Rafał Sulikowski
Celibat nie jest stanem naturalnym, co przyznaje sam Kościół. Większość ludzi w ogóle nie nadaje się do celibatu. Kościół musi, jeśli chce przetrwać, wsłuchać się w głos seksuologów, którzy dostrzegają opresyjność dokumentów o seksualności człowieka. Problem antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego i masturbacji samotnych są tematami tabu. Seks jest poddany wielkiemu ciśnieniu opresyjnego nauczania
Watykański szczyt (odbył się w dniach 21-24 lutego br.) oficjalnie zwołany został przez papieża Franciszka w celu zaradzenia pladze pedofilii. Niestety, szczyt niczego nie zmienił i w dalszym ciągu nie zmieni.
Skostniałe i inercyjne struktury kościelne są tak podsterowne, że nic się nie uda. Szczyt prawdopodobnie zwołano, aby sprawić dobre wrażenie i stworzyć nowy PR, pokazać, że coś robią, że uznają rzekomo swoje winy i że coś się zmieni. Nie zmieni się nic bez radykalnej zmiany kościelnego nauczania na temat ludzkiej seksualności. Tłumiona w celibacie energia libido wyraża się w czynach pedofilskich, homoseksualizmie, związkach z kobietami, ukrywanymi przez parafie, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, przez molestowanie i w różnych innych formach.
Celibat nie jest stanem naturalnym, co przyznaje sam Kościół. Większość ludzi w ogóle nie nadaje się do celibatu. Kościół musi, jeśli chce przetrwać, zwołać jak najszybciej III Sobór Watykański i dokumentnie zmienić podejście do seksu. Należy wsłuchać się w głos seksuologów, którzy dostrzegają opresyjność dokumentów o seksualności człowieka. Problem antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego i masturbacji samotnych są tematami tabu. Od encykliki “Humanae vitae” seks jest poddany wielkiemu ciśnieniu opresyjnego nauczania, którego jedynym celem jest związanie ludzi z Kościołem. Biskupi redagujący kolejne dokumenty doskonale znają ludzkie potrzeby i pragnienia. Wiedzą, że stawiając wymagania, których ludzie nie są w stanie spełnić, zwiążą ludzi z systemem penitencjarnym w Kościele.
Większość ludzi samotnych i młodzieży regularnie współżyje albo się masturbuje. Demonizując w sposób neurotyczny seks, Kościół łapie na lep wszystkich “wielkich grzeszników”, a nazywając naturalne czynności “złem”, grzechem czy pokusą wywołuje masywne poczucie winy. Aby się od niego uwolnić, ludzie przychodzą do spowiedzi, wyznają swoje “winy”, proszą o przebaczenie i przez chwilę odczuwają ulgę.
Niestety, sytuacje nazywane niesłusznie przez Kościół “grzechem” mają tendencje do powtarzania się, więc cały cykl się powtarza. W ten sposób penitenci stale szturmują konfesjonały, a przy okazji wrzucają “co łaska”, więc wraz z nimi płynie rzeka pieniędzy. I tak człowiek, chcąc niechcąc wpada w pułapkę przeważnie do końca życia.
Absolutnym wymaganiem czasu jest zwołanie soboru i przeredagowanie opresyjnego nauczania o seksualności ludzkiej, odwołanie zakazu antykoncepcji w sytuacji, gdy narzucane naturalne planowanie rodziny nie jest skuteczne, a z moich obserwacji i wielu wypowiedzi katolików wynika, że NPR nie jest bardziej skuteczne niż antykoncepcja, a przeważnie jest o wiele mniej skuteczne, szczególnie jeśli katolicy nie umieją się nim posługiwać i są celowo wprowadzani w błąd.
Opresja kościelna nasila się obecnie. Mechanizmy obronne, izolowanie się od świata, wzrastający integryzm, parcie ku skrajnemu nauczanie, rosnąca opozycja wobec Franciszka sprawia, że obecny szczyt do walki z pedofilią nie przejdzie do historii Kościoła, przeciwnie - będzie przywoływany jako towarzyskie spotkanko biskupów świata, którzy przyjechali, wysłuchali kilku historii spośród tysięcy, pomodlili się, wyrazili skruchę, po czym rozjechali się i “będzie, tak jak jest”.
Ten szczyt był wcale niepotrzebny. Potrzebna jest nowa encyklika, jeśli Kościół chce dotrwać do roku 2033, kiedy zapewne mają odbywać się wielkie uroczystości dwutysiąclecia od śmierci Chrystusa. Na razie nie jest pewne, czy katolicyzm dotrwa do następnego synodu. Każda inna instytucja, w której poziom przestępstw byłby podobny, musiałaby ulec samorozwiązaniu. Kościół tego nie zrobi, bo zbyt wielkie interesy prowadzi na świecie pod pretekstem nowej ewangelizacji.
Na razie fala stłumionego erosa przyniosła tylko nową pedofilizację i nic ponadto. Dopóki ludzie świeccy będą bali się Kościoła i przyznawali mu rację absolutną we wszystkim, dopóty nic się nie zmieni. Pozostaje tylko odejść i pójść własną drogą. Ale nie każdy jest odważny i zdecyduje się na taki radykalny krok wobec tak radykalnego zła w Kościele.
Najgorsze, że większość katolików jak gdyby nigdy nic dalej praktykuje, nie uświadamiając sobie, w czym naprawdę biernie biorą udział. I wszystko pozostaje po staremu.
Rafał Sulikowski