wszystkie zwierzęta, które podczas swego życia spotkały tego człowieka na swojej drodze życia. Zwierzęta na podstawie tego co o nim zapamiętały, jaki dla nich był, decydują czy człowiek ten może przejść przez most czy zawrócą go może w inne miejsce. Taka jest karma i jej konsekwencje.

W tym samym sensie, wszystkie zwierzęta w Indiach są święte

Centrum Isha słynie jeszcze z wyjątkowej figury Shivy. To niezwykła statua, ciekawa i inna niż pozostałe, ma w sobie to coś, skrywa tajemnicę, wypełniona jest znaczeniami możliwymi do odczytania na wielu poziomach, jest historią, która żyje własnym życiem.


Ta twarz nie jest bóstwem ani świątynią, ona jest inspiracją. W pogoni za boskością nie musicie unosić głowy by na nią patrzeć, bo nie znajduje się ona gdzieś indziej. Każda ze 112 możliwości jest metodą doświadczania boskości w sobie. Po prostu wybierz jedną. […] To nie był pomysł na zbudowanie jeszcze jednego pomnika, lecz aby wykorzystać go do pobudzenia w nas siły do samodoskonalenia. – Sadhguru podczas oficjalnego odsłonięcia posągu.

Dariusz u Adiyogi Shiva

Posąg inspiruje i promuje jogę, a nazwa Adiyogi oznacza „pierwszy jogin”, ponieważ Shiva jest znany jako inicjator jogi stąd Adiyogi Shiva. Figurę projektowano dwa lata, a po ostatecznym zaakceptowaniu wykonano ją w ciągu 8 miesięcy, została oficjalnie zaprezentowana w lutym 2017 roku. W całości wykonana jest ze stali i waży ponad 500 ton jej wysokość to 112 stóp (34 m) liczba 112 symbolizuje ilość możliwości osiągnięcia mokszy (wyzwolenia), które są wymienione w kulturze jogicznej. Ciekawostką jest fakt, że ta figura nie była pierwszą. Nie tak wysoką, bo zaledwie 6,4 metrową w roku 2015 Fundacja Isha odsłoniła w Tennessee w jej siedzibie: „Adiyogi: The Abode of Yoga”.

Pożegnanie

Powoli zapadał zmrok, po ponad czterech godzinach spędzonych w Isha Center pora było wracać do auta, przede mną droga do Mukundapuram. Zanim tam dotarłem zatrzymaliśmy się na parkingu świątyni Marudhamalai Hill wybudowanej na granitowej 120 metrowej skale. Świątynia nie jest tak stara jak poprzednie opisane przeze mnie wcześniej, początki tej sięgają zaledwie XII wieku. Na południowym krańcu świątyni znajduje się prakaram coś w rodzaju korytarza prowadzącego do jaskini Pambatti Siddhar. Pambatti Siddhar był jednym z 18 siddharów Tamil Nadu i żył w XII wieku. Gdy odbywał pokutę na wzgórzu po raz pierwszy Pan Murugan objawił mu się w postaci kobry, potem ukazywał mu się jeszcze wielokrotnie wraz ze swymi małżonkami. Pambatti Siddhar jako siddhar czyli mąż intelektu, otrzymał od Pana Murugana wszelką władzę związaną z posiadaniem wiedzy, a także jego osobiste błogosławieństwo, tak oto otworzyła się droga prakaram prowadząca z jaskini Siddhara do sanktuarium świątynnego. Późna godzina odwiedzin sprawiła, że mogłem jedynie przyglądać się ostatnim tego dnia obrządkom, lecz bez aparatu fotograficznego, a jedynie z telefonem.

Marudhamalai Hill Temple tuż przed wejściem

W podróży do Mukundapuram na moją ostatnią noc w Indiach, po drodze, oglądając i wspominając to co powoli oddalało się, przyszły mi do głowy słowa pewnego powiedzenia, choć nie znam autora tych słów bardzo mi wtedy zapadły w pamięć:

Raise your words, not voice. It is rain that grows flowers, not thunder.
Wznoś na wyżyny słowa swe, nie głos. Bowiem kwiaty rosną od kropel deszczu, a nie huku grzmotów.

Myślę, że trudne te słowa, dadzą się łatwo zrozumieć po odkryciu przesłania dzisiejszego wpisu.

Dariusz Lachowski


Rozwiązanie: Kawa, herbata, kawa, herbata tylko pięć rupii



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję