Dariusz Stokwiszewski
Zamiast restytucji wymarzonej „Polski Jagiellońskiej” pikujemy w dół jak zestrzelony samolot. Zamiast dotychczasowych przyjaznych, niemal wszędzie wokół, relacji i silnej pozycji lidera przemian demokratycznych, staczamy się po równi pochyłej, tworząc sobie wrogie środowisko, w którym przetrwać długo się nie da
W mojej monografii, wydanej przez Akademię Obrony Narodowej w 2014 r., pisałem:
Coraz częściej mówi się o tym, że Polska powinna wśród państw Europy Środkowo -Wschodniej, będących w strukturach zachodnich i dążących do nich, zajmować pozycję lidera. Wielu badaczy uważa, (według mnie błędnie), że polskie ambicje powinny iść w kierunku uzyskania pozycji i znaczenia, jakie Rzeczpospolita miała w XIV, XV, XVI wiekach. Mówi się o Polsce Jagiellońskiej XXI wieku i marzy o powrocie do dawnej wielkości. Wydaje się, że nie jest to dziś ani możliwe, ani potrzebne.
W interesie Polski nie leży tworzenie wokół siebie „kręgu wasali” z państw bałtyckich, Białorusi, Czech, Litwy, Łotwy, Słowacji czy też Ukrainy. Sytuacja, która w okresie świetności I Rzeczypospolitej była, z punktu widzenia jej pozycji, szczególna nie ma raczej szans na powtórzenie. Wynika to zresztą z wielu czynników: integracji w Europie oraz wynikających z niej szans, demokratyzacji państw czy spadku zagrożeń światowego pokoju, przynoszącej wszechstronne korzyści liberalizacji handlu, a nade wszystko wciąż postępującego procesu globalizacji, jak też wspólnego dla wszystkich zagrożenia, związanego z terroryzmem i przestępczością.
Polsce powinno zależeć raczej na kreowaniu jak najlepszych relacji z tymi państwami opartych zwłaszcza na wzajemnym szacunku i poszanowaniu. Tylko taka postawa może przynieść pozytywne efekty. Natomiast istotne jest, co też trzeba podkreślić z całą mocą, działanie na rzecz zapewnienia Polsce jak najsilniejszej pozycji w regionie.
Jednak pozycji rozumianej, jako zdolność do takiego oddziaływania, które sprawi, że Polska stanie się nieformalnym liderem przemian. Liderem, którego pozycja Primus Inter Pares będzie wynikiem powszechnej akceptacji przez państwa regionu Europy Środkowo - Wschodniej, nie zaś narzucania „na siłę” swego „przywództwa, które nie jest poparte potencjałem ani możliwościami do takiego działania na arenie światowej.
Jak pisałem cztery lata wcześniej, przeciwstawiając się utopijnym (ale i niebezpiecznym chyba) wizjom ludzi, którzy RP chcieliby widzieć w roli europejskiego mocarstwa, do bycia którym, nie ma żadnych argumentów poza wydumaną wielkością w porównaniu z innymi, chyba według nich – gorszymi. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, domyślam się, że siebie samych, chcieliby widzieć ci ludzie w roli „panów świata” – różnej maści „imperatorów”. Gdy tymczasem jedynie partnerstwo i pokojowa współpraca, z naszymi sąsiadami oraz nie tylko, może zapewnić Polsce wszystko, co do życia w pokoju jest niezbędne.
W historii swojej Polska wydała wielu demagogów „opętanych szalonymi marzeniami”, które nigdy nie zostały zrealizowane. Jako przykład niech posłuży to, że (jak to wynika z pewnej popularnej kreskówki), na Madagaskarze mieszkają pingwiny, nie zaś Polacy! Dziś nasze władze, słuchając podobnych i równie nieroztropnych podszeptów postępują, jak ktoś, komu nie zależy na życiu ani tym bardziej na własnej przyszłości. Z jednej też strony mówią niektórzy, aby nie zważać na nic, bo „nasze musi być na wierzchu”, stąd trzeba przeć naprzód wbrew wszystkim. W innym miejscu podkreślają, że tylko dzięki gwarancjom bezpieczeństwa i potędze militarnej USA, nasza część Europy bezpieczna z tego właśnie względu może żyć w pokoju.
Widzę tu pewien brak konsekwencji, co szczególnie wyraża się w fatalnej skądinąd, postawie polskiego rządu, który lekceważy ostrzeżenia Departamentu Stanu, robiąc to, co robi.
Reasumując, stwierdzić można, iż zamiast restytucji wymarzonej „Polski Jagiellońskiej” pikujemy w dół jak zestrzelony samolot. Zamiast dotychczasowych przyjaznych, niemal wszędzie wokół, relacji i silnej pozycji lidera przemian demokratycznych, staczamy się po równi pochyłej, tworząc sobie wrogie środowisko, w którym przetrwać długo się nie da. Dlaczego? Dlatego, że ktoś ma „chrapkę” na bezmyślny autorytaryzm, a otaczające go towarzycho myśli kategoriami „schedy/michy”, chcąc przejąć stery Titanica, którym się stajemy, o ile już nim nie jesteśmy.
To wszystko musi przerażać każdego, kto myśli racjonalnie i propaństwowo, a więc jest człowiekiem kochającym swoją Ojczyznę i pokój. Nie jest dla mnie w tej chwili ważne to, że za ileś lat, ktoś będzie chciał pociągnąć do odpowiedzialności tego, bądź innego, starego już wówczas szaleńca/ów! Co nam to da, jeśli Polska nie będzie już należeć do demokratycznego świata, albo jej może nie będzie wcale (?!).
Nie piszę tych słów do władzy, bo trudno przekonać kogoś, kto nie myśli racjonalnie. Natomiast mam wielką nadzieję na to, że choć nie używam tu pojęć przykuwających uwagę – „radujących kolorystyką ich brzemienia” - to znajdzie się, choć niewielka grupa ludzi, którzy potraktują to moje pisanie, jak rzecz do przemyślenia i być może poddania rewizji swojego spojrzenia na naszą smutna rzeczywistość, gdyż tu chodzi o „być albo nie” Polski. Życzę jednocześnie głębokiej refleksji i właściwych decyzji przy urnach, w tym i następnym roku. Polska jest warta tego, aby rządzili nią ludzie mądrzy, kochający ją ponad wszystko!