Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Skoro zgodnie ze światowymi doniesieniami 80% zarażonych nie wymaga hospitalizacji, a u nas zgodnie z danymi rządowymi 99% przypadków zdiagnozowanych przebywa w tej chwili w szpitalach, to albo mamy tutaj wyjątkowo wrednego wirusa, albo ktoś nie mówi nam prawdy o faktycznej liczbie chorych.
Wczoraj wieczorem w sklepie jestem świadkiem rozmowy dwóch mężczyzn.
Ten pierwszy mówi, że nie czuje się bezpieczny, że wciąż czuje się narażony, a w szpitalu pokazywali tych „co to robią te badania, że byli poubierani w te kombinezony jak na Ebolę”.
Ten drugi ze zrozumieniem kiwa głową i grzebie w bułkach niczym niezabezpieczoną dłonią jakby to była loteria fantowa albo coś w tym stylu.
Zanim położę się spać, jeszcze wczoraj, powtarzam ten dialog mojej mamie, która (tak się składa) jest diagnostą z kilkudziesięcioletnim stażem. Jej komentarz podczas wczorajszej rozmowy jest dość lakoniczny i nie nadaje się do powtórzenia. Mówiąc najogólniej ten od „Eboli” mógłby poczuć się urażony opinią mojej mamy diagnostyki na temat jego kategorycznych ocen dotyczących warunków w jakich diagności pracują.
Kiedy budzę się rano, mam już esemesa od mamy, który pozwolę sobie zacytować, ponieważ wydaje mi się, że o diagnostach mówi się niewiele i traktuje się ich jak niższy personel medyczny, co jest delikatnie mówiąc, krzywdzące.
Niech zatem przemówi głos matki:
„Diagności laboratoryjni to obecnie jedna z najbardziej narażonych grup zawodowych. Cała grupa zawodowa to około 15 tysięcy osób.
Nie każde laboratorium dysponuje odpowiednią aparaturą i kadrą posiadającą kompetencje pozwalające wykonywać wysokospecjalistyczne badania techniką PCR. Potrzebne są do tego komory laminarne wysokospecjalistyczna aparatura jak np. aparat do detekcji Light cykler 480 czy aparat do izolacji wirusowego RNA, bo takim jest koronawirus COVID-19. Od personelu wymagana jest umiejętność badania techniką Real Time PCR.
Pokazywane w mediach „kosmiczne” kombinezony maski i kolpaki, które mają na sobie diagności bezpośrednio opracowujący próbki nie służą wyłącznie ich ochronie ale służą również ochronie badanego materiału przed zanieczyszczeniem próbki badanej przez obce molekuły, ponieważ badanie odbywa się na poziomie molekularnym.
„Aparaty mają ograniczoną wydajność” – pisze dalej moja matka diagnostka – „To wydajność na poziomie 90 czy 120 próbek jednorazowo, a wiarygodny wynik diagnosta może uzyskać w ciągu kilku godzin (5 godzin i więcej). Dopiero wtedy wynik można autoryzować i przekazać wiarygodny wynik klinicyście.
Dziś doszło do zamknięcia laboratorium Zakładu PZH w Warszawie, ponieważ na ekspozycję wirusem został narażony jeden z pracowników.
Śpij dobrze!”
No to mamy BUM! News @OnetWiadomosci Największe laboratorium w Polsce badające próbki na obecność koronawirusa NIECZYNNE. 2 pracowników mogło się zarazić, są na kwarantannie. Czekają na wyniki badań. https://t.co/jIL18v3Q0N
— Kamil Dziubka (@KamilDziubka) March 18, 2020
Tyle moja matka. Ta kobieta naprawdę pisuje do mnie takie esemesy. Proszę sobie wyobrazić tego esemesa, gdyby trzydzieści lat temu były już telefony komórkowe, a ja zapytałbym mamę sms-em skąd się biorą dzieci. Zawsze tak było. O coś ją pytałem i dostawałem wyczerpujące odpowiedzi. Ta kobieta uwielbia swoją pracę.
Tak czy owak, dzielę się dzisiaj tym sms-em, ponieważ być może część osób zapomina o pracy tych, których nie widać na pierwszej linii. Mianowicie diagnostów. Mam ich w rodzinie dwóch. Drugim jest moja rodzona siostra.
Nie podaję liczny zdiagnozowanych przypadków COVID-19. Skoro zgodnie ze światowymi doniesieniami 80% zarażonych nie wymaga hospitalizacji, a u nas zgodnie z danymi rządowymi 99% przypadków zdiagnozowanych przebywa w tej chwili w szpitalach, to albo mamy tutaj wyjątkowo wrednego wirusa, albo ktoś nie mówi nam prawdy o faktycznej liczbie chorych. W tym układzie, liczby nie mają już najmniejszego znaczenia.
Marcin Zegadło