Szukaj w serwisie

×
15 czerwca 2018

Dariusz Stokwiszewski: Jak długo jeszcze będziemy akceptować bezeceństwa PiS?! Czy nie czas już przejrzeć na oczy?!

Dariusz Stokwiszewski

Dariusz Stokwiszewski

Nie dajmy się zniewolić i „walczmy” o swoje przyrodzone i nabyte prawa. Uczmy się przy tym historii powszechnej albo też do niej wracajmy, bo choć historia się nie powtarza, to niewyciąganie z niej wniosków szkodzi, rodząc nieodparte wrażenie deja vu.

 

Wydaje mi się, że powinienem rozpocząć od rozszyfrowania pojęcia „bezeceństwo”, aby uniknąć nieporozumień. W Słowniku Języka Polskiego i w Słowniku Synonimów można znaleźć całe mnóstwo jego odpowiedników. Chcąc uniknąć wypisywania kilkudziesięciu wyrazów bliskoznacznych, dokonam tylko podziału na najważniejsze grupy znaczeniowe „bezeceństwa”. Oto one:

  • bezeceństwo w odniesieniu do zrobienia czegoś przeciwko komuś (tu całe morze przykładów);
  • bezeceństwo – jako zła cecha charakteru (fałsz, obłuda, cynizm czy nienawiść – jak wyżej!);
  • bezeceństwo – jako niecny postępek w sensie pozbawienia kogoś czegoś, jak u nas np. emerytur, czy innych nabytych uprzednio praw;
  • bezeceństwo – w odniesieniu do występku, nawet niekaralnego, ale nagannego ze społecznego i etycznego punktu widzenia (szarganie świętości, jaką jest ludzkie ciało po śmierci – szczególnie do celów partykularnych i politycznych);
  • bezeceństwo – jako określenie niegodziwości w stosunku do osoby, grupy osób, czego przykłady można mnożyć;
  • bezeceństwo – jako bycie okrutnym dla kogoś innego i niekoniecznie w wymiarze fizycznym (nękanie i grożenie, wprowadzanie atmosfery niepewności np. wśród sędziów – tzw. „efekt mrożący" etc.);
  • bezeceństwo – w odniesieniu do niecnego czynu lub zaniechania zrobienia dobra (niecnych czynów mnóstwo, a odmowa pomocy kalekim ludziom to zbrodnia!).

Pytanie o to, czy ktoś z nas w życiu spotkał się z bezeceństwem, uznaję z góry za zbędne, bo czysto retoryczne. Czy ktoś się natomiast spotkał z nim, m.in. ze strony władzy? Tak, na przykład ja, choć nie sądzę, abym był w tym odosobniony. Często ludzie, którzy w jakiś sposób (nie zawsze godny i transparentny) dostali się do władzy, stają się zupełnie innymi ludźmi; ba, myślę nawet, że „zazwyczaj”, nie tylko „często”! Przerabiamy to, co nazywa się butą, arogancją, wyalienowaniem („odpłynięciem w inny wymiar”) każdego niemal dnia. Najbardziej boli jednak to, gdy osoba czyniąca bezeceństwo, ale będąca u władzy, sama znajduje się na „marginesie” tego, co zwiemy dobrym, przyzwoitym towarzystwem, choćby z racji chamstwa, braku szacunku dla innych, ignorancji oraz niekompetencji. To, czym się może „poszczycić”, jest odrobina władzy dana jej przez często naiwny elektorat.

W pewnych kręgach powiedzmy; ludzi zwyczajnych, nieobytych, prostych czy nierzadko chamskich, ale za to „na stanowiskach”, panuje przekonanie o własnej omnipotencji oraz niezastępowalności, co wyraża się występowaniem u nich wspomnianych wyżej przywar i w ich wykorzystywaniu. Myślę nawet, że stanowią oni większość populacji, która czując za sobą jakieś wsparcie, działa w myśl zasady „daj mi trochę władzy, a pokażę ci, kim jestem”! I pokazują nam to, że są „wszechwładni”, zapominając o tym, że marszałkiem, posłem, senatorem, ministrem, prezydentem się bywa, a człowiekiem się jest bądź nie!

W konfrontacji z takimi ludźmi większość z nas czuje się po prostu jak osoba przegrana. Jednak dzięki naszemu ustępliwemu i dobremu zachowaniu zawsze coś tracimy. Osobom tego pokroju wydaje się, że wszystko, co robią, jest zupełnie normalne, że wszystko mogą zrobić! Niektórzy z nas przyjmują zasadę, że w takiej sytuacji odpowiedź na karygodne zachowanie powinna być adekwatna – prostakowi po prostacku. Jednak, co ma zrobić np. parlamentarzysta, którego „szantażuje się” groźbą pozbawienia części jego uposażenia, a szykanę taką stosuje się wielokrotnie, „zamykając w ten sposób posłowi i/lub senatorowi usta”?! Zamyka się usta przedstawicielowi narodu! To już nie tylko brak kultury osobistej – to ewidentny brak kultury prawnej! Tak się dzisiaj w Polsce dzieje na naszych oczach. Stawiam tezę, że jeżeli naród się temu nie sprzeciwi (choćby najpierw w nadchodzących wyborach samorządowych, a następnie do parlamentów – RP oraz UE i prezydenckich), to w Polsce nastąpią „średniowieczne ciemności”, które „oświecać” będzie, obrzydliwa dyktatura! Dlaczego aż obrzydliwa?! Właśnie dlatego, że ciemna – prymitywna, kierująca się instynktami, propagująca jedynie nakazy, a także zakazy! Człowiek ze słomy wyjdzie, ale słoma z człowieka już niekoniecznie!

Przypomniał mi się pewien stary, bo z lat 30. XX wieku, film produkcji radzieckiej. Czy ktoś go kiedyś oglądał, nie wiem, ale pozwolę sobie na jego podstawie dokonać tu pewnej paraleli do naszej rzeczywistości. Oto króciutkie streszczenie filmu, pozbawione jednak wyraźnej puenty. Wysnucie konkluzji pozostawiam państwu – czytelnikom.

Kinematografia radziecka wyprodukowała kiedyś film pt. „Świat się śmieje”. Fabuła tego filmu z 1934 roku jest prosta. Pewien pastuch znad Morza Czarnego – Kostek Potiechin – kochający bardzo muzykę i codziennie przygrywający swojej trzodzie na fujarce, zostaje zauważony przez profesora muzyki, który uznaje go za utalentowanego. Pod kierunkiem pedagoga zdolny Kostek szybko uczy się grać na skrzypcach. Przypadkowo, pewna dama – ekscentryczna Yelena – myli chłopka z bardzo znanym dyrygentem. Kobiety zbytnio nie dziwi ani prostactwo, ani rubaszność manier pastucha (w jej mniemaniu oryginalnego artysty) stąd zaprasza go na luksusowe przyjęcie – na tzw. salony. Jak można się domyślić, owo przyjęcie kończy się „totalną klapą”. Niezrażony niepowodzeniem, prostacki bufon, nierozumiejący własnej „intelektualnej małości” wyrusza w dalszą drogę w poszukiwaniu kolejnych przygód. Trafia do Moskwy – takiej powiedzmy, naszej Warszawy!

Mam nadzieję, że po przeczytaniu powyższego opisu, twierdzenie o „wychodzeniu słomy z człowieka” okaże się obarczone dużą dozą trudności, a czasem wręcz niemożliwe! Nie dajmy się zniewolić i „walczmy” o swoje przyrodzone i nabyte prawa. Uczmy się przy tym historii powszechnej albo też do niej wracajmy, bo choć historia się nie powtarza, to niewyciąganie z niej wniosków szkodzi, rodząc nieodparte wrażenie deja vu. Serdecznie, i to już po raz kolejny chcę państwu polecić fantastyczną książkę amerykańskiego autora Timothy Snydera pod znamiennym tytułem:

„O Tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”, wydanej przez Wydawnictwo „Znak” w 2017 roku!

 

Dariusz Stokwiszewski

 



Polub nas na Facebooku, obserwuj na Twitterze


Czytaj więcej o:



 
 

Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję