Szukaj w serwisie

×
5 stycznia 2019

Rafał Sulikowski: Efekt kozetki. Dlaczego współcześnie nie ma tylu objawień religijnych?

Rafał Sulikowski

Uciekanie w zaświaty, podczas gdy tyle czeka na ludzkość pracy, aby przetrwać biologicznie i kulturowo, jest mało moralne. Dopóki większa część ludzkości głoduje, nikt nie ma prawa do zajmowania się hipotetycznymi zaświatami.

Jednymi z ostatnich objawień religijnych w katolicyzmie były uznane po latach przez Kościół katolicki prywatne wizje i objawienia świętej Heleny Kowalskiej, znanej jako Siostra Faustyna (1905-1938).

Ta krótko żyjąca zakonnica drugiego chóru, pracująca w klasztorze jako pomoc kuchenna, ogrodniczka i furtianka, twierdziła w swych zapiskach, wydanych potem drukiem jako słynny “Dzienniczek”, że doznaje intensywnych doświadczeń religijnych, wśród których były wizje, objawienia, cuda i uzdrowienia, bilokacja, teleportacja i inne fenomeny parapsychologiczne, a także mocne przeżycia z duszami zmarłych.

Maria Faustyna Kowalska

Już jako dziecko w wieku 7 lat miała usłyszeć wyraźny wewnętrzny głos, który wzywał ją do “życia doskonalszego”, jednak nikt jej w tym nie utwierdzał. Dopiero w wieku 18 lat po domniemanej wizji Chrystusa zaczyna się poszukiwanie klasztoru, mimo wyraźnego zakazu rodziców, którzy chcieli, aby święta pozostała z nimi na wsi i pomagała przy gospodarstwie. Jednak los chciał inaczej - święta po wielkich trudach znajduje jedyny zakon, gdzie ją przyjęto i wkrótce potem zaczynają się problemy zdrowotne. Z czasem, prawdopodobnie z powodu braku dobrego ogrzewania w klasztorach, gdzie przebywała, zapada na gruźlicę, która doprowadza do przedwczesne śmierci w wieku zaledwie 33 lat.

Czy rzeczywiście jest dzisiaj sens wierzyć w zapewnienia Heleny Kowalskiej, że “widziała Jezusa”?

Przez wiele lat jej postać była niejako pod parasolem ochronnym Kościoła. Mimo że w czasie swego życia sprawiała hierarchii liczne problemy, nigdy nie ogłoszono, że jej domniemane wizje nie są autentyczne. Wielkim promotorem tej świętej był sam Jan Paweł II, głoszący - jak ona sama - że “Bóg jest miłosierny”.

Właściwie już samo przypomnienie, że najbardziej potrzebującymi miłości Boga ludźmi są czyniący jakieś zło, było w tym czasie rewolucyjne i trąciło herezją, stąd przez jakiś czas Kongregacja D/s Nauki Wiary zakazała kultu w formach podanych przez Kowalską. Zakaz ten zniesiono krótko po Soborze Watykańskim II, w którego duchu napisany został “Dzienniczek” i na krótko przed rozpoczęciem pontyfikatu JPII.

Pytanie jednak jest całkiem inne, fundamentalne: czy w świetle dorobku psychiatrii można jeszcze uznawać prywatne objawienia, w tym domniemane objawienia Siostry Faustyny za autentyczne?

Większość doniesień o cudach Kościół odrzuca jako naturalne, ewentualnie jeszcze nieznane nauce, która może kiedyś je rozstrzygnie. Każde rzekomo nadnaturalne zjawisko należy próbować wyjaśniać naturalnie, a dopiero po wyczerpaniu takiej możliwości, można pozostawić je jako “jeszcze niewytłumaczalne”, co nie znaczy, że kiedyś nie znajdzie się wyjaśnienie. Psychiatria nie uznaje tedy żadnych “wizji”, traktując je jak grę wyobraźni, a nawet halucynacje i fantazje urojeniowo-omamowe.

Podchodząc z ostrożnością do zbyt pochopnych i przedwczesnych wniosków, należy zadać pytanie, które brzmi tak: czy gdyby poddano Siostrę Faustynę standardowemu obecnie leczeniu psychiatrycznemu, jej wizje i głosy by znikły?

Odpowiedź ta jest bardzo trudna i złożona - może niektóre przeżycia dałoby
się tak wyjaśniać, ale co z kluczowymi dla kultu miłosierdzia bożego wizjami Jezusa czy pochodzącymi z natchnienia modlitwami, co wreszcie z treścią “Dzienniczka”? Nie wiadomo.

Tak naprawdę nikt jeszcze ani nie potwierdził naukowo, ani nie obalił przeżyć Siostry Faustyny jako nadprzyrodzonych, a badania przecież wciąż trwają. Mimo to można pokusić się o wstępne oceny.

Szukając naturalnego objaśnienia wizji i objawień zakonnych świętej Heleny Kowalskiej, należy zwrócić się do dzieciństwa, a także choroby gruźliczej.

W trakcie przebiegu gruźlicy, o czym wiedzą lekarze, może dojść do dużej gorączki, a nawet halucynacji, mylnie branych jako “wizje”. Świadczą one raczej na korzyść tezy, że nie znamy jeszcze wszystkich możliwości umysłu, a nie za istnieniem sfery ducha niezależnej od przyrody.

Umysł poddany presji, żyjący w stresie, w ciągłej atmosferze podejrzeń, wśród obcych sióstr, które miały zazdrościć Faustynie jej wizji i objawień - może czynić cuda. Nie znaczy to jednak jeszcze o tym, że ma rzeczywisty, a nie wyobrażeniowy kontakt z jakkolwiek pojmowaną Transcendencją. Nie znaczy to znowu, że nie istnieje żadna obiektywna transcendencja, tylko że są obszary, gdzie lepiej się nie zapuszczać, gdy się ma słabą psyche.

Faustyna najwyraźniej zakaz ten złamała i cena, jaką zapłaciła za swoją wyjątkowość i poczucie własnej wielkości, maskowane urojeniami bycia “największą nędzą” - była ceną najwyższą. Oddała bowiem niejako życie i poświęciła normalne, ludzkie drogi za chwile, kiedy czuła, że jest wszechmocna, wypełniona “Bogiem po brzegi”.

Niestety, chwile te nie tyle wskazują, jak chcieliby niektórzy ludzie Kościoła, na istnienie sfery ducha niezależnej od materii, co na fakt, że póki co nie znamy wszystkich możliwości ludzkiego umysłu, a także możliwości zbiorowej nieświadomości, z której rezerwuaru czerpiemy idee, koncepty czy symbole, przejawiające się w snach, marzeniach, psychozach czy mitach. Zbyt mało jeszcze wiemy o naturze, by zacząć zajmować się “tamtym światem”.

Teologowie bardzo chętnie rezygnują z dorobku nauk przyrodniczych, sądząc mylnie, że poznanie naturalne jest jałowe i skazane na jakieś granice, mimo że jak dotąd to poznanie naukowe i techniczne właśnie się sprawdza w budowie świata i jego “infrastruktury”, a nie teologia czy inne nauki humanistyczne. Jałowe są raczej rozważania, jak te czynione tutaj, a płodne jest zaprojektowanie i wyprodukowanie mostów, lekarstw czy nowych materiałów w przemyśle kosmicznym. Jałowe są dociekania o duchach, teoriach spiskowych, a płodne są właśnie odrzucane przez większość ludzi nauki ścisłe, z których notabene bardzo chętnie korzystają, choćby kupując laptopy czy mieszkając w domach zbudowanych jako żywo przez robotników, a nie przez anioły czy Boga. Stąd zajmowanie się tematami humanistycznymi powinno następować po solidnej dawce nauk przyrodniczych, a nie odwrotnie.

Nie da się badać rzekomo nadnaturalnych fenomenów bez próby ich naturalnego objaśnienia, a tak czyni Kościół, bo bardzo wygodne jest twierdzenie, że jak czegoś nie da się naturalnie wyjaśnić, to musi to od razu
być dowodem na istnienie Stwórcy.

Tymczasem nauka bardzo dobrze tłumaczy zarówno powstanie kosmosu, jak i człowieka, a jeszcze lepiej - jego własne wytwory kulturowe, techniczne czy psychologiczne i nie potrzeba od razu przeskakiwać do tematów mistycznych, z pogranicza irracjonalności czy snu na jawie.

Nauka stworzyła świat, jaki znamy, jaki widzimy na co dzień, a religia stanowi tylko niewielki wycinek rzeczywistości, choć zarazem ma ona ambicje zagarnięcia wszystkich dziedzin życia.

Pomijając fakt, że to się nigdy nie uda, mniemać wolno, że z czasem, gdy nauka i medycyna coraz lepiej zaczną udowadniać swoją użyteczność w czynieniu życia ludzi mniej traumatycznym, religie stracą na znaczeniu, szczególnie te oparte na powierzchownym kulcie zewnętrznym, że nastanie epoka “nowej nauki”, bardziej skomplikowanej niż obecna, a zarazem lepiej odpowiadająca na potrzeby i pragnienia zwykłych ludzi. Z czasem zapewne powstanie jedna dyscyplina metanaukowa i jedna metareligia, oparta - jak chcieli filozofowie Oświecenia - na zredukowanych do minimum praktykach i przekonaniach religijnych.

Obecny konflikt między dzisiejszą nauką a obecną religią dotyczy zagadnień bioetycznych, takich jak to, czy zarodek jest osobą ludzką, czy klonowanie jest etyczne i czy w nauce wolno wszystko?

To, że nauka twierdzi o czymś, że to jest możliwe technicznie, oczywiście nie znaczy, że jest to moralne, ale z drugiej strony dawniej więcej spraw było postrzeganych jako nieetyczne, a obecnie nawet religie korzystają z niektórych możliwości technicznych dawniej przeklinanych ze wszystkich ambon świata.

Jeszcze niedawno na serio zastanawiano się nad etycznością przetaczania krwi i niektórymi zagadnieniami transplantologii, a dziś nie niosą one żadnych większych kontrowersji z wyjątkiem radykalnych grup protestanckich, zasłaniających się jak zwykle Pismem Świętym.

To wśród radykalnego chrześcijaństwa, a nie w katolicyzmie, więcej jest zakazów, rzekomo podpartych autorytetem biblijnym. Protestanckie przywiązanie do “wiecznej Biblii” wymaga odrzucenia niemal całej nowoczesności, zbudowanej raczej na podejrzliwości wobec pism starożytnych, tworzonych z pewną odgórną intencją autorów, bardziej polityczną niż nam się dziś wydaje.

Dopóki nie zrozumiemy tych procesów, nie pójdziemy naprzód w poznawaniu tego jedynego świata, jaki mamy do dyspozycji. Uciekanie w zaświaty, podczas gdy tyle czeka na ludzkość pracy, aby przetrwać biologicznie i kulturowo, właśnie jest bardzo mało moralne. Dopóki większa część ludzkości głoduje, nikt nie ma prawa do zajmowania się “hipotetycznymi zaświatami”.

Już nieraz historia przyznawała rację raczej działaczom społecznym niż mistykom. I tym razem pewnie będzie podobnie.

 

Rafał Sulikowski

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Exit mobile version

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję