Niemiecki tygodnik "Die Zeit" wyliczył, że gdyby Europa miała wspólną armię, mogłaby zaoszczędzić do 20 mld euro rocznie. Co ciekawe projekt armii europejskiej, nabiera coraz wyraźniejszych kształtów.
W październiku 1950 roku francuski polityk René Pleven wystąpił z pomysłem utworzenia wspólnego systemu obronnego w postaci armii europejskiej, podległej wspólnym, europejskim instytucjom politycznym. Początkowo zyskał on spore zainteresowanie, ale projekt upadł w 1954 roku, kiedy francuskie Zgromadzenie Narodowe odmówiło ratyfikowania Europejskiej Wspólnoty Obronnej (EWO), będącej sformalizowną formą projektu Plevena. Francuzi widzieli w EWO próbę ograniczenia suwerenności Francji. Położyło to nie tylko kres samej EWO, ale także na wiele lat wstrzymało europejską integrację polityczno-militarną.
Stała współpraca strukturalna
Sytuacja zmieniła się z chwilą odwrócenia się od Europy przez nowego prezydenta USA Donalda Trumpa, a także zwiększenia poczucia zagrożenia europejskiego bezpieczeństwa wskutek agresywnej polityki zagranicznej Rosji pod rządami prezydenta Władimira Putina i zagrożenia ze strony islamistycznego terroryzmu oraz zapowiedzianego wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE, co ma nastąpić w marcu 2019 roku.
W listopadzie 2017 roku 25 państw członkowskich UE zdecydowało się na powołanie stałej współpracy strukturalnej (PESCO), mechanizmu pozwalającego pogłębić kooperację w zakresie polityki bezpieczeństwa i obrony. W ramach PESCO mają być realizowane wspólne projekty zbrojeniowe, co znacznie obniża ich koszty. Oczekuje się także bliższej współpracy na co dzień pomiędzy siłami zbrojnymi poszczególnych państw unijnych.
Projekt PESCO zakłada również ścisłą współpracę z NATO przy stałym zwracaniu uwagi, aby działania i wydatki obu tych struktur nie nachodziły na siebie i, co ważniejsze, nie były ze sobą sprzeczne.
Część polityków unijnych widzi w PESCO zalążek wspólnej armii europejskiej w zmienionej postaci i nowe podejście do wspólnej, europejskiej polityki obronnej. Inni przestrzegają jednak przed dostrzeganiem w PESCO zalążka wspólnej armii europejskiej.
Nie ulega wątpliwości, że coraz więcej państw unijnych opowiada się za pogłębieniem współpracy wojskowej, chociażby ze względu na stale rosnące koszty nowych systemów uzbrojenia. Niemiecki "Die Zeit" wyliczył, że gdyby Europa miała wspólną armię, to mogłaby zaoszczędzić na tym do 20 mld euro rocznie.
Brygada Niemiecko-Francuska
Możliwym zalążkiem armii europejskiej jest powołana do życia w 1989 roku brygady niemiecko-francuskiej w sile około 6 tys. żołnierzy piechoty zmotoryzowanej. Od tego czasu jednostka ta jest wciąż jedynym na świecie dwunarodowym oddziałem o takiej sile. Brygada dysponuje czterema garnizonami w Niemczech i trzema we Francji. Należący do niej 219 batalion pancerny w Illkirch-Graffenstaden w Alzacji jest jedyną jednostką bojową Bundeswehry stacjonującą stale poza granicami Niemiec.
Nie należy jednak wyciągać zbyt daleko idących wniosków z szumnej nazwy brygady niemiecko-francuskiej. Francuzi i Niemcy służą bowiem razem tylko w batalionie zaopatrzenia i w sztabach. Wszystkie inne oddziały wchodzące w skład tej brygady mają charakter narodowy, to znaczy, że są albo niemieckie, albo francuskie.
Współpraca niemiecko-holenderska
W 1995 roku Niemcy i Holandia powołały do życia wspólny korpus, któremu - w razie potrzeby - można będzie podporządkować po jednej dywizji z każdego z tych państw. W takiej sytuacji korpus liczyłby do 40 tys. żołnierzy, a więc stanowiłby naprawdę poważną siłę. Na co dzień jednak w skład korpusu, mającego charakter jednostki szkieletowej, wchodzi batalion łączności i batalion pomocniczy.
Bardziej zaawansowany charakter ma bezpośrednie włączenie 414 niemieckiego batalionu pancernego do 43 holenderskiej brygady zmechanizowanej. W skład 414 batalionu wchodzi natomiast holenderska kompania w sile 100 żołnierzy, którzy szkolą się w obsłudze niemieckich czołgów.
Taki sam charakter ma włączenie w styczniu 2014 roku holenderskiej 11 brygady powietrzno-desantowej w sile ok. 2 tys. żołnierzy do niemieckiej dywizji szybkiego reagowania.
Udana współpraca na morzu
Największe jednak postępy poczyniła współpraca marynarek wojennych Niemiec i Holandii. Dobrym tego przykładem jest integracja całej niemieckiej piechoty morskiej w sile 800 ludzi z holenderską marynarką wojenną. Nastąpi to w tym roku na mocy umowy z roku 2016.
Zacieśnienie współpracy wojskowej ma duże znaczenie nie tylko dla mniejszych państw unijnych, takich jak Holandia, ale także dla Francji i Niemiec, odgrywających w UE czołową rolę.
Po interwencji militarnej Francji w Mali w 2013 roku okazało się, że nawet Francja nie jest w stanie przeprowadzić takiej operacji na dłuższą metę w oparciu o własne siły. Jej sojusznicy musieli pośpieszyć z pomocą logistyczną i zwiadowczą w operacji "Serwal".
Bundeswehra z kolei boleśnie odczuwa obecnie skutki stałego ograniczania wydatków na wojsko, jakie miały miejsce w ciągu ubiegłych lat. Najlepiej świadczy o tym sytuacja z okrętami podwodnymi: wszystkie przechodzą w tej chwili remonty w suchym doku. Dopiero za pół roku, jeśli wszystko odbędzie się zgodnia zgodnie z planem, w morze wypłynie znowu niemiecki U-Boot...
(df) thefad.pl /