Szukaj w serwisie

×
10 czerwca 2019

Czy są granice młodości? Jak długo będziemy młodzi, zależy od nas

Urszula Ptak

Europejskie, starzejące się społeczeństwa przesuwają granice końca młodości w odległą przyszłość. Jak długo będziemy młodzi, zależy od nas.

Fot. Army Medicine

Kto stary, a kto młody, nie zależy tylko od metryki urodzenia, ale i od czynników kulturowych. Przez pierwsze lata w Niemczech trudno było mi określić wiek osoby, z którą rozmawiam. Zawsze wydawało mi się, że ta osoba jest młodsza, niż była w istocie. Patrzyłam na niewymuszony styl, na sportowe buty i z roku na rok kupowałam coraz mniej postarzających ubrań, zaczęłam jeździć do pracy na rowerze nawet w deszczowe dni i kupować coraz więcej produktów bio. Niezauważenie dla siebie stałam się typową mieszkanką niemieckiej metropolii, przeżywającą zmiany klimatyczne i ignorującą nadchodzenie klimakterium.

Niemiecka czterdziestolatka nigdy nie powie o sobie „starość nie radość“. W tym wieku zaczyna się planować przyszłość. Czy kupić mieszkanie, czy zmienić pracę, czy emigrować do Hiszpanii i zacząć życie w kraju z ładniejszą pogodą i milszymi ludźmi, czy urodzić pierwsze dziecko, czy wyjść za mąż. Czynnikami skłaniającymi do regulacji są podatki łupiące bezlitośnie samotnych, prawa spadkowe czy sprawy opieki nad rodzicami. Wygląda to na początek dojrzałości, która nie jest tożsama z samodzielnością, bo wszyscy wyprowadzili się z domów rodzinnych dwa dziesięciolecia albo i więcej wcześniej.

Dziesięć lat mniej

Społeczeństwa zachodnie znalazły receptę na przedłużanie młodości w prawie nieskończoność. Co decyduje o tym, że czujemy się młodzi? Znajome siedemdziesięciolatki planują wędrówki z plecakiem, kupują buty trekkingowe i zapisują się na kursy językowe, by móc nawiązać kontakt z ludnością tubylczą. Moja przyjaciółka Erika w tym wieku zaczęła chodzi na język polski, umawiała się z koleżanką na rower i jechały w lubuskie lasy, na miejscu szukały na wsiach noclegów lub rozbijały namiot. Opowiadała mi o Polsce, tak jak ja opowiadam o przygodach w Indiach. Na porządku dziennym jest chodzenie na zajęcia sportowe, jedni wybierają siłownię, inni jogę, ale rusza się każdy. Berlińczyków od jazdy na rowerze powstrzymać może tylko oblodzenie jezdni lub oberwanie chmury.

Ciało to informacja

Zaniedbane ciało świadczy o problemach emocjonalnych i generalnie o tym, że nie mamy kontroli nad własnym życiem. Jak w każdym bogatym społeczeństwie otyłość jest przypisana klasom niższym. Jeśli ktoś jest gruby, a należy jednak zawodowo do elity, to cały czas ma poczucie, że musi coś z tym zrobić, że stan zapuszczenia się musi być odwracalny. To dlatego politycy masowo chudną przed wyborami. Kult zdrowego, jędrnego i sprawnego ciała jest mocno osadzony w Niemczech i ma inklinacje polityczne i religijne. W zdrowym ciele zdrowy duch, to prawda po stokroć. W Berlinie w wielu miejscach można się opalać nago, nago iść popływać w jeziorze czy poleżeć na trawniku. W społeczeństwie, w którym ostentacyjne pokazywanie statusu materialnego jest kulturowo zakazane, a paradowanie w złotym łańcuchu na szyi nie wchodzi w ogóle w rachubę, pojawiły się inne wyznaczniki statusu.

Atrakcyjny odcień skóry

Sto lat temu opalenizna świadczyła o ciężkiej pracy na polu, więc panny, by być piękne, zasłaniały twarze parasolkami, śnieżna biel skóry była twardą walutą na rynku matrymonialnym. Teraz gdy większość z nas pracuje całymi dniami w pomieszczeniach biurowych, opalenizna w zimie informuje, że możemy sobie pozwolić na urlop na innym kontynencie. Pokazuje, że stać nas w ogóle na czas wolny. Ten fenomen znaczenia odcienia skóry jest u nas tak samo znaczący, jak w Azji i Afryce, gdzie im odcień skóry jaśniejszy, tym partner, partnerka bardziej pożądani, informuje o statusie i jest odbiciem konfliktów postkolonialnych. Zarabia na tym oczywiście przemysł kosmetyczny. Te same wielkie koncerny, które u nas sprzedają samoopalacze, produkują dla Azjatów całe linie specyfików rozjaśniających skórę. Zarabiane na kulturze jest w tym przypadku bardzo opłacalne.

Stereotyp pięknej Polki

Na pierwszy rzut oka umiemy ocenić, czy ktoś należy do naszej grupy społecznej, czy warto kontynuować znajomość, czy nie. Oczywiście zawsze możemy się pomylić, ale mamy za mało czasu na weryfikację danych i często pierwsze wrażenie pozostaje jedynym. Moje polskie koleżanki dbają, by mieć dobrze zrobione włosy i trwale polakierowane paznokcie, znają nazwy zabiegów kosmetycznych i gabinetów, które oferują wszywanie nici pod skórę twarzy, pilingów działających jak oparzenie i skutkujących narastaniem świeżej skóry. Mój niemiecki kolega mówi: pokaż mi kobiety po czterdziestce, a powiem ci, jaki to kraj. W jakim wieku są dziennikarki telewizyjne i czy są reklamą chirurgii plastycznej, w jakim wieku są stewardesy, recepcjonistki, aktorki grające w popularnych serialach? Banalna prawda, im mniej kobiet dojrzałych, ale widocznych w przestrzeni publicznej, tym mocniej trzyma się patriarchat.

Co z polskimi mężczyznami

W Polsce można by także zaryzykować inne pytanie: pokaż mi mężczyzn po czterdziestce, a powiem ci, jakie to rodziny. Za każdym razem, gdy jestem z grupą niemieckich przyjaciół i zwiedzamy polską prowincję, pada pytanie, co jest z tymi facetami w Polsce? Dlaczego wszędzie widać pary z kobietą odwaloną jak na wesele i mężczyzną z brzuszkiem i w koszulce polo w paski? Dlaczego mężczyźni tak o siebie nie dbają? Czy oni się nie lubią? A może te żony ich nie kochają? Czy te pary uprawiają jeszcze seks, czy tylko zrzucają się na koszty kredytu? To oczywiście pytania niezwykle denerwujące, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto skomentuje: no tak, ale nie można uogólniać, u nas w Niemczech też są zaniedbani ludzie i tacy w białych skarpetach i sandałach. Jak widać, to nie tylko polski kompleks. Wrażenie, że Polacy odpuszczają sobie troskę o swoją kondycję i wygląd, jest jednak dojmujące.

Dbajmy o siebie

Kulturowo mężczyznom u nas nie wypada poświęcać sobie uwagi, czytać o zdrowiu i zastanawiać się nad dietą. Piwo i grill załatwiają resztę. Oczywiście w miastach kultura naśladowania zachodu jest o wiele żywsza i zdrowy tryb życia znajduje coraz więcej zwolenników. Dieta wegetariańska i bieganie nie należą już do rzadkości. W mojej jurajskiej wsi wieczorami co chwilę przebiega ktoś z licznikiem kroków na ramieniu. Biegają jednak turyści nocujący we wsi, miejscowi na razie patrzą, choć ostatnio widziałam grupę pań z kijkami maszerującą przez pola i były to miejscowe kobiety na oko po pięćdziesiątce. Zatem, jak zmienimy kobiety, to zmienimy i rodziny, a potem to już cały kraj. Będziemy dłużej piękni i młodzi i zdrowi! Czego sobie i Państwu życzę.

 

REDAKCJA POLECA

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję