Roman Giertych
Głąby patentowane! Co byście beze mnie zrobili? Nawet łajna bizoniego nikt nie pozwoliłby Wam zbierać, bo byście rozkradli lub zgubili je patałachy. Bez mojej pomocy, szczurze pomioty, to byście nawet jednego członka plemienia nie przekonali, bo tylko kraść umiecie, a i to jakoś niezbyt lotnie
W sercu terenów indiańskich plemię Czirokezów szykowało się do wyborów wodza.
Zwolennicy najwyższego przywódcy zebrali się, aby omówić strategię wiecową. Wystąpił najpierw Pierś Dziecka, który pieczę sprawował nad domem narad. Odezwał się do Wodza.
- Wodzu - rzekł. - Nie wiem już co ty wymyślisz na te zebranie wiecowe aby Cię ponownie wybrano, ale ze wszystkich danych, które donoszą służby nasze wygląda, że przeżarliśmy już prawie wszystkie zapasy, ludzie nawet nędzny pemikan kupują dwa razy drożej niż za naszych niegodnych poprzedników (oby ich mór wytłukł i oby żadnego bizona nigdy nie ubili!- dodał) - Szamani nie leczą już nawet przeziębienia, bo wszystkie zioła sprzedali Apaczom, żadne plemię z nami już nie rozmawia, a jak rozmawia to tylko po to, abyśmy od nich świecidełka kupili i to drożej niż inni, bo się wstydzą, że nam sprzedają i za ten wstyd nam płacić każą. Grupa naszego plemienia, która dorwała się do władzy pod Twoim Wodzu światłym przywództwem nakradła już tyle, że nawet najgłupszy członek naszego światłego plemienia, który nic tylko się w bębny informacyjne wsłuchuje, zaczyna nas uważać za zwyczajnych złodziei. Nawet moje skromne potrzeby, który stały u podstaw mojego szlachetnego miana nie budzą już zrozumienia jako oczywista rekompensata za trudy służenia sprawie. Co zrobisz Wodzu? Toż przecież nie wmówimy im, jak to się udało lata temu, że przyjdą Nawajowie i domy nam zabiorą, kobiety zgwałcą, a nawajskość wprowadzą jako prawo. W to już nie uwierzą, bo żaden Nawaj nie przyszedł, a i tych, którzy przychodzili na tereny ościennych plemion twój poprzednik Wodzu (oby sczezł przy palu męczarni!) powstrzymał jakoś. Co robić Wodzu?
- Co robić Wodzu? - zakrzyknęli zebrani słudzy, bo strach im było na myśl, że przyjdzie im nagle wieść życie prostego członka plemienia, a i niejednemu przeszły po plecach ciarki na myśl, że Straż Plemienna mogłaby nie ukrywać już ich bezeceństw.
Wódz myślał, myślał i rzekł.
- Głąby moje patentowane! Co byście beze mnie zrobili? Nawet łajna bizoniego nikt nie pozwoliłby Wam zbierać, bo byście rozkradli lub zgubili je patałachy. Bez mojej pomocy, szczurze pomioty, to byście nawet jednego członka plemienia nie przekonali, bo tylko kraść umiecie, a i to jakoś niezbyt lotnie. Ale posłuchajcie skunksy moje kochane. Musimy nasze plemię obronić przed albinosami!
- Albinosami?? - jęk się rozległ zachwytu i zdziwienia na zebraniu, ale jeden z sług wodza zapytał zdziwiony:
- Ale ty wodzu z albinosami chcesz walczyć...? No i przecież wielu z nich nas poparło na ostatnim wiecu.
- Cicho - zawołał Wódz. - Macie słuchać, a nie myśleć. Jeżeli nawet kiedyś nas poparli, to jest ich problem, że durnie są. Albinosów mało, a pozostałych dużo. Ktoś musi być winny, że jest źle. A skoro nie mogę - rzekł wódz - być winny ja, to muszą być winni albinosi, bo na nich padło. Jak będą następne wybory, to wybierzemy sobie innych. Bębny i rogi rozniosą wieść, że albinos to wróg. Jak nam uwierzą, to jakoś znowu ich nabierzemy.
Jaki morał z tej bajki indiańskiej?
Nie dmij w róg, w który dąć każe wróg.
Roman Giertych