Szukaj w serwisie

×
10 kwietnia 2018

Adam Szejnfeld: Niestety, ostatnie lata dopisały do dziejów Krakowskiego Przedmieścia smutny rozdział: Miesięcznice smoleńskie

Adam Szejnfeld

Adam Szejnfeld

Jeśli spotkania odbywające się 10-tego dnia każdego miesiąca na Krakowskim Przedmieściu nie są zgromadzeniami publicznymi, to czym są? No cóż. Trzeba je po prostu uznać za finansowane z pieniędzy publicznych prywatne wiece Prawa i Sprawiedliwości.

 

Mój jest ten kawałek podłogi…

Meble już połamałem,
Nowy ład zrobić chcę.
Tynk ze ścian już zdrapałem,
Zamurować czas drzwi!

Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!

 

O Champs-Elysées śpiewał w swej niezapomnianej piosence Joe Dassin. Przez serce stolicy Niemiec przebiega zaś Unter den Linden, czyli Aleja Lip. O barcelońskiej La Rambla pewien poeta powiedział, że to jedyna ulica na świecie, która mogłaby się nigdy nie kończyć. W Nowym Jorku, a może i w całych Stanach, o miano tej najważniejszej rywalizują co najmniej dwie arterie, Wall Street i Piąta Aleja, choć nie można zapomnieć także o Broadwayu. My zaś takiego dylematu nie mamy. Bez wątpienia najsłynniejszą i najbardziej prestiżową polską ulicą jest stołeczne… Krakowskie Przedmieście.

Od momentu przeniesienia stolicy z Krakowa do Warszawy na przełomie XVI i XVII wieku, Krakowskie Przedmieście było świadkiem najważniejszych wydarzeń w historii naszego kraju. To właśnie tutaj, w okresie świetności I Rzeczypospolitej, miały miejsce triumfalne wjazdy do miasta hetmana Stefana Czarnieckiego, czy króla Jana III Sobieskiego. W okresie zaborów na Krakowskie Przedmieście kierowały się wielkie manifestacje narodowe. II wojna światowa nie oszczędziła tego miejsca. Po 1945 roku ulica straciła swój reprezentacyjny charakter, choć nadal była miejscem historycznych wydarzeń, jak choćby demonstracji wspominanego kilka tygodni temu Marca’68. Pełen blask północnemu odcinkowi Traktu Królewskiego udało się przywrócić niespełna dziesięć lat temu.

Niestety, ostatnie lata dopisały do dziejów Krakowskiego Przedmieścia kolejny smutny rozdział. Miesięcznice smoleńskie. Niemal od początku miały one niewiele wspólnego z upamiętnieniem ofiar tragicznej katastrofy lotniczej. Służyły przede wszystkim mobilizacji najtwardszego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości wokół mitu smoleńskiego i teorii spiskowych firmowanych przez Antoniego Macierewicza.

Kilkanaście dni temu sąd w Warszawie wydał przełomowy wyrok, w którym jednoznacznie uznał, że skoro miesięcznice nie są dostępne dla wszystkich obywateli, bowiem wstęp na nie jest limitowany i nie można się do nich swobodnie przyłączyć, choćby ze względu na metalowe barierki i kordon policji, to w świetle obowiązującego prawa nie są one zgromadzeniami publicznymi. Było to sądowe potwierdzenie tego, co stało się już wcześniej widoczne gołym okiem.

Na tym jednak nie koniec. Jeśli bowiem spotkania odbywające się 10-tego dnia każdego miesiąca na Krakowskim Przedmieściu nie są zgromadzeniami publicznymi, to czym są? No cóż. Trzeba je po prostu uznać za finansowane z pieniędzy publicznych prywatne wiece Prawa i Sprawiedliwości.

Czy tego chcemy, jako podatnicy, czy nie, to i tak wszyscy zrzucamy się więc na to, co dzieje się na Krakowskim Przedmieściu dziesiątego każdego miesiąca. A liczby porażają.

W 2017 roku na zabezpieczenie miesięcznic z pieniędzy publicznych wydano niemal 4,5 mln zł, czyli ponad cztery razy więcej niż rok wcześniej! W lipcu zeszłego roku na przykład ok. 2 tys. uczestników było ochranianych przez… 2,3 tys. policjantów. Dla porównania, miesiąc później na Przystanek Woodstock, na którym bawiło się ponad 200 tys. ludzi, wysłano… 1,6 tyś. funkcjonariuszy.

Oczywiście to tylko jeden z przykładów zawłaszczania państwa przez PiS i bezwzględnego wykorzystywania instytucji publicznych dla realizacji partyjnych interesów.

Nie mniej bulwersujące jest wprowadzenie zgromadzeń cyklicznych (na mocy ustawy uchwalonej nomen omen 13 grudnia 2016 roku, czyli dokładnie w 35-tą rocznicę stanu wojennego). Nic przecież prostszego niż tak zmienić prawo, by sobie i tylko sobie zagwarantować możliwość organizowania za publiczne pieniądze spotkań z wyborcami. Nawet jeśli do idei zgromadzeń cyklicznych swoje zastrzeżenia zgłosił nie tylko Rzecznika Praw Obywatelskich, Sąd Najwyższy, ale też przedstawiciele Rady Europy i OBWE - „Żadne krzyki nie pomogą. My tu będziemy i tu zwyciężymy” - usłyszeliśmy z Krakowskiego Przedmieścia. Jest tak, bowiem przez ostatnie lata ludzie Prawa i Sprawiedliwości próbują wmówić Polakom, że tylko ich jest ten „kawałek podłogi”. Ale tak nie jest. On jest także i nas. Nas wszystkich. Polaków.

Pamiętajmy o tym!

 

Adam Szejnfeld

 

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję