Dariusz Stokwiszewski
Czy zmierzamy wprost do państwa policyjnego, w którym będą funkcjonować polskie łagry, więzienia i areszty wydobywcze, jak ten na warszawskim Mokotowie czy moskiewskiej Łubiance w okresie tzw. zimnej wojny?! Mam nadzieję, że nie, że Polacy się przebudzą i wyrażą swoją wolę zmian
Według rozporządzenia ministra sprawiedliwości osobiste przeszukanie osadzonego ma wyglądać następująco:
Osoba osadzona obowiązana jest opróżnić kieszenie, zdjąć obuwie, odzież i bieliznę. Wszystkie części ubrania i buty są poddawane kontroli. Funkcjonariusz SW dokonuje oględzin jamy ustnej, nosa, uszu, włosów i oględzin ciała, które mogą polegać również na pochyleniu lub przykucnięciu w celu sprawdzenia okolic odbytu i genitaliów.
Co najmniej tak, a prawdopodobnie jeszcze gorzej, traktowany był w Zakładzie Karnym w Rzeszowie, były już sędzia Krzysztof K. Poza szykanami związanymi z codziennymi kontrolami osobistymi, nie miał też możliwości wizyty u stomatologa; podczas pobytu w tym ZK, mężczyzna stracił dwa przednie zęby.
Krzysztof S. podejrzany jest o udział w grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy i przyjmowanie korzyści majątkowych. Prawdopodobnie, miał wziąć, co najmniej 376 tysięcy złotych łapówki, za przygotowanie fikcyjnych, nigdy niepowstałych opracowań. Takie jest stanowisko prokuratury. Sam sędzia utrzymuje, że te opracowania wykonał.
To się nie mieści w głowie, że w XXI w. obywatel Unii Europejskiej, jest narażony na rygory aresztowania, o jakich nie śniło się nawet w komunie. To są właściwie tortury i pokazanie: „ja tu rządzę”, to chęć kompletnego rozbicia psychicznego i upokorzenia osadzonego. Sędziego potraktowano w sposób przerażający, w państwie prawa nigdy nie powinno dojść do takiej sytuacji - mówi Beata Morawiec, prezes Stowarzyszenia „Themis” (podaję za Onet.pl).
Nie jestem adwokatem sędziego, nie wiem też, czy stawiane mu zarzuty są prawdziwie. Jednak podobnie jak pani prezes jestem i porażony i przerażony tym, o czym się teraz dowiaduję. Myślałem, że niewiele jest mnie w stanie zadziwić, odkąd władzę w Polsce przejęła tzw. „dobra zmiana”. Jednak widzę, tak chyba, jak większość z nas, że z dnia na dzień pierścień dyktatury i dyktatorskich metod, zaciska się wokół nas coraz bardziej. To już nie są żarty, to zaczyna pachnieć terrorem; póki co jeszcze w miarę cichym, ale z czasem (gdy reżim poczuje, że „nie ma już nic do stracenia”) stać się on może legalnym narzędziem przywoływania i utrzymania „porządku” w państwie.
Czy zatem zmierzamy wprost do państwa policyjnego, w którym będą funkcjonować polskie łagry, więzienia i areszty wydobywcze, jak ten na warszawskim Mokotowie czy moskiewskiej Łubiance w okresie tzw. zimnej wojny?! Mam nadzieję, że nie, że Polacy się przebudzą i wyrażą swoją wolę zmian, w tegorocznych wyborach samorządowych oraz następnych – do parlamentu. Bez wątpienia polityków i szefów klasy tych, z w/w okresu w PRL i ZSRR już mamy, ale ich działania to na razie swoiste „badanie gruntu”, które ma im pokazać to, jak daleko można się będzie posunąć.
Ludzie ci udają silnych, choć tacy nie są; obstawiają się ochroną, blokującą jakikolwiek dostęp do siebie (nawet w tych miejscach, gdzie mogą czuć się zupełnie bezpieczni. Są słabi oraz nie przestrzegają prawa (w zasadzie powinienem był napisać: „łamią prawo”), próbując wykorzystywać swoją pozycję u władzy, do załatwiania prywatnych rozliczeń z wydumanymi wrogami. Pamiętam, jak jeden z ważniejszych w polskiej polityce oraz opisywanej tu sferze działalności polityków niemal płakał publicznie podczas jednego z wieców, próbując wpłynąć na „uczuciowość” i empatię drugiego z nich, który poczuł się kiedyś przez tego pierwszego (i słusznie) zdradzony. Mężczyzna nie powinien się wstydzić łez, ale tylko wówczas, kiedy jest wzruszony, bo np. zrobił coś ważnego. Nie powinien jednak odwoływać się do uczucia litości u innych, tym bardziej że niektórym owo uczucie jest obce. Nie wiem, czy są tacy teraz, ale jako politolog powołam się na to, co miało miejsce w innym kraju w latach 30. XX wieku. Dyktator ZSRR kazał zgładzić najbardziej ‘wiernych z wiernych’, kiedy mu zaczynali ciążyć. Byli to członkowie tzw. Rady Komisarzy Ludowych (G. Jagoda, N. Jeżow i Ł. Beria). Oczywiście, „zgładzić” nie musi dziś oznaczać dosłownie tego, co oznacza. Słowo to można potraktować np. jako metaforę lub synonim deprywacji czegoś, co dla nas jest bardzo ważne (wolności, zdrowia, pracy etc.).
Nie robię tu żadnych odniesień do nikogo konkretnego; to rozważania publicystyczne, jednakże oparte na faktach historycznych, z których należy wyciągać wnioski (pisałem o tym niedawno).
Problem polega na tym, że tacy ludzie („najwierniejsi” lub, jak ja uważam, najsłabsi duchem i charakterem) są najbardziej niebezpieczni, bo gotowi wykonać każdy rozkaz bez zmrużenia oka, a to jest już groźne dla obywateli danego państwa. Represje kiedyś zostaną rozliczone, bo tak to już po prostu jest! Pol Potowi i czerwonym Khmerom wydawało się, że „złapali Pana Boga za nogi”, a jednak upadli. To samo stało się z innymi ciemiężcami – „wizjonerami”: S. Husajnem, M. Kadafim etc.
Kilka dni temu uczestniczyłem w „Marszu Wolności” w Warszawie, gdzie zgromadziło się 30 - 40 tysięcy polskich patriotów broniących prawa i konstytucji, które są w Polsce łamane już od ponad dwóch lat. Teraz zastanawiam się nad tym, co by się stało z nami, gdyby nie to, że my („zdradzieckie mordy” oraz „targowiczanie”) mamy jeszcze swego rodzaju tarczę ochronną, jaką jest dla nas demokratyczny Zachód i jego instytucje?! Czy chodzilibyśmy jeszcze na wolności, „którą kochamy i której oddać nie umiemy”?!
Dariusz Stokwiszewski