Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Jest w powieści Gretowskiej to, co w dobrej prozie najważniejsze, jest zaklęcie, które sprawia, że od pierwszej do ostatniej strony jest się w podróży, w której znika to, co za oknem, co nosi się w głowie Jest kołysanie toczącego się po ulicach osiemastowiecznej Warszawy powozu i jest radość czytania. Taka, którą czuło się dawno, dawno temu, kiedy każda książka potrafiła jeszcze cieszyć tak jak teraz cieszy mnie jedna książka na sto. Faworyty dają tę radość. Ta radość jest niewinna. Chociaż proza Gretkowskiej z niewinnością niewiele ma wspólnego. To świat mężczyzn, którym jedynie wydaje się, że to oni sprawują władzę. Czym w takim razie zajmują się kobiety?
Przed lekturą "Faworyt" Manueli Gretkowskiej warto sięgnąć do albumu z malarstwem Bernarda Belotta zwanego Canalettem, a tym samym pójść na spacer ulicami osiemnastowiecznej Warszawy.
Trzeba tylko uważać, żeby nie ubłocić trzewików, a smrodu Gnojnej Góry nie wdychać, jeśli to możliwe. Wystarczy, że fetor ekstrementów przedostaje się do królewskich komnat i wdycha ten fetor król Staś nazywany Antosiem, który po koronacji zmienia sobie drugie imię na August. Brzmi dostojnie.
Zatem należy sięgnąć do Canaletta i przyjrzeć się tamtej Warszawie, obejrzeć dokładnie tamto niebo i spojrzeć w oczy mieszczki wychylającej się ciekawie z okna kamienicy na Miodowej. Zapatrzeć się w nieregulowane koryto Wisły, po którym spływają łodzie o żaglach w kolorze kawy z mlekiem. A pod kamiennym, zniszczonym murem Żyd sprzedaje obrazki.
Kiedyś przyjdzie do tej Warszawy austriacki, nieudany malarz Hitler i wywiezie prapra-wnuka tego Żyda do Treblinki.
Ale jeszcze nie teraz. Teraz jest jeszcze Rzeczpospolita. Ta pierwsza i ta pokraczna demokracja, którą nazywali "szlachecką". Słaba ta Polska i pod rosyjskim kopytem.
Na tronie zasiada król, z Poniatowskich, który jeszcze słabszy, chociaż ma ambicje, chciałby wiele zmienić, ale sfrancuziały i trochę za bardzo lubi się bawić i lgnie do kobiet niemądrze, szuka przyjemności. Kto nie szuka, swoją drogą.
W czym różni się Stanisław August od innych współczesnych mu mężczyzn? Że jest królem? Jest królem Polski. Byle magnat ma więcej wojska niż Poniatowski. A czasy są takie, że rządzi ten, kto ma silne i posłuszne wojsko. Zresztą, co to za nazwisko - Poniatowski. Czy on może równać się Radziwiłłom, Lubomirskim? Przecież to podnóżek carycy. Niemki, która kazała zadusić własnego męża, bo był wariat i degenerat. Ale przecież każdy dwór królewski, cesarski pełen jest jemu podobnych. Wszystkich by trzeba wydusić. Pozamykać.
Więc nie bardzo jest z kim tę Rzeczpospolitą zmieniać. Bo szlachta, jak się rzekło, zapita, zarzygana, w spłowiałych kontuszach, z podgolonymi łbami i atrapami szabel u boku, bo prawdziwe szable zastawione. Żeby było na pijaństwo i na obżarstwo. Żeby się było za co się procesować, pienić.
Tanio można głos takiego szlachetki kupić. Bardzo tanio. Zasypia pijany, a kiedy się budzi nie pozwala sobie wytrzeźwieć. Całe lata płyną mu w pijanym widzie i gdyby ta szabla była prawdziwa ciąłby nią na prawo i lewo. Heretyków ciąłby i ojczyzny zdrajców. Tanio można głos takiego szlachetki kupić. Trochę jak w promocji. Albo jak na wyprzedaży.
Więc kupują te głosy Czartoryscy, Braniccy, Lubomirscy, Potoccy, Rzewuscy i Repnin kupuje i robią sobie swoje Królestwo i swoje sobie robią konfederacje. A wszystko w oparach pudru, w dekoltach faworyt, w alkowach i wokół pośladków dziwek w warszawskich Łazienkach, i w ogóle wszystko w tej Rzeczypospolitej trochę na "pół gwizdka", bo kiedy we Francji ścina się Ludwika Kapeta, bardziej znanego jako Ludwik XVI, u nas wiesza się zdrajców obrazy. Kiedy Anglicy ścięli swojego Karola I Stuarta, u nas Jan Kazimierz uciekał przed Szwedami i nikt się na niego specjalnie nie obrażał.
Jest w powieści Gretowskiej to, co w dobrej prozie najważniejsze, jest zaklęcie, które sprawia, że od pierwszej do ostatniej strony jest się w podróży, w której znika to, co za oknem, co nosi się w głowie Jest kołysanie toczącego się po ulicach osiemastowiecznej Warszawy powozu (na wszelki wypadek bez herbu, nie chcemy być rozpoznani) i jest radość czytania. Taka, którą czuło się dawno, dawno temu, kiedy każda książka potrafiła jeszcze cieszyć tak jak teraz cieszy mnie jedna książka na sto. "Faworyty" dają tę radość. Ta radość jest niewinna. Chociaż proza Gretkowskiej z niewinnością niewiele ma wspólnego. To świat mężczyzn, którym jedynie wydaje się, że to oni sprawują władzę. Czym w takim razie zajmują się kobiety?
Czytajcie. Bądźcie zepsuci do szpiku kości.
Marcin Zegadło