Artur Osiński
Dziś musimy odrzucić rewizjonizm i ekspansjonizm oparte na rasowych, etnicznych, religijnych lub kulturowych podstawach. Ze wszystkimi narodami musimy budować przyjazne relacje skupione na wspólnej przyszłości mając na uwadze dobro przyszłych pokoleń.
Putin dokonując inwazji Ukrainy chce zrewidować powstały po upadku ZSRR układ sił w Europie. Według rosyjskiego prezydenta Ukraina nie jest prawdziwym państwem - to sztuczny twór Stalina, który do tego dolepił do niego rdzennie rosyjski Krym. To bzdura tak samo oczywista jak bajki z mchu i paproci turbosłowian piszących o Wielkiej Lechii walczącej z ekspansją Imperium Rzymskiego.
Ukraińcy szybko wytknęli Władimirowi Władimirowiczowi, że gdy w Moskwie budowano Cerkiew Wszystkich Świętych złocone kopuły katedry Świętej Zofii miały już ponad trzysta lat. Ukraińcy mają odrębną od rosyjskiej i bialorusinskiej kulturę, odrębny język i tradycję. Gdyby przyjąć argumentację Putina, to status niezależnych państw trzeba by odebrać także Estonii, Litwie, Łotwie i Polsce. Tak, tak: Polska też nie zasłużyła sobie na miano prawdziwego państwa. Przecież nasz kraj jest sztucznym tworem układu jałtańskiego, a dla Rosji to zawsze była jedna z jej guberni: Привислинский край, Priwislinskij kraj.
Nowożytna Polska rodziła się wraz ze śmiercią imperiów. Nasze granice nie były wyznaczane przez nas samych. Nakreślono je w przy stołach dyplomatów i polityków, którzy w pierwszej kolejności zabezpieczali interesy własnych państw. Dziś za granicą naszego kraju żyją nasi rodacy, z którymi łączą nas głębokie więzi historyczne, kulturowe i językowe. Jednak ci, którzy wzywaliby dzisiaj do zbrojnego przyłączania terenów, na których żyją mniejszości polskie, słusznie zostaliby nazwani szaleńcami. Po zakończeniu drugiej wojny światowej, gdybyśmy w Europie zdecydowali się budować państwa na podstawie jednorodności etnicznej, rasowej lub religijnej, wiele dziesięcioleci później nadal prowadzilibyśmy krwawe wojny.
Rewizjonizm podlany nacjonalizmem pokazał swoje oblicze w wojnie na Bałkanach, gdzie otumanieni nim Serbowie, Bosniacy i Chorwaci dokonywali czystek etnicznych na swoich niedawnych wspolobywatelach i sąsiadach. Po upadku komunizmu we Wschodniej Europie zgodziliśmy się, że zadowolimy się granicami, które mamy, ale nadal dążyliśmy do politycznej, ekonomicznej i prawnej integracji kontynentalnej. Czesi i Słowacy potrafili się dogadać jak podzielić Czechosłowację bez rozlewu krwi. Europejskie państwa zjednoczone w Unii zamiast tworzyć narody, które z niebezpieczną nostalgią spoglądałyby wstecz w historię, zdecydowały się patrzeć w przyszłość i budować wielkość, której żaden z wielu naszych narodów osobno nigdy nie zaznał. Zdecydowaliśmy się przestrzegać wspólnych zasad dlatego, że chcieliśmy czegoś większego, wykutego w pokoju, a nie okupionego krwią.
Gdy będąc uczniem liceum odwiedzałem w ramach szkolnej wymiany rówieśników w Sztutgarcie, miałem okazję widzieć jak budowanie wspólnej Europy wygląda w praktyce. Rok przed wolnymi wyborami w Polsce, sześć lat przed podpisaniem traktatu założycielskiego Unii w Maastricht, w małym miasteczku pod Sztutgartem ściskałem dłonie rówieśników z Niemiec. Oni już wcześniej mieli okazję robić to samo z rówieśnikami z Francji, Holandii, Hiszpanii czy Włoch. Nie rozmawialiśmy o wojnach naszych dziadków. Rozmawialiśmy o muzyce, nauce, przyszłości. O naszych nastoletnich zmartwieniach i marzeniach. Śmialiśmy się z nimi, tańczyliśmy, graliśmy w piłkę i popalaliśmy ukradkiem papierosy. Uczyliśmy się, że Niemcy to nie szwargocący mordercy w hełmach z błyskawicami SS. A nasi niemieccy koledzy uczyli się, że Polacy to nie dzikusy w czapkach z niedźwiedziego futra, a do tego też słuchają Rolling Stones czy Pink Floyd. Uczyliśmy się, że pomimo wszystkich różnic jesteśmy tacy sami.
Niemcy i Francja nie wypominają sobie wojen z przeszłości. Budują przyszłość swoich narodów patrząc w przyszłość, a nie rozliczając się nawzajem z przewin swoich przodków. Na przestrzeni tysiąca lat historii Europy każdy z narodów albo żył z sąsiadami w zgodzie albo z nimi wojował. Zanim Niemcy stali się wrogami Polaków mieliśmy z nimi wspólną historię. Kontakty Polski z państwami niemieckimi w okresie wczesnopiastowskim były silniejsze i bardziej regularne niż stosunki z Czechami, Węgrami czy Rusią. Na polskim tronie zasiadało dwóch królów z dynastii Wettynów: August II Mocny i August III Sas. Dzisiaj rządzący nami politycy jeśli nie straszą Polaków złą i zdradziecką Unią, to bezwstydnie kłamią zarzucając Niemcom chęć budowania Czwartej Rzeszy kosztem zniewolenia Polski.
Dlatego w tym trudnym dla naszych ukraińskich sąsiadów czasie, gdy muszą bronić swojej ojczyzny przed o wiele silniejszym agresorem, z obrzydzeniem czytam nawoływania niektórych “Wołyń pamiętamy!” Zwykle połączone z przypomnieniem, że przecież Lwów był polski i “powinien wrócić do Macierzy”. To może jeszcze zabierzemy Czechom Zaolzie? Już raz je zabraliśmy. Tylko że Czesi mogliby sobie nagle przypomnieć, że przecież ich król Wacław II był też polskim królem: musielibyśmy oddać Czechom Małopolskę, Wielkopolskę i Pomorze Gdańskie.
Rumunom też coś zabierzmy. W 1929 r. Rumunię zamieszkiwało ok. 50 tys. Polaków, którzy grupowali się głównie na Bukowinie (40 tys.) i w Besarabii. Dzisiaj istnieją tam trzy miejscowości zamieszkane w większości przez ludność polską: Nowy Soloniec (Solonețu Nou), Plesza (Pleșa) i Pojana Mikuli (Poiana Micului). Niech Rumuni oddadzą co nasze! W 1444 roku król Władysław Warneńczyk zdobył twierdzę szumenską. Powinniśmy natychmiast rozpocząć rozmowy z Bułgarami o zwróceniu miasta Szumen.
Jeśli chcemy budować przyszłość naszego kraju w pokoju i dobrobycie, nie możemy wszystkim dookoła wypominać ich przeszłych grzechów. Zwłaszcza, że sami mamy problem z przyznaniem się do własnych win. Lista krajów i nacji, którym należałyby się nasze przeprosiny nie jest wcale taka krótka. Dzisiaj na pierwszym miejscu tej listy powinna być Ukraina. Przeprosiny od Polaków należą się nawet mieszkańcom Madagaskaru!
Dziś musimy odrzucić rewizjonizm i ekspansjonizm oparte na rasowych, etnicznych, religijnych lub kulturowych podstawach. Ze wszystkimi narodami musimy budować przyjazne relacje skupione na wspólnej przyszłości mając na uwadze dobro przyszłych pokoleń. Musimy wzmacniać naszą pozycję w Unii Europejskiej budując sojusze, zamiast kłócić się ze wszystkimi o wszystko. Współpraca europejskich państw zapewniła regionowi ponad 70 lat bez większego konfliktu zbrojnego. To coś bezcennego. Nie dajmy tego zaprzepaścić zgorzkniałym dziadersom zapatrzonym w przeszłość.
Artur Osiński