Szukaj w serwisie

×
23 września 2017

List z przesłaniem: Mój mąż jest Hindusem, mieszkamy w Polsce ale moja Ojczyzna go zawidła. Jest mi wstyd

Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, udostępnił na swojej stronie list czytelniczki. Warto go przeczytać, udostępnić i mieć nadzieję, że może ktoś poważnie się zastanowi, zanim zacznie siać nienawiść.

Wiedzą Państwo, że poznałam słowo "ciapaty" dopiero 3 lata temu? Moja 5-letnia córka zapytała mnie co to znaczy, bo tak ją nazwała babcia dziewczynki na placu zabaw. Musiałam jej tłumaczyć, że pani nie miała na myśli nic złego.

Ale poszłam do drugiego pokoju i płakałam z bezsilności.

Mój mąż jest Hindusem, ale pochodzi z Wielkiej Brytanii. Mieszkamy w Polsce od 15 lat. Tutaj urodziły się nasze dzieci, mamy pracę. Nie chcemy tego, ale coraz częściej myślimy o wyjeździe z Polski. Bo mamy dość lęku, wytykania palcami i czasem milczącej, czasem dosłownej niechęci do „ciapatych”.

Może tego nie widać z pozycji Polaków, ale my czujemy, że jest coraz gorzej. Jeszcze kilka lat temu przeciętną reakcją na pochodzenie mojego męża była ciekawość. Często obcy ludzie pytali skąd pochodzi, jak to się stało, że trafił do Polski. Pytali o egzotyczny kraj jego pochodzenia (który zna raczej słabo, bo urodził się w Wielkiej Brytanii, ale zawsze potrafił opowiedzieć o swojej kulturze, ma w Indiach rodzinę, którą odwiedziliśmy kilka razy). Polacy chętnie dzielili się z nim opowieściami o polskich zwyczajach, pytali jakie są jego. Zawsze musiało skończyć się na nieśmiertelnym „a powiedz: w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”.

Dzisiaj nasze spotkania ze znajomymi obcokrajowcami mieszkającymi w Polsce są coraz smutniejsze, bo zawsze ktoś mówi o tym jak go wyzywano na ulicy, ktoś opluł jako „ciapatego”, ostatnio śliczna dziewczyna pochodząca z Pendżabu usłyszała od właściciela mieszkania, że „takim jak ona” mieszkania nie wynajmie. Na szczęście w gronie moich znajomych jeszcze nikogo nie pobito, ale zdarzały się popchnięcia, pogróżki. I nie trzeba nawet pochodzić z Azji, moja znajoma z Portugalii została zwyzywana na plaży, bo nie mówi po polsku. Mi zdarzyło się usłyszeć, że jestem „białą k…ą czarnucha”.

Kiedy w Warszawie pobito studenta z Indii wielu moich znajomych przestało wychodzić z domu po zmroku. Paranoja?

W tym roku kiedy moi teściowe chcieli przylecieć do Polski musieliśmy wymyślić co im powiedzieć żeby tego nie robili. Baliśmy się co może się stać na polskiej ulicy, bo ojciec mojego męża jest Sikhem, nosi turban i brodę.

Dla chuliganów to przecież „muzułmanin”. Mam im tłumaczyć, że nim nie jest? A nawet gdyby był, to co z tego?

Mój syn ma 14 lat, wchodzi w okres buntu. Po rozpoczęciu roku szkolnego pobił się w szkole z chłopcem, bo tamten od dłuższego czasu nazywał go w internecie „czarnuchem” (dzieci mają po ojcu ciemną karnację i czarne włosy). Boję się żeby sytuacja się nie powtarzała. Wiem, że taka stygmatyzacja może w nim podsycać agresję. A co się stanie jeśli następnym razem złamie komuś nos, albo wybije zęby? Co jeśli zejdzie na drogę przemocy, bo przecież tak kończą młodzi ludzie, którzy nie są akceptowani. A co jeśli to jego pobiją, bo jest „ciapaty”?

Nie wiemy co zrobić. Zaczynać życie od nowa na emigracji? Mamy takie możliwości, mąż będzie zarabiał w UK lepiej niż w Polsce, został tutaj dla mnie. A ja czuję, że moja ojczyzna go zawiodła i jest mi wstyd za moich rodaków.

 

Źródło: Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję