Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Co zrobić, kiedy nie chcesz wprowadzać stanu wyjątkowego, a wszystko za tym przemawia? To proste. Należy ukrywać faktyczne dane dotyczące rozmiarów epidemii. Co zresztą jako proces, z całą pewnością już się dzieje. Rząd ma ułatwione zadanie, ponieważ przy tej ilości testów, które robi, nie ma pojęcia o faktycznej ilości zachorowań.
Wczoraj rząd decyduje o wprowadzeniu "stanu epidemii". Od czasu stanu wojennego to mój pierwszy wprowadzony przez polityków "stan".
Naturalnie zgodnie z zapowiedzią rządzących wybory odbędą się w terminie. To znaczy w maju. Czyli zgodnie z logiką tej epidemii, już za chwilę. Więc stan epidemii zgodnie z rządową prognozą i oczekiwaniem ma potrwać niespełna dwa miesiące i skończyć się na tyle wcześnie, żeby pisowska kukiełka mogła powtórnie wygrać wybory prezydenckie, a partia rządząca na zgliszczach przerażonego i sterroryzowanego społeczeństwa mogła rządzić dekretami.
Sen Jarosława Kaczyńskiego staje się rzeczywistością
Normalnie w warunkach demokracji, nawet tej fasadowej trzeba by było się z tą sytuacją pierdolić miesiącami, a tak - za jednym zamachem mają wygrane wybory, przedsiębiorców na łasce lub niełasce rządzących, wdzięcznych za pomoc, której państwo łaskawie im udzieli lub przynajmniej zadeklaruje, że to zrobi i ludzi, którzy dają sobą kierować jak dzieci, ponieważ jak dzieci są przerażeni i zdezorientowani.
Więc gdyby ktoś miał wątpliwości, wszystko działa tak jak działało - normalnie. Żaden tam chiński wirus nie będzie tej władzy, z dziada pradziada polskiej i katolickiej, mówił, kiedy ma posłać naród do urn. Byleby tylko ten naród nie wylądował w tych urnach w wysokim procencie spopielony. Ale to już czas pokaże.
Możliwe, że w maju będziemy tutaj mieli Bergamo, więc komu trzeba temu zmięknie rura i może ostatecznie wypnie narty, zamiast wypinać się dupą do faktów i narażać ludzi na utratę zdrowia bądź życia utrzymując tę fikcję, że niby "państwo funkcjonuje normalnie". Chuja funkcjonuje. Skoro Żabkę zamykają wcześniej, nic w tym kraju nie funkcjonuje już normalnie. I nikt nie przekona mnie, że jest inaczej.
Co zrobić, kiedy nie chcesz wprowadzać stanu wyjątkowego, a wszystko za tym przemawia? To proste. Należy ukrywać faktyczne dane dotyczące rozmiarów epidemii. Co zresztą jako proces, z całą pewnością już się dzieje. Rząd ma ułatwione zadanie, ponieważ przy tej ilości testów, które robi, nie ma pojęcia o faktycznej ilości zachorowań.
Mam wrażenie, że to nie wydarza się naprawdę.
Tymczasem trzymamy się razem. To w zasadzie jedyna wartość dodana tej sytuacji - że mam ich blisko. Całą trójkę. Trzy istoty, które kocham najmocniej. Wsłuchuje się w ich głosy, kiedy czytam i nie mogę się skoncentrować na Dziennikach Sadora Marai. Tego odrobinę wyniosłego Węgra, który czyniąc swoje zapiski w roku 1969 najwyraźniej nie rozumie już świata, który go otacza. "Kudłata młodzież", piszę Marai. "To nie rewolucjoniści, to pasożyty". Starzec, którego świat rozpadł się wraz z upadkiem mieszczańskiego ducha "jego" epoki.
Więc wsłuchuje się w śmiech moich dzieci i śmiech mojej żony, staram się te dni dokładnie zapisywać w pamięci. Każdy szczegół. Być może pracuje we mnie jakiś lęk, który sprawia, że koncentruje się na tym bardziej niż zwykle. Być może po prostu lubię być w domu, dlatego ten czas nie jest dla mnie szczególnie trudny. Nie mam poczucia bycia uwięzionym i gdyby nie to, że brakuje mi ruchu, tych moich dziesięciu kilometrów kilka razy w tygodniu, albo pięćdziesięciu kilometrów na rowerze w podobnych okresach, byłbym tym stanem rzeczy zachwycony.
"Po południu, podczas snu L. wzięła mnie za rękę i tak spaliśmy" - piszę Marai.
"Później - ostrożnie żeby się nie obudziła - wysunąłem rękę z jej dloni i cichutko wyszedłem z pokoju. Kiedy się zbudziła, zdziwiła się, że jest sama, bo w trakcie snu była pewna, że jeszcze trzyma mnie za rękę. Taką niespodzianką może być śmierć: człowiek nagle pojmuje, że tej ręki, która go dotychczas tak pewnie trzymała, już nie ma."
Marcin Zegadło