Alieś Petrowicz
Przez długi czas nikt nie zapuszczał się do wsi na zachodniej granicy Białorusi. Teraz coraz więcej migrantów pojawia się w tym miejscu, a mieszkańcy nie kryją niepokoju. Jak obecny sytuacja wygląda z ich perspektywy?
Kolejny przykład ukierunkowania imigrantów przez służby białoruskie oraz współdziałania cudzoziemców z tymi służbami, w celu przedostania się nielegalnie do Polski i UE. pic.twitter.com/FO73I9b3rp
— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) November 10, 2021
To raczej odludny obszar na białorusko-polskiej granicy – powiat kamieniecki w pobliżu Puszczy Białowieskiej. Jedynym legalnym sposobem na przedostanie się stąd do sąsiedniej Polski jest przejście graniczne. Jednak ze względu na obowiązujące ograniczenia związane z pandemią koronawirusa dla obywateli Białorusi, ruch na przejściu granicznym Pieszczatka jest obecnie niemal zerowy. Jednak mieszkańcy okolicznych białoruskich wsi od dwóch miesięcy z niepokojem spoglądają na zachodnią granicę swojego kraju z innego powodu – dużego napływu migrantów.
„Nieznajomi sa natychmiast zgłaszani”
50-letni kierowca Michaił (imię zmienione) mieszka w jednej z tamtejszych wsi i pracuje w miejscowym przedsiębiorstwie rolniczym. Od jego domu do granicy z Polską jest tylko około pięciu kilometrów. Mężczyzna nigdy nie przywiązywał do tego faktu większej wagi.
– Granica jest blisko, ale nie można jej tam legalnie przekroczyć. Trzeba jechać do Pieszczatki, oddalonej o osiem kilometrów – mówi Michaił, dodając, że dostęp do pobliskiego pasa granicznego jest ograniczony dla osób, które tu nie mieszkają. Oznacza to, że tylko okoliczni mieszkańcy mogą zbierać w lesie grzyby czy jagody. W tym celu wymagane jest jednak specjalne zezwolenie, które wydawane jest przez właściwe służby graniczne. Za naruszenie przepisów grozi kara grzywny, a w przypadku cudzoziemców także deportacja.
– Tutaj każdy ma numer telefonu do najbliższego posterunku granicznego. Jeśli ktoś zauważy obcą osobę, od razu o tym informuje" – relacjonuje Michaił. Dodaje, że jesienią tego roku w strefie przygranicznej nagle pojawiło się kilkadziesiąt osób z Iraku i innych krajów, chociaż białoruskie przepisy dotyczące pobytu obywateli Białorusi i obcokrajowców we wspomnianej strefie przygranicznej się nie zmieniły.
Oczekiwanie na dalszą podróż do UE
Według Michaiła w jego wsi nie widziano jeszcze migrantów, ale inaczej jest w sąsiednich wsiach rejonu kamienieckiego. – Wiem, że naczelnik policji powiatowej był na zebraniu rady wsi i odpowiadał na pytania, bo ludzie obawiają się o swoje bezpieczeństwo – mówi Michaił.
W lokalnej prasie państwowej, która na ogół w niewielkim stopniu informuje o sytuacji na granicy, ukazała się jedynie niewielka informacja o wizycie komendanta policji Wiktora Wodczyca. Policjant zapewnił, że miejscowa policja panuje nad sytuacją. „Migranci rozbijają namioty i czekają na dalszą podróż do UE. W przeciwnym razie zostaną odesłani do swoich krajów” – podkreślił. Z informacji zamieszczonych na łamach gazety nie wynikało jednak jasno, kto pozwolił migrantom na rozbicie namiotów na granicy i w jaki sposób legalnie mają dostać się do Polski.
The European Union is close to imposing more sanctions on Belarus. The EU and NATO accuse President Alexander Lukashenko of using migrants as a weapon to pressure the West https://t.co/YMq9lmRVfj pic.twitter.com/X8OfUpOosr
— Reuters (@Reuters) November 10, 2021
„Białoruska straż graniczna – wykonawcą zaplanowanych prowokacji”
Siergiej pochodzi z Brześcia i kiedyś sam był strażnikiem granicznym. Woli nie podawać swojego nazwiska. Siergiej nadal utrzymuje kontakt z dawnymi kolegami. W obliczu obecnej sytuacji jest mu ich żal. – Dziś białoruska straż graniczna jest tylko wykonawcą zaplanowanych prowokacji. Początkowo za słaby punkt uchodziła granica litewska i to tam próbowano zapędzić migrantów. Teraz sytuacja eskaluje przy granicy Polską – mówi Siergiej.
Jednak w dużych miastach przy granicy z Polską, w Grodnie czy Brześciu, na razie prawie nie widać migrantów. Dzieje się tak dlatego, że po przyjeździe do Mińska i krótkim pobycie w białoruskiej stolicy, są oni przewożeni bezpośrednio w rejon przygraniczny. To może się jednak zmienić, jeśli będą potwierdzać się przypuszczenia, że oprócz obecnych lotów z Bliskiego Wschodu do Mińska, wkrótce pojawią się nowe połączenia z regionalnymi białoruskimi lotniskami. Na razie nie ma jeszcze lotów do Brześcia. Pod koniec października wylądowały tam ostatnie w tym sezonie samoloty czarterowe z miejscowości wypoczynkowych w Tunezji i Egipcie. Jeszcze nie ma informacji o nowych połączeniach lotniczych.
W poszukiwaniu odpowiedzialnych osób
Na początku października w obwodzie brzeskim przebywało kilku czołowych przedstawicieli białoruskich organów bezpieczeństwa. Przy tej okazji sekretarz Rady Bezpieczeństwa Aleksandr Wolfowicz odwiedził także posterunki graniczne w obwodzie kamienieckim. Powiedział państwowym mediom, że Białoruś musi teraz „skutecznie walczyć z nielegalną migracją i chronić interesy swoich europejskich sąsiadów".
Według niego, władze białoruskie wielokrotnie zwracały uwagę swoim „europejskim partnerom, że należy wznowić wstrzymane projekty współpracy transgranicznej". Propozycje w tym zakresie, jak podał, zostały jednak zignorowane. „W rzeczywistości problem migracji jest pożądanym powodem dla Zachodu, aby przerzucić konsekwencje własnych krótkowzrocznych działań na stronę białoruską" – stwierdził Wolfowicz.
Siergiej, były strażnik graniczny, uważa, że zaufanie między białoruskimi służbami granicznymi a krajami sąsiednimi zostało poważnie nadszarpnięte. – Było wiele wspólnych projektów, na przykład, żeby ułatwić przekraczanie granicy mieszkańcom sąsiednich terytoriów. Teraz i oni stali się ofiarami kryzysu migracyjnego – ubolewa.
W związku z zaostrzającą się sytuacją na granicy Polski i Białorusi, Bruksela oskarża Aleksandra Łukaszenkę o celowe sprowadzanie do UE migrantów z Bliskiego Wschodu w odwecie za europejskie sankcje wobec autorytarnego reżimu w Mińsku. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wezwała do dalszych sankcji wobec Mińska. Białoruś musi zaprzestać „cynicznego instrumentalizowania migrantów" dla celów politycznych, powiedziała. Bruksela, od czasu kontrowersyjnych wyborów prezydenckich latem 2020 roku, nie uznaje już Aleksandra Łukaszenki za prezydenta Białorusi.
REDAKCJA POLECA