Marcin Zegadło - poeta, publicysta
Drodzy „obrońcy Kościoła”! – film Sekielskiego to nie diagnoza społeczna zjawiska pedofilii. Film Sekielskiego traktuje o zorganizowanej przestępczości, jak wy to lubicie mówić, „w łonie Kościoła”. Film mówi o bezprawiu w państwie prawa. Film mówi o krzywdzie, która została wyrządzona i winnych, którzy nie zostali ukarani.
Jestem przekonany, że ci wszyscy „obrońcy Kościoła”, którzy po premierze filmu Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”, podnoszą raban, pisząc/mówiąc, że ten film jest „nieuczciwy, bo Sekielski powinien zrobić materiał, po prostu, o zjawisku pedofilii, a nie o pedofilii wśród księży, bo to przecież promil całego zjawiska”, ci wszyscy zawodnicy mimo zabetonowanych głów i dramatycznego wyparcia, muszą doskonale wiedzieć, że w filmie Sekielskiego nie chodzi o zjawisko pedofilii jako takiej, tylko o jej systemowe ukrywanie przez długie dziesięciolecia (niedobrze mi od ciągłego powtarzania tej frazy).
Chodzi o to, że w to systemowe ukrywanie zamieszane były takie „świętości” jak m.in. Jan Paweł II, który ma pomnik na każdym rogu ulicy, plac oraz tablicę upamiętniającą w każdym mieście i że coś z tym trzeba będzie zrobić.
Gdyby ci „obrońcy Kościoła” przyjęli to wreszcie do wiadomości, możliwe, że musieliby przyznać, że (jak już pisałem) ich własny Kościół wydymał ich po całości, oszukał i przez lata zdradzał, ponieważ ma na nich kompletnie wywalone, do niczego ich nie potrzebuje, ponieważ dopóki polskie państwo pompuje w niego miliardy złotych rocznie, Kościół może mieć wywalone na wszystko i wszystkich, a wikary z okolicznej parafii może zmieniać samochody jak rękawiczki, a parafianin zasuwający na półtora etatu może się tylko temu bezczynnie przyglądać, ponieważ i proboszcz i rzeczony wikary mają go w głębokiej pogardzie, jego i jego zmartwienia, które są dla nich abstrakcją, ponieważ mają podstawiane pod nosek obiadki, deserki, kompociki, herbatki. Jak żyję, nie widziałem w „osiedlowej Biedrze” żadnego duchownego z okolicznej parafii. Zakładam zatem, że tym typom lodówkę też wypełniają po brzegi specjalnie przeznaczeni do tego ludzie. Dlatego mdli mnie od argumentów typu: „film nie odnosi się do całości zjawiska pedofilii”.
Jak długo jeszcze polscy katolicy będą udawać, że to, co mówi Głódź, Hoser, Jędraszewski, Gądecki, to nie jest głos ich Kościoła? A przecież Kościół winien mówić jednym głosem. Jak długo można jeszcze pokładać nadzieję w Bonieckim, Lemańskim, Kramerze? Cóż znaczą ci kapłani wobec skostniałej, pysznej i gnuśnej hierarchii?
Kończąc mam jeszcze jedną uwagę. Drodzy „obrońcy Kościoła”! – film Sekielskiego to nie diagnoza społeczna zjawiska pedofilii. Film Sekielskiego traktuje o zorganizowanej przestępczości, jak wy to lubicie mówić, „w łonie Kościoła”. Film mówi o bezprawiu w państwie prawa. Film opowiada o tym, że z jakichś powodów księża popełniający przestępstwo pedofilii nie są ścigani. Nie są również ścigani ci, którzy ukrywają ich zbrodnie i służą im pomocą. Film mówi o krzywdzie, która została wyrządzona i winnych, którzy nie zostali ukarani. Na wszystkie te czyny kodeks karny obowiązujący w Polsce ma odpowiednie paragrafy i nie trzeba go zmieniać. Wystarczy zacząć go, po prostu, stosować - tak samo w stosunku do wszystkich obywateli tego kraju. W tym księży. I to od zaraz.
Czy to naprawdę tak trudno ogarnąć? Czy po prostu należałoby wtedy podjąć jakąś decyzję, a nie czekać z założonymi rękami na rozwój wypadków, co polscy świeccy katolicy opanowali do perfekcji, czego są nauczeni przez duchownych traktujących ich jak bezwolną masę, do czego przywykli i nawet nie próbują wpłynąć na ów stan rzeczy. Kłopocik?
Marcin Zegadło