Dariusz Stokwiszewski
Biskup Tadeusz Pieronek jest jednym z tych, którzy mają odwagę nazywać rzeczy „po imieniu” i postrzegać je, jakimi są – a to dla pozostałych „kolegów” z branży niemalże herezja.
Kiedy pod koniec stycznia b.r. pisałem o bp. Tadeuszu Pieronku, podkreślałem postawę tego hierarchy, która powinna spowodować jakąś przemianę duchową wśród biskupów i kleru. Zakładałem przy tym od razu, że moje nadzieje są raczej płonne, a słowa biskupa Pieronka niczym więcej, jak „wołaniem na puszczy”. I tak jest w istocie; dzieje się tak, jak się działo; brak jest nie tylko jakiejkolwiek poprawy, ale też wiary w to, że ktoś z hierarchii kościelnej (o rządzących i przez nią wspieranych nie wspominając) obudzi się i zacznie iść drogą wytyczoną przez Chrystusa, a następnie kolejnych po Janie Pawle II papieży. Niestety; zaczynam się zastanawiać czy sami hierarchowie w ogóle wierzą w Boga (sic!).
Polski katolicyzm jest pustosłowiem, gdyż wielu z nas „wierzy na pokaz” robiąc zwykle zupełnie co innego, niż nakazuje nam Pismo Święte i Dekalog. Jesteśmy „religijni”, ale jedynie wtedy, gdy składamy ręce przed kapłanem wręczającym hostię podczas mszy, a po niej stajemy się sobą; kimś, kto nie daje powodów do tego, aby nazywać go osobą wierzącą. Hipokryzja i obłuda bolą innych, bolą też mnie osobiście. Nie mogę z jednej strony praktykować religii, z drugiej zaś słuchać ludzi (pasterzy), którzy często sami powinni poddać się bardzo restrykcyjnej pokucie za grzechy, których popełniać im szczególnie, nie wypada (casus kościoła w Chile, który Franciszek oskarża o ukrywanie pedofilii, ale nie tylko).
Biskup Tadeusz Pieronek jest jednym z tych, którzy mają odwagę nazywać rzeczy „po imieniu” i postrzegać je, jakimi są – a to dla pozostałych „kolegów” z branży niemalże herezja. Ostatnia krytyka Tadeusza Pieronka dotyczyła oceny sytuacji w Polsce. Otóż według biskupa w Polsce nie ma już demokracji; jest za to autorytaryzm, który wprost zmierza w kierunku dyktatury, z czym trudno się nie zgodzić. Z wywiadu, który znalazł się we francuskim programie "Avenue de l'Europe" wynikać może także i to, iż ksiądz biskup nie pochwala decyzji o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu. Przeciwny jest również popieraniu PiS przez KK. Czyż nie ma racji? Zarówno obecne państwo, jak też instytucje kościelne łamią zapisy konkordatu, co jest jasne i oczywiste dla każdego, kto ma zdrowy rozsądek oraz jakie takie rozeznanie w sprawach publicznych.
Kościelni hierarchowie wprost jawnie lekceważą zalecenia i prośby obecnego papieża. Nie zdziwiłbym się, gdyby w pewnym momencie jakaś grupa polskich - „betonowych hierarchów” - utworzyła coś na wzór kościoła lefebrystów. Tyle tylko, że ci ostatni to katoliccy tradycjonaliści (osobiście nie popieram ortodoksji), krytykujący „liberalizm” Soboru Watykańskiego II, żądający powrotu do starych, przedsoborowych wartości i praktyk. Nasi biskupi oczywiście lubią pokazywać „napuszoną nadgorliwość religijną”, a tymczasem w życiu postępują bardziej „liberalnie”, niż mogłoby się nam wydawać. Na dodatek, chodzi im raczej o całkowite „ujarzmienie” (bezkrytyczne podporządkowanie sobie) wiernych, ale z powodów innych niż te, którymi kierują się lefebryści. Wydaje mi się czasem, że chętnie wróciliby do systemu praktykowanego w średniowieczu, gdy władza ich była niebotyczna.
Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie, stąd możliwość nakładania ekskomuniki a w ekstremalnych przypadkach stawianie stosów kusić może niesamowicie!
W dniu 25 stycznia 1077 r. Henryk IV złożył Grzegorzowi VII hołd w Canossie. Stało się to podczas tzw. sporu o inwestyturę (prawo do mianowania biskupów). Cesarz niemiecki uważał, że jedynie on powinien mieć prawo nadawania godności kościelnych na ziemiach Cesarstwa. Z kolei papież nie chciał zrezygnować z tego przywileju. Osłabiony wojną domową w Niemczech i ekskomuniką nałożoną na niego przez Grzegorza VII, cesarz, chcąc utrzymać się przy władzy, wraz z małym orszakiem udał się do Włoch w celu przebłagania papieża, który zatrzymał się w zamku Canossa. I tak w styczniu 1077 roku cesarz ukorzył się przed nim, pokutując trzy dni pod murami zamku w worku i boso. Poddawany presji przez doradców papież Grzegorz zdjął z Henryka klątwę, co jednak nie zakończyło sporów o inwestyturę. Ostatecznie konflikt między cesarstwem a papiestwem rozwiązano we wrześniu 1122 roku, na mocy konkordatu w Wormacji, zawartego między papieżem Kalikstem II a cesarzem Henrykiem V – kolejnym władcą cesarstwa.
Tak więc to biskup Tadeusz Pieronek ma moim zdaniem rację, krytykując zarówno obóz „dobrej zmiany”, jak również niewłaściwe postawy biskupów i księży. Hejt, skierowany po wspomnianym już wywiadzie pod adresem bpa T. Pieronka, jaki rozlał się zwłaszcza w mediach społecznościowych, jest dobrym przykładem obłudy oraz zakłamania nie tylko części, (co mocno podkreślam) kleru i pisowskiej władzy prowadzącej obecnie Polskę w polityczny niebyt, ale zwłaszcza otumanionego, a przy tym ubezwłasnowolnionego przez oba w/w środowiska, ludu pisowsko – radiomaryjnego. Dwulicowość obu tych w/w grup poraża normalnych ludzi. Jako praktykujący katolik mówię temu stanowcze „nie”!
Dariusz Stokwiszewski