Krzysztof Skiba
Jeśli ktoś jeszcze wierzył, że Andrzej Duda jest mężem stanu, to po pięciominutowym spotkaniu z Donaldem Trumpem mógł się srogo rozczarować. Prezydent Polski zamiast stanowczo bronić interesów Ukrainy i Europy, zachował się jak petent, pokornie potakujący absurdalnym pomysłom Trumpa. Upokorzony czekaniem w przedpokoju polityki, Duda pokazał światu, że ważniejsze niż obrona demokracji są dla niego poklepywanie po plecach i mglista obietnica przyszłej kariery. Czy polska polityka naprawdę musi wyglądać jak oczekiwanie na napiwek?
Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia, że Andrzej Duda jest mężem stanu, to po pięciominutowym spotkaniu z Trumpem na zapleczu spędu fanów amerykańskiej prawicy wszystko stało się jasne. Andrzej Duda jest tylko i wyłącznie mężem milczącej Agaty. Mam wrażenie, że nawet milcząca Agata wypadłaby lepiej niż nasz niedorobiony „raper”.
Nawet w trakcie pięciu minut można było powiedzieć Trumpowi dwie rzeczy i to łamanym angielskim. Że to Rosja jest agresorem i napadła na Ukrainę, a nie odwrotnie, i że to Rosja jest odwiecznym wrogiem wolnego świata, Europy i USA, a ruskim nie można ufać. Tyle i aż tyle.
Co zrobił tymczasem upokorzony czekaniem w przedpokoju Duda (bo Trump oczywiście się spóźnił)? Potakiwał i utwierdzał Trumpa w jego absolutnie głupich wyborach oddania zagrabionych ziem agresorowi i to na oburzających dla Ukrainy, Polski i całej Europy warunkach. Ten facet, który miał się za przyjaciela Zełenskiego, nie powiedział ani słowa w obronie wartości demokratycznych na Ukrainie, które Trump chce sprzedać na ołtarzu ubicia interesu z Putinem.
Mam wrażenie, że pojechał tam nie jako prezydent Polski, przywódca wielomilionowego kraju z Europy, który ma plan na rozwiązanie konfliktu, ale jako petent, który liczy na jakąś fuchę po tym, jak mu się skończy robota w pałacu pod żyrandolami w Warszawie. I tak też został potraktowany, jak dostawca pizzy czekający na napiwek. Trump nazwał go swoim „przyjacielem”, ale tak jak się to mówi do ogrodnika, który dobrze skosił trawnik swemu pracodawcy.
„Dobrą robotę tam robicie w tej Polsce. Coś wam się jednak udaje” – powiedział Trump, komentując, że 84 procent Polaków z USA na niego głosowało. Duda więc nie jest ani jego partnerem w polityce, ani „przyjacielem”, tylko pracownikiem, bo dobrą robotę zrobił.
Przywódcy Francji i Anglii będą niebawem kolejnymi gośćmi Trumpa, ale w Białym Domu w Waszyngtonie, a nie na zapleczu spędu, na którym dawny doradca Trumpa i skazany prawomocnym wyrokiem aferzysta finansowy Steve Bannon pozdrawia wiecujących hajlując.
Bufon Trump zlekceważył nie tylko Dudę, ale całą Polskę. Pokazał, że jesteśmy dla niego tak ważni, jak darmowe ulotki w markecie wciskane do koszyków.
Było takie przysłowie, że lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. Duda znalazł coś dla siebie z głupim, a my się temu przyglądamy, nazywając to polityką.
Krzysztof Skiba