Rok szkolny 2016/17 ma być rokiem przejściowym w edukacji. Edukację już dotknęły pierwsze zmiany, bo szesciolatki nie są już objęte obowiązkową edukacją szkolną, a pięciolatki nie muszą już podlegać przedszkolnej. Coraz więcej uprawnień trafia do kuratorów. Nie będzie już testu szóstoklasisty. Zmiany, zmiany, zmiany, a za rogiem czeka reforma ustrojowa.
Tylko jest jeden problem, nie wiadomo po co nam ta reforma.
Każda zmiana powinna mieć jakiś sens i odpowiadać na konkretne bolączki systemu.
Chociaż, przynajmniej na poziomie absolwentów gimnazjum, polscy uczniowie wyróżniają się wiedzą na tle uczniów z 65 krajów badanych za pomocą testów PISA, to nasza edukacja ma szereg poważnych problemów.
- Jesteśmy, wg tych samych badań badań PISA 2012, na 59 miejscu na 65 krajów, jeśli porównujemy jaki procent uczniów jest w szkole szczęśliwy.
- Nauka w szkole jest koszmarnie teoretyczna i często nudna dla ucznia, nie dziwią więc powyżej przytoczone wyniki.
- Polskie szkoły są niedoposażone, wiele ma zdezelowany sprzęt komputerowy i nie ma pracowni przyrodniczych. Nie nadążamy za zapotrzebowaniem na realną wiedzę informatyczną.
- Na lekcjach języków nauczyciele udają, że uczą, a na maturze udajemy, że sprawdzana jest wiedza z języka na poziomie B1. Nie da się ćwiczyć praktycznie języka np. w 24 osobowej grupie.
- Cały czas mamy problem z nauczaniem matematyki w sposób, który kształtuje logiczne myślenie i kreatywność, a nie uczy na pamięć algorytmów. Raport IBE nie pozostawił też złudzeń co do wiedzy matematycznej nauczycieli nauczania zintegrowanego.
- Uczniowie masowo korzystają z korepetycji. Nauczyciele masowo ich udzielają.
Nie wiadomo dlaczego przedmiotem, z którego mamy jeden z największych wymiarów godzin przez cały cykl edukacyjny, jest religia. - Często uczeń, licząc z pracami domowymi, pracuje dłużej niż przewiduje dla dorosłego 40 godzinny tydzień pracy i nie ma czasu na odpoczynek i pasje pozaszkolne.
- Szkoła słabo rozwija pasje akademickie, a zupełnie gubi talenty artystyczne czy sportowe. Nie rozwija zdolności manualnych, które mogą być podstawa do wielu karier zawodowych. Edukacja nie docenia innych talentów niż akademickie i nie jest mało zindywidualizowana.
- Pomoc psychologiczno-pedagogiczna jest niewystarczająca.
- Dzieci udają, że czytają lektury, a wydawcy zarabiają na opracowaniach i streszczeniach.
- Korzystanie z kart prac zabija resztki samodzielnego myślenia.
- Sposoby i treści nauczania są korzeniami w początkach XIX w. Szkoła zabija kreatywność.
I to są realne problemy edukacji.
Które z tych problemów ma rozwiązać reforma ustroju szkolnego Minister Zalewskiej?
W momencie gdy badania PISA 2012 (wyników 2015 jeszcze nie ma) pokazują wysoki poziom wiedzy i umiejętności akademickich polskich gimnazjalistów, kiedy o lichym poziomie kandydatów na studia decyduje głównie masowość kształcenia średniego i wyższego – MEN tworzy zagadkową teorię o tym, że wszystko naprawi likwidacja gimnazjów i przedłużenie liceum z 3 do 4 lat. Tej, niepopartej niczym, poza sondażami teorii służy reforma PIS.
Reforma przeprowadzona ma być w rok, bez przygotowań, bez liczenia się z kosztami. Reforma w wyniku której pracę straci nawet 45 tys. nauczycieli i osób z administracji szkolnej. Reforma, która zlikwiduje dobre szkoły gimnazjalne z licznymi sukcesami, również niepubliczne i katolickie. Reforma, gdzie rodzic nie wie z jakich podręczników i w jakim budynku będzie za rok uczył się jego szóstoklasista. Reforma, która w 2019 roku zmusi do konkurowania o miejsca w szkołach średnich dwa roczniki.
PIS robi zmianę szybko, na kolanie, na żywym organizmie. Zmian dokonuje się nie dla nowo wchodzących do edukacji, ale zmieniając zasady gry tym, którzy już są w systemie. Nikt nie wie co go czeka. W zawieszeniu czekają na zwolnienia nauczyciele gimnazjów, rodzice nie wiedzą, w którym budynku i czego za rok będzie uczyć się ich latorośl. Wydawcy nie znają tymczasowych programów, do których już powinny tworzyć tymczasowe podręczniki. Niepokój i wściekłość towarzyszy też samorządom.
Wszystko to można byłoby wybaczyć, gdyby ta reforma spełniała jeden warunek. Gdyby szła na przeciw rzeczywistym potrzebom polskiej edukacji, a nie pozornym. Zmiana dla zmiany, tak można ocenić pomysły MEN. Zmiana pochłaniająca energię i pieniądze, które można byłoby przeznaczyć na pracę nad jakością edukacji.
Wyjaśnienie jest jedno. Bo to nie jest reforma, to powrót do przeszłości. To drogi i zatruty owoc nostalgii decydentów za PRL.
KATARZYNA LUBNAUER
Posłanka .Nowoczesnej w Sejmie VIII kadencji, była radna Miasta Łodzi. Członek ostatnich władz krajowych Unii Wolności. Dr matematyki na UŁ