Premier Wielkiej Brytanii Theresa May przedstawiła program swojej konserwatywnej partii przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi 8 czerwca. Jednym z najważniejszych punktów jest wyraźne ograniczenie imigracji.
Jeszcze dobre dziesięć lat temu brytyjski rząd, na którego czele stał premier Tony Blair, był zdania, że imigracja jest generalnie pozytywnym zjawiskiem, bo przyczynia się do wzrostu PKB. Obywatele tzw. wówczas nowych państw unijnych, tacy jak Polacy, Czesi czy Węgrzy, od początku powinni mieć prawo do pracy w Wielkiej Brytanii, twierdzono w Londynie. Było to stanowisko diametralnie różne od tego, jakie reprezentowały Niemcy pod batutą kanclerza Gerharda Schrödera. Ten odsunął jeszcze na parę lat prawo do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania i pracy. Blair opowiadał się też za członkowstwem Turcji w UE – Turcy mieliby tym samym prawo do osiedlania się w każdym z krajów unijnych, łącznie z Wielką Brytanią. Tony Blair był nawet za wprowadzeniem w swoim kraju euro.
Dzisiaj z Londynu docierają zupełnie inne głosy, nie tylko dlatego, że rządzi Partia Konserwatywna. Podczas gdy wówczas także wielu torysów opowiadało się za wspaniałomyślnymi zasadami imigracji i za ścisłą współpracą z UE, dziś nawet Partia Pracy ze swoim lewicowym szefem Jeremym Corbynem pożegnała się z wieloma ideami, które za Blaira uchodziły za konsensus. Wyraźnie zmieniła się atmosfera w całym kraju, co odzwierciedla też program wyborczy konserwatystów.
Zrównoważona imigracja
– Zbyt szybka i zbyt wysoka imigracja utrudnia tworzenie solidarnego społeczeństwa – powiedziała premier May przedstawiając program swojej partii w Halifax. Według urzędowych danych, między październikiem 2015 i wrześniem 2016 do Wielkiej Brytanii przybyło blisko 600 tys. imigrantów, w tym około 260 tys. z krajów pozaunijnych. O wiele za dużo, uważa rząd. Od objęcia władzy w 2010 roku Partia Konserwatywna obiecuje obniżenie imigracji netto – czyli po odjęciu osób, które opuściły Wyspy – do 100 tys. rocznie. Dziś liczba imigrantów wynosi 300 tys. rocznie. – Naszym celem jest utrzymanie imigracji na zrównoważonym poziomie – głosi program wyborczy. „Setki tysięcy w ostatnich dwóch dziesięcioleciach” mają zastąpić w przyszłości już tylko dziesiątki tysięcy, netto.
Dotychczas rząd w Londynie nie miał wpływu na wysokość unijnej imigracji, bo obywatele UE cieszą się pełną swobodą przepływu osób, czyli prawem przemieszczania się, osiedlania i pracy. Z tej swobody skorzystali zwłaszcza Polacy – w Wielkiej Brytanii żyją obecnie dobre trzy miliony cudzoziemców – obywateli UE. Większość z nich to Polacy. Napływ imigrantów z UE był jednym z argumentów Brytyjczyków, którzy opowiedzieli się za opuszczeniem Wspólnoty. Dlatego też rząd May, wychodząc z UE, zamierza położyć też kres tej swobodzie. Także w przyszłości ma co prawda napływać do Wielkiej Brytanii potrzebna jej siła robocza, ale już nie ma mieć do tego prawa automatycznie.
Gospodarka potrzebuje fachowców
Według torysów ma się też zmniejszyć napływ imigrantów spoza UE. Już od kwietnia pracodawcy, którzy zatrudniają takie osoby, muszą uiszczać specjalną opłatę w wysokości tysiąca funtów rocznie. Torysi chcą ją podwoić. Imigranci zarobkowi mają też płacić więcej za korzystanie z finansowanego z podatków systemu opieki zdrowotnej. Rząd zręcznie łączy to obciążenie cudzoziemców z programem kształcenia przeznaczonym dla brytyjskich obywateli – ci pierwsi mają finansować tych drugich.
Brytyjska gospodarka jest mało zachwycona tymi planami ograniczenia imigracji. Gazeta „Evening Standard" nazwała wręcz propozycje May „gospodarczym analfabetyzmem" – redaktor naczelny dziennika sam jest konserwatystą, byłym ministrem finansów w rządzie Davida Camerona. A Paul Johnson z think tanku „Institute for Fiscal Studies" stwierdził, że mniejsza imigracja oznaczałaby „dodatkowe koszty dla pracodawców i gospodarki”. Program wyborczy Partii Konserwatywnej jest jednak tym razem wyraźnie mniej przyjazny dla przedsiębiorców niż kiedyś, wymaga natomiast od gospodarki przejęcia większej odpowiedzialności za społeczeństwo. Znakomicie wpisuje się w ten trend stanowisko szczególnie krytycznej wobec imigracji Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która w znacznym stopniu przyczyniła się do decyzji o Brexicie i która zarzuca przedsiębiorstwom, że już o wiele za długo przyzwyczaiły się do taniej siły roboczej z zagranicy.
Partia Pracy odpada jako opozycja
Ograniczenie imigracji przekonuje także wyborców Partii Pracy (LP). Znalazło się też zresztą w programie tej partii ogłoszonym kilka dni temu. Krótko i węzłowato LP ogłasza w nim, że unijna swoboda przepływu osób skończy się z Brexitem. Laburzyści nie chcą wprawdzie naruszać praw obywateli UE żyjących już w Wielkiej Brytanii, ale chcą pertraktować z UE. Tak czy owak, Partia Pracy pod przywództwem Corbyna dawno nie jest już proeuropejska. Sam Corbyn w wywiadzie udzielonym krótko przed referendum przyznał BBC, że na skali od jeden do dziesięciu, jego entuzjazm dla pozostania Wielkiej Brytanii w UE plasuje się na poziomie „siedem albo siedmiu i pół”.
Dzięki temu May może się polecać w kampanii wyborczej jako reprezentantka wszystkich Brytyjczyków. – Czas, by zostawić za sobą dawną politykę podziałów i zespolić siły w narodowym interesie, zjednoczyć się w naszym wspólnym życzeniu, by Brexit był dla nas sukcesem – powiedziała May w Halifaxie.
Torysi postawili najwyraźniej na właściwego konia. W najnowszych sondażach cieszą się 45-49- procentowym poparciem. Opozycyjni laburzyści zaledwie 32-34-procentowym. May prorokuje się wręcz spektakularne zwycięstwo na miarę Margaret Thatcher w 1983 r., kiedy rok po wojnie o Falklandy z miażdżącą przewagą pokonała także mocno skłaniającą się wtedy na lewo Partię Pracy.
Christoph Hasselbach / Elżbieta Stasik / Redakcja polska
POLECAMY:
⇒ Niemcy szukają rąk do pracy. Rekordowo dużo wakatów
<img width="1" height="1" alt="" src="https://logs1279.xiti.com/hit.xiti?s=531599&s2=23&p=thefad.pl::Volltexte::thefad.pl_Volltexte_JS&di=&an=&ac=&x1=1&x2=23&x5=thefad.pl_Volltexte_JS&x6=1&x8=pol-VEU-Volltexte-JavaScript-thefad.pl-dwde&x10=thefad.pl::Volltexte">